20014204
20014204


W 1993 roku na jubileusz 50-lecia pracy zawodowej i twórczej przygotował retrospektywną wystawę o Rogowie. Na 60 rocznicę chce pokazać życie człowieka.Dzisiaj w jego zakładzie fotograficznym coraz mniejszy ruch. Minęły czasy, gdy w jeden weekend obsługiwał i dziesięć wesel. Nowożeńcy też zaczynają żyć oszczędniej. 16 lat temu Alojzy Klon za serię zdjęć ślubnych w plenerze otrzymał srebrny medal na ogólnopolskiej wystawie fotograficznej w Warszawie. Wtedy był w Polsce pionierem tego typu fotografii.Najwięcej wspomnień budzi jednak wystawa, której 8 lat temu, przed pierwszą prezentacją nadał tytuł "Rogów wczoraj i dziś". 250 prac ukazuje pół wieku historii tej małej miejscowości od 1943 roku poczynając. Dlaczego właśnie od tego roku? Właśnie 1 października 1943 roku czternastoletniego Alojza z Rogowa ojciec zawiózł do Rybnika na naukę zawodu w zakładzie fotograficznym Ottona Libecka przy ul. Gimnazjalnej. Samodzielnie zdjęcia robił już od dwóch lat drewnianym aparatem typu studyjnego. Najpierw były to małe fotografie do dokumentów, a później różnego rodzaju fotki pojedynczych osób i całych rodzin, które zamawiano z zamiarem wysłania - żołnierzom na wojnę. Wtedy to właśnie przewidujący ojciec Alojzego Klona, górnik z zawodu, powziął myśl o kształceniu syna "na fotografa". Widział w tym dobrą przyszłość dla dziecka.Smykałka nastolatka do obserwowania świata przez obiektyw sprawiła, że Rogów jest dziś najlepiej obfotografowaną wioską ziemi wodzisławskiej. Na starych, czarno-białych zdjęciach uwiecznieni zostali ludzie, których najczęściej nie ma już na tym świecie, czołgi niemieckie i rosyjskie podczas cofającego się i wracającego frontu ostatniej wojny światowej, ruiny domów, odbudowa, zniszczonego bombardowaniem kościoła. Niezwykłość tej dokumentacji tkwi w tym, że ów miniony świat na celofanowej kliszy utrwalał uczeń szkoły podstawowej. Do dziś fachowcy od fotografii dokumentalnej i fotoreportażu historycznego podziwiają "dojrzałość kadru".Sam Alojzy Klon mówi o tym bez egzaltacji i nie widzi w tym czegoś nadzwyczajnego. Dla niego fotografowanie jest takim samym rzemiosłem jak hodowla kwiatów, malarstwo czy obmyślanie form architektonicznych. Każda z tych dziedzin, wymaga myślenia estetycznego. Tu nigdy nie ma całkowitego przypadku ani do końca spełnionej koncepcji. Albo coś wychodzi, albo nie. Ale na początku musi być myśl.- Wysokiej klasy zawodowej fotograf lub fotografik tym różnią się od tzw. zwykłego pstrykacza, że rodzą się z obiektywem w oku - mówi Alojzy Klon. - Tak, z tym się trzeba urodzić. Pamiętam z tamtego okresu, gdy miałem kilkanaście lat i fotografowałem wojsko na ulicach Rogowa - rano niemieckie, wieczorem rosyjskie - że od razu myślałem o tym, co się ma zmieścić w kadrze. Gdy tego potem nie było, wyrzucałem takie zdjęcie. Podobne oczekiwania miałem wobec fotografii, które ludzie wysyłali krewnym na wojnę. To musiało być coś miłego, rodzinnego, ciepłego.Od stycznia w rogowskim zakładzie fotograficznym zagościła cisza. Tak objawiła się pustka po pani Helenie, żonie Alojzego Klona. Prawie przez pięćdziesiąt lat wspomagała męża. Jej odejście w każdym kącie zakładu posiało pustkę, a w spojrzeniu rogowskiego mistrza obiektywu przygasiło dawną iskrę radości. I trudno się temu dziwić, gdyż zakład nie ma następcy. Syn jest sztygarem w kopalni i nie interesuje go zawodowe fotografowanie, choroba córki uniemożliwia przejęcie rodzinnej firmy, a wiele lat temu w wieku trzynastu lat, podczas wakacyjnej kąpieli, utonął ten, który w pierwotnych planach rodziców przewidziany był na dziedzica zakładu. „Czarno to wszystko widzę” - mówi rogowski mistrz obiektywu, z żalem rozglądając się po ścianach pomieszczeń obwieszonych portretami nowożeńców i dyplomów zawodowej sławy.Obmyślanie następnej wystawy jest dla niego sposobem na odpędzanie czarnych myśli. A może chce po prostu jeszcze raz pokazać, że fotografia dopiero po latach zaczyna żyć własnym życiem. Stąd wydobywa z archiwum dawne portrety, pary ślubne, zdjęcia rodzinne, zaaranżowane sceny rodzajowe, naszpikowane metaforą pejzaże i tajemnicze, ukryte za głębokim światłem detale wnętrz architektonicznych. Być może w przyszłym roku powstanie z tego wystawa pod roboczym tytułem "Życie człowieka". Na razie pan Alojzy planuje wyeksponować te fotografie za szybami swojego zakładu.- Dopiero po latach - tłumaczy - zdjęcie zaczyna mówić pełnym głosem. - Widać na nim, jaka szczęśliwa była ta para fotografowana dwadzieścia albo trzydzieści lat temu. Ile miłości było w oczach matki patrzącej na swoje dziecko. Jaką mądrość wyrył czas w zmarszczkach starej kobiety, a ile powabu jest w delikatnym rysunku oczu, nosa i ust nastoletniej blondynki, która odwiedziła mój zakład w połowie lat siedemdziesiątych. Dobre zdjęcie śmieje się, mówi albo nawet krzyczy; złe jest martwe, milczy. Jest w tym rozgraniczeniu pewne pokrewieństwo z ludzką naturą.
1

Komentarze

  • Kibic 03 października 2009 11:28Jak to jest ze piszecie ze na hokeistów nie ma mocnych skoro przegrali w Gdńasku? Hmm ...

Dodaj komentarz