20025205
20025205


W jednej z sal wystawienniczych na sztaludze ustawiono portret artysty en face i z profilu. Czarno-biały rysunek nawiązuje stylistyką do zdjęć z policyjnych kartotek. To ilustracja tytułu wystawy „Skazany na sztukę”.- Tak to właśnie wygląda, jak człowiek nie umie robić nic więcej, jak tylko rysować i malować, to jest na tę sztukę skazany. To jest mój zawód i za żadne skarby nie zamieniłbym go na żaden inny - komentuje Krzysztof Dublewski.Na wystawie prezentuje ponad 80 z 1500 swoich różnorodnych prac.- Jest trochę chaosu w tej wystawie, ale wynika to z faktu, że prace pochodzą z różnych cykli i różnych okresów mojej twórczości. Są inspirowane różnymi wydarzeniami i obrazami zmieniającego się świata - wyjaśnia autor wystawy. To właśnie owa różnorodność, cechująca raczej wystawy zbiorowe niż indywidualne, najbardziej zaskakuje widza. I nie chodzi tu wyłącznie o bogactwo treści i form. Na wystawie znalazły się prace wykonane przy zastosowaniu kilkunastu różnych technik malarskich i graficznych, co samej ekspozycji wyszło tylko na dobre. Widz nie może się tu nudzić, bo wciąż jest zaskakiwany - obok barwnych obrazów olejnych może oglądać nie mniej interesujące czarno-białe grafiki czy tworzone z fotograficzną wręcz dokładnością akwarele.- Brakuje tylko litografii, którą już praktycznie nikt się nie zajmuje, i technik metalowych, m.in. akwaforty i miedziorytu, aletworzenie ich w domowych warunkach jest po prostu niemożliwe, choćby tylko ze względu na konieczność używania kwasu. Techniką, która mi najbardziej odpowiada, jest akwarela. Jest trudna, bo nie pozwala na pomyłki. Raz nałożony kolor zostaje na obrazie już na zawsze. Nie można go tak, jak w przypadku obrazu olejnego, zamalować. Jedyne wyjście to podrzeć kartkę i rozpocząć wszystko od nowa.Wystawa ma charakter przekrojowy. Najstarszymi pracami, jakie można tu obejrzeć, są powstałe w czasie studiów rysunki-ćwiczenia. To „krótkie” szkice ołówkiem, mające oddać charakter rysowanej postaci. Ówczesny student Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu uwiecznił na nich swego ojca Juliusza Dublewskiego, jednego z legendarnych już nauczycieli I LO im. Powstańców Śl.- Mówiąc pół żartem, pół serio, wystawa dzieli się na dwie części: pierwsza obejmuje prace, które chcę i lubię tworzyć, druga zaś rzeczy, które muszę tworzyć z racji wykonywanej przeze mnie profesji. W trakcie wernisażu wiele osób zastanawiało się pewnie, jakie prace do której z tych dwóch części należą - mówi z uśmiechem Krzysztof Dublewski.- Moim pierwszym nauczycielem plastyki był pan Marian Rak. To była połowa lat 50., a ja miałem siedem, może osiem lat. Pokazał mi wtedy przedmioty oglądane przeze mnie pierwszy raz w życiu - dłutka do linorytu. W płytce linoleum miałem wykonać linoryt. Byłem bardzo ambitny, miałem pocięte ręce, ale linoryt zrobiłem. Przedstawiał kota w butach i później trafił nawet na jakąś wystawę. To była moja pierwsza poważna praca graficzna z matrycy - opowiada.W czasie nauki w rybnickim gimnazjum Powstańców Śl. blok rysunkowy zastępowały mu zielone blaty ówczesnych szkolnych ławek.- To były różne rysunki: kowboje, Indianie, karykatury kolegów, a czasem skromnie odziane panie. Najwięcej rysowałem na lekcjach fizyki, z której zawsze byłem bardzo słaby. Profesor Morus sadzał mnie wtedy do oślej ławki. Miał nadzieję, że będę bardziej uważał. Nie miał racji...W 1972 roku Krzysztof Dublewski ukończył Wydział Malarstwa, Grafiki i Rzeźby w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu i w tym samym roku wstąpił w szeregi Związku Polskich Artystów Plastyków. Od ośmiu lat jest prezesem rybnickiego oddziału ZPAP-u, skupiającego artystów z Rybnika i ościennych miejscowości. Swoje prace prezentował na dziesięciu wystawach indywidualnych i 34 zbiorowych. W swoich pracach nie unika tematów trudnych, związanych z współczesną polską rzeczywistością. Porusza się jednak w kręgu wartości uniwersalnych, unikając dosłowności. Jednym z obrazów przykuwających uwagę widzów jest „Polski święty”, święty bez twarzy, w aureoli z unijnych gwiazdek.- Ten obraz powstał w latach 80. po jednym z wystąpień premiera Mazowieckiego. Ta aureola i zaciśnięte pięści nad pustym talerzem to te nasze myśli o zjednoczonej Europie. Spodziewamy się, że będzie lepiej, ale jak będzie naprawdę, nikt nie wie.Na co dzień Krzysztof Dublewski prowadzi w muzeum pracownię renowacji dzieł sztuki. Trafiają tu muzealne eksponaty, dzieła sztuki sakralnej z rybnickich kościołów, a od czasu do czasu również przedmioty przynoszone przez samych mieszkańców. Ślad tej działalności uważny widz również odnajdzie na jubileuszowej wystawie.W czasie 30-letniej działalności artystycznej nie mogło zabraknąć sytuacji zabawnych. Kiedyś, gdy muzeum funkcjonowało jeszcze w nieistniejącym już dziś budynku przy ul. Miejskiej, Dublewski zabrał się za renowację jednego z obrazów z muzealnej kolekcji. Był to portret któregoś z członków niemieckiego rodu arystokratycznego Reinbabenów. Na miejscu nie było odpowiednich warunków, więc wziął „robotę” do domu. Po kilku tygodniach z odnowionym obrazem wyruszył w drogę powrotną do muzeum. Wsiadł do autobusu i - na szczęście dla obrazu - znalazł miejsce siedzące. Po zabraniu pasażerów z kilku kolejnych przystanków w autobusie zapanował tłok. Tuż obok Dublewskiego stanęła korpulentna pasażerka, która przy kolejnych zakrętach i manewrach naruszała jego prywatność a to biodrem, a to wydatną piersią. Sytuacja była niezręczna, bo przecież jako dżentelmen powinien rozwiązać problem, ustępując jej miejsca. Nie mógł jednak tego zrobić ze względu na odnowionego Reinbabena. Chcąc się jednak usprawiedliwić, wyrecytował: „Chętnie ustąpiłbym pani miejsca, ale nie mogę, bo mam Reinbabena...”. Zaskoczona kobiecina skwitowała krótko: „Nic się, chłopeczku, nie martw, teraz się już wszystko leczy...”.

Komentarze

Dodaj komentarz