Taki kawałek rudy żelaza na pierwszy rzut oka przypomina zbity kawał piasku i gliny. Nie jest zbyt wartościowy, łatwo łamie się już w rękach. Nic dziwnego, że i żelazo z niego wytopione pęka jak zapałka, nie jest zatem zbyt przydatne. Jako pierwsi przekonali się o tym dobrych kilkaset lat temu cystersi, którzy zdecydowali się osiedlić w Rudach i wybudować tutaj klasztor. Zasłynęli nie tylko z hutnictwa, ale również z gorzelnictwa, sadownictwa i hodowli ryb.Na festynie, dzięki replikom dawnych sprzętów, można było dowiedzieć się, w jaki sposób mnisi uzyskiwali żelazo. Mało wartościową rudę, wydobywaną z małej głębokości, darniową, szybko zastąpili lepszym surowcem sprowadzanym z Tarnowskich Gór. Jako opał służył im węgiel drzewny (przydatności kamiennego wówczas nie znali). Węgiel drzewny uzyskiwali w mieleszach. Drewno, pocięte na 70-centymetrowe szczapy, układali w stosy. Podpalali je i przykrywali darniną. Dzięki temu ogień ledwo się tlił, stopniowo zmieniając szczapy w węgiel. W replice mielesza, pokazanej na festynie, w oczy rzucał się długi pień, sterczący pionowo. W oryginale nasączony był wodą i służył do kontrolowania dopływu powietrza do środka mielesza i cyklu produkcji węgla. Kontrolowanie nie było skomplikowane, polegało dosłownie na rozgrzebywaniu darniny. Po tygodniu opał był gotowy do użycia.Rudę żelaza mnisi wzbogacali. Najpierw grudy surowca rozdrabniali, potem wyprażali na płonącym drewnie. Potem całą pozostałość po ognisku wrzucali do płuczki. Ruda, jako najcięższa, osiadała na dnie, popiół i inne zanieczyszczenia zostawały na górze. Zbierano je i wrzucano do rzeki. Oczyszczona ruda trafiała do dymarek – miniaturowych hut.Pomysłowi i zaradni cystersi, udoskonalili sposób wytopu żelaza. Dymarki wcześniej były jednorazowego użytku – po zakończeniu wytopu partii żelaza piec w całości rozbierano. Mnisi opatentowali dymarki stałe, z demontowaną tylko jedną ścianką. Dymarki robiono z cegieł. Przypominały piramidki o zaokrąglonych bokach. Rozpalano w nich ogień z węgla drzewnego o temperaturze tysiąca stopni. Było to możliwe dzięki dostarczaniu ogromnym miechem powietrza do wnętrza pieca. Żeby palenisko nie wygasło, przy obsłudze dymarki pracowało na zmianę 12 osób! Wytop trwał 8 godzin. Z około 10 kilogramów rudy uzyskiwano 1 kg żelaza. Są to dane mocno przybliżone, gdyż cystersi strzegli swoich tajemnic, głównie przed wywiadem gospodarczym.Replika dymarki przedstawiona na festynie była dwu lub trzykrotnie mniejsza od oryginalnej. Ponieważ cystersi mieli ich ogółem od kilkunastu do kilkudziesięciu, można sobie wyobrazić, na jak szeroką skalę prowadzili działalność hutniczą. Na festynie dzieci mogły tłoczyć miechem powietrze, dzięki czemu nawet nieświadomie poznawały historię swojej ziemi. Miały też okazję spróbować swoich sił jako myśliwy epoki mezolitu – strzelać z łuku do worków, rzucać oszczepem, łowić ryby. Taki zresztą był cel imprezy, zorganizowanej pod hasłem „Nadrudzkie spotkania z historią” – popularyzować wiedzę historyczną dzięki zabawie w „żywą archeologię”. Festyn zorganizował, już po raz czwarty, Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego.
Taki kawałek rudy żelaza na pierwszy rzut oka przypomina zbity kawał piasku i gliny. Nie jest zbyt wartościowy, łatwo łamie się już w rękach. Nic dziwnego, że i żelazo z niego wytopione pęka jak zapałka, nie jest zatem zbyt przydatne. Jako pierwsi przekonali się o tym dobrych kilkaset lat temu cystersi, którzy zdecydowali się osiedlić w Rudach i wybudować tutaj klasztor. Zasłynęli nie tylko z hutnictwa, ale również z gorzelnictwa, sadownictwa i hodowli ryb.Na festynie, dzięki replikom dawnych sprzętów, można było dowiedzieć się, w jaki sposób mnisi uzyskiwali żelazo. Mało wartościową rudę, wydobywaną z małej głębokości, darniową, szybko zastąpili lepszym surowcem sprowadzanym z Tarnowskich Gór. Jako opał służył im węgiel drzewny (przydatności kamiennego wówczas nie znali). Węgiel drzewny uzyskiwali w mieleszach. Drewno, pocięte na 70-centymetrowe szczapy, układali w stosy. Podpalali je i przykrywali darniną. Dzięki temu ogień ledwo się tlił, stopniowo zmieniając szczapy w węgiel. W replice mielesza, pokazanej na festynie, w oczy rzucał się długi pień, sterczący pionowo. W oryginale nasączony był wodą i służył do kontrolowania dopływu powietrza do środka mielesza i cyklu produkcji węgla. Kontrolowanie nie było skomplikowane, polegało dosłownie na rozgrzebywaniu darniny. Po tygodniu opał był gotowy do użycia.Rudę żelaza mnisi wzbogacali. Najpierw grudy surowca rozdrabniali, potem wyprażali na płonącym drewnie. Potem całą pozostałość po ognisku wrzucali do płuczki. Ruda, jako najcięższa, osiadała na dnie, popiół i inne zanieczyszczenia zostawały na górze. Zbierano je i wrzucano do rzeki. Oczyszczona ruda trafiała do dymarek – miniaturowych hut.Pomysłowi i zaradni cystersi, udoskonalili sposób wytopu żelaza. Dymarki wcześniej były jednorazowego użytku – po zakończeniu wytopu partii żelaza piec w całości rozbierano. Mnisi opatentowali dymarki stałe, z demontowaną tylko jedną ścianką. Dymarki robiono z cegieł. Przypominały piramidki o zaokrąglonych bokach. Rozpalano w nich ogień z węgla drzewnego o temperaturze tysiąca stopni. Było to możliwe dzięki dostarczaniu ogromnym miechem powietrza do wnętrza pieca. Żeby palenisko nie wygasło, przy obsłudze dymarki pracowało na zmianę 12 osób! Wytop trwał 8 godzin. Z około 10 kilogramów rudy uzyskiwano 1 kg żelaza. Są to dane mocno przybliżone, gdyż cystersi strzegli swoich tajemnic, głównie przed wywiadem gospodarczym.Replika dymarki przedstawiona na festynie była dwu lub trzykrotnie mniejsza od oryginalnej. Ponieważ cystersi mieli ich ogółem od kilkunastu do kilkudziesięciu, można sobie wyobrazić, na jak szeroką skalę prowadzili działalność hutniczą. Na festynie dzieci mogły tłoczyć miechem powietrze, dzięki czemu nawet nieświadomie poznawały historię swojej ziemi. Miały też okazję spróbować swoich sił jako myśliwy epoki mezolitu – strzelać z łuku do worków, rzucać oszczepem, łowić ryby. Taki zresztą był cel imprezy, zorganizowanej pod hasłem „Nadrudzkie spotkania z historią” – popularyzować wiedzę historyczną dzięki zabawie w „żywą archeologię”. Festyn zorganizował, już po raz czwarty, Zespół Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego.
Komentarze