Franciszek Grzesiak z psem przed swoim blokiem
Franciszek Grzesiak z psem przed swoim blokiem

Ponieważ jastrzębianin ma już psa, przyprowadził znajdę do mieszkania rodziców, którzy mieszkają w tym samym budynku, a nawet klatce schodowej nr 12. Synowa pana Franciszka natychmiast zadzwoniła do straży miejskiej, prosząc o zabranie pieska. – Dyżurny zapewnił, że strażnicy przyjadą do godz. 20. Czekaliśmy na próżno. W piątek telefonowałem osobiście dwa razy. Strażnik poprosił, by o godz. 17 wystawić psa bez smyczy przed blok. Na miejsce miał przyjechać rakarz i zabrać zwierzę. Straż miejska nagrywa wszystkie rozmowy, więc zawsze można sprawdzić, że mówię prawdę – opowiada starszy pan.
Wziął z ulicy, więc jest właścicielem
O dziwo w sobotę córka Grzesiaków spotkała tego samego kundelka w okolicy sklepu Billa, gdzie robiła zakupy. Przywiozła psa do mieszkania teściów. Następnego dnia pan Franciszek jeszcze raz interweniował w straży miejskiej. – Tym razem dyżurny pouczył mnie, że skoro wziąłem psa z ulicy, to jestem jego właścicielem – oburza się jastrzębianin. Pan Franciszek jest schorowanym emerytem górniczym. Cierpi na pylicę i astmę. Słabo widzi, przeszedł trzy operacje oczu. Mimo że kocha zwierzęta, w tak złym stanie zdrowia nie mógłby opiekować się psem, którego codziennie trzeba wyprowadzać na spacer parę razy. Ponadto Grzesiak mieszka aż na dziewiątym piętrze. Zdesperowany, w poniedziałek zatelefonował do Jastrzębskiego Zakładu Komunalnego, który prowadzi schronisko dla bezdomnych zwierząt. Usłyszał, że owszem może zostawić psa, ale za usługę trzeba zapłacić 250 zł. Po tych słowach pan Franciszek zwątpił w sens miłosierdzia dla zwierząt. – Człowiek ratuje przed zamarznięciem psa i zamiast otrzymać wsparcie służb komunalnych, spotykają go same problemy – mówi pan Franciszek.
Ludzie kombinują
Dariusz Kamiński, komendant straży miejskiej w Jastrzębiu Zdroju, powiedział nam, iż do straży miejskiej dzwonią osoby, które z różnych przyczyn próbują pozbyć się własnych psów. Trudno ustalić, czy dane zwierzę rzeczywiście jest bezdomne. Nie kwestionuje dobrych intencji pana Franciszka i tego, że psa znalazł na dworze. Oświadczył jednak, że musi sprawdzić, czy były rozmowy, o których wspomina starszy pan, i poprosił o telefon za pół godziny. Po przesłuchaniu nagrania Kamiński uznał zarzuty Grzesiaka za bezpodstawne. To prawda, strażnicy odnotowali telefoniczne zgłoszenie. Natomiast rakarz nie pojechał na Wielkopolską, bo nie może zabierać psów z mieszkania. Mało tego, komendant apeluje do mieszkańców, by nie zabierali z ulic bezpańskich psów. – Takie zachowanie grozi bowiem utratą zdrowia, a nawet życia. Nie wiadomo przecież, czy zwierzę jest zaszczepione – kwituje Kamiński.
Zarządzenie prezydenta
Marek Krakowski, dyrektor jastrzębskiego komunalniaka, przyznaje, że faktycznie jednym z zadań gminy jest wyłapywanie bezpańskich psów. Pozostawienie w schronisku czworonoga niemającego książeczki szczepień kosztuje 250 zł. Gdyby jednak petent przedstawił taki dokument, uiściłby o sto złotych mniej. Jeśliby zaś pan Franciszek przywiózł zwierzę do schroniska w niedzielę, 21 stycznia, nie zapłaciłby ani złotówki... Dlaczego? Otóż dopiero od poniedziałku, 22 stycznia, w mieście obowiązuje nowe zarządzenie prezydenta, które obliguje pracowników schroniska do pobierania opłaty za pozostawione zwierzę. – Ponadto tamci państwo nie sugerowali, byśmy przyjęli psa za darmo – dodaje szef JZK. Niemniej Krakowski oświadczył, że w drodze wyjątku odbierze czworonoga bez pobierania opłaty. W miniony poniedziałek po południu Grzesiakowie zawieźli psa do schroniska. Szef komunalniaka dotrzymał słowa.
1

Komentarze

  • czytelnik Nowin. 23 lutego 2007 05:32To jest skandal nadajacy sie wprost do prokuratury. Zamierzam naglosnic ten kolejny szokujacy pomysl wladz Jastrzebia . Przykro jest zyc w miescie bydlowie, bo to jest bydlowo z instytucja rakarza w tle.Wsytd jest miec wladze na tak zenujacym poziomie mentalnym.

Dodaj komentarz