Z niemieckiej gazetki propagandowej / Archiwum
Z niemieckiej gazetki propagandowej / Archiwum

 

Wszystkie przygotowania do obrony przed hitlerowską nawałnicą były i spóźnione, i zakrojone na zbyt małą skalę. Niemieckie oddziały zajęły nasze ziemie praktycznie bez oporu!

 

Wiosną 1939 roku nadchodzić zaczęły wieści o gromadzeniu przez Niemców olbrzymich sił zbrojnych w strefach przygranicznych, co w Polsce wywoływało narastającą psychozę strachu. W miastach i wioskach szerzyła się atmosfera podejrzliwości i szpiegomanii w stosunku do mieszkańców uważanych za Niemców, którzy z obawy o swe bezpieczeństwo nie pokazywali się na ulicach. Z początkiem czerwca głośnym echem w Rybniku odbiła się wiadomość o aresztowaniu radnego Brzonkalika, członka frakcji niemieckiej, którego oskarżono o przemyt osób w wieku poborowym do Niemiec. W związku z tą sprawą Rada Miasta Rybnika zaapelowała do pozostałych radnych niemieckich, aby okazali się godni piastowania mandatów radnych polskiego miasta.

 

Areszty i prowokacje

 

Kilka dni później za lżenie narodu polskiego aresztowano właściciela rybnickiej piekarni Kurta Viewega oraz stolarza Pawła Sollorza. Ten drugi usłyszał również zarzut przeprowadzenia przez zieloną granicę do Niemiec swego syna Gerharda, który otrzymał powołanie na ćwiczenia do Wojska Polskiego. 27 czerwca 1939 roku Sąd Okręgowy w Rybniku za szerzenie ideologii hitlerowskiej skazał na trzy lata bezwzględnego więzienia czeladnika rzeźnickiego Engelberta Wróblewskiego, a wyrok ten miał być nauczką dla niego oraz wszystkich ośmielających się pójść w jego ślady. Z kolei 14 sierpnia bez żadnej motywacji władze niemieckie wstrzymały mały ruch graniczny na odcinku powiatu rybnickiego.

Władze polskie zareagowały na to zarządzeniem wstrzymania ruchu na całej granicy województwa śląskiego z Niemcami. Wkrótce po wprowadzeniu tych separacyjnych rozwiązań nasiliły się prowokacje niemieckie na całym 84-kilometrowym pasie granicznym w powiecie rybnickim. Uzbrojone oddziały nacjonalistycznych ochotników Freikorps napadały na liczne przygraniczne miejscowości, jak np. Gierałtowice, Krywałd, Szczygłowice czy Żarnowice. Najwięcej ataków nastąpiło 25 sierpnia, kiedy o 5 rano około 100 osób napadło na polski posterunek graniczny w Chwałęcicach, zaś inny oddział złożony z 30 dywersantów niemieckich zaatakował budynki straży granicznej w Zwonowicach i Suminie.

 

Powszechny zamęt

 

W miastach pojawiły się plakaty z obwieszczeniami o powszechnej mobilizacji, które natychmiast na polecenie władz wojskowych zdjęto z murów. Po dwóch dniach rozwieszono je ponownie, co obrazuje powszechny zamęt, niezdecydowanie i bezradność władz wobec narastającej groźby agresji. W dzienniku "Polska Zachodnia" nr 239 z 30 sierpnia 1939 roku i innych gazetach ukazała się instrukcja dla ludności cywilnej o zwalczaniu lotniczych desantów nieprzyjacielskich, w której wzywano społeczeństwo do czujności i niezwłocznego powiadamiania odpowiednich służb o ewentualnych zagrożeniach ze strony desantu lotniczego lub działalności zakamuflowanych dywersantów.

Instrukcja kończyła się słowami: "Desant musi być tropiony jak dzika zwierzyna i nie może się wymknąć z naszych rąk. Widły, kosy, cepy, kłonice z braku innych narzędzi oraz ogień muszą stanowić naszą broń do zwalczania nieprzyjaciela i zniszczenia jego sprzętu. Ze względu na fakt, że wojsko przede wszystkim zajęte będzie na froncie, zwalczanie desantów, zwłaszcza mniejszych liczebnie, musi należeć do ludności cywilnej, a zasada, że w dzisiejszej wojnie nie walczy samo wojsko, lecz cały naród, znajdzie tu swoje najoczywistsze potwierdzenie." W tym samym numerze ukazała się odezwa do rodziców, by każde dziecko do lat siedmiu zaopatrzyli w szyldzik płócienny o wymiarach 15 na 8 cm z jego danymi osobowymi wszyty do wewnętrznej strony ubrania lub wyposażyli pociechy w woreczki do zawieszania na szyi z takimi danymi.

 

Mobilizacja po czasie

 

W Rybniku ruch prawie zupełnie zamarł, ludzie z przerażeniem czekali na dalszy bieg zdarzeń. Stacjonujący na terenie Śląskiego Zakładu Psychiatrycznego batalion 75. Górnośląskiego Pułku Piechoty pod dowództwem majora Władysława Mażewskiego (1896-1980) dopiero na kilka dni przed wybuchem wojny przystąpił do organizowania umocnień obronnych wokół miasta. Na ulicy Gliwickiej obok stawu Ruda (obecne kąpielisko) wojsko postawiło zaporę przeciwczołgową z grubych bali. W kilku strategicznych punktach na wzgórzu Rudzkim okopane zostały gniazda karabinów maszynowych. Na Wawoku przystąpiono do budowy betonowego bunkra, jednak pomimo intensywnych prac nie zdołano go ukończyć przed agresją (dziś budowla ta stanowi obiekt zabytkowy).

Nie zdążono również z budową zapory na Rudzie pomiędzy Rybnicką Kuźnią i Chwałęcicami, która miała posłużyć do zalania przygranicznych terenów w wypadku niemieckiej napaści. Wojsko zdążyło jedynie zaminować wszystkie wiadukty, mosty i przepusty na drogach prowadzących od strony granicy. Codziennie do koszar mieszczących się w ośmiu wydzielonych pawilonach szpitala psychiatrycznego masowo przybywali mobilizowani rezerwiści, dla których jednak brakowało mundurów i broni. W pośpiechu z szop wyciągano stare kuchnie polowe i inny sprzęt, a jedyną nowoczesną bronią była konna dwukołowa taczanka z karabinem maszynowym, którą kilka dni wcześniej ofiarowali wojsku pracownicy zakładu psychiatrycznego.

 

Najazd i okupacja

 

Dzień przed wybuchem wojny doszło do prowokacyjnych ataków na niemiecką radiostację w Gliwicach oraz na posterunek graniczny w Stodołach (Hochlinden), których dokonał specjalny oddział SS przebrany w mundury polskie. Po pozorowanej strzelaninie napastnicy wycofali się, pozostawiając poległych w mundurach polskich i niemieckich. Nazajutrz, 1 września 1939 roku, już o brzasku pojawiły się Chwałęcicach pierwsze kolumny pojazdów wojskowych z czarnymi krzyżami zmierzające w kierunku Rybnika. Naoczny świadek Jan Nosiadek z Chwałęcic na kartach swych wspomnień napisał, że nagle usłyszał, że coś ciężkiego jedzie koło domu. Spojrzał w okno i zobaczył czołgi. Potem ujrzał, jak żołnierze niemieccy idą przez kartoflisko w stronę ich domu. Jeden podbiegł do okna z okrzykiem "altes raus!".

"Inni przemocą otwierają drzwi i z rewolwerami w rękach, z bagnetami na karabinach rozkazują nam wychodzić i stawać pod płot. Matka z przerażeniem pyta, czy nas chcą rozstrzelać. Jeden z żołnierzy podszedł po chwili i powiedział, żebyśmy uciekali na tyły. Tak z całą rodziną udaliśmy się na stronę niemiecką do Stodół. Po drodze mijały nas nie mające końca kolumny czołgów, samochodów i maszerującego wojska. Jeden z polskich żołnierzy poległ na drodze przy kapliczce św. Anny, mający go pogrzebać niemieccy żołnierze szydzili, że Polaka nie będą na rękach nosić. Wtedy mój ojciec podszedł, aby im pomóc i powiedział, że jest świętym obowiązkiem i zaszczytem uczynić to dla każdego poległego żołnierza. Niemcy spojrzeli po sobie i zamilkli. Około południa powróciliśmy do swego domu."

 

Pierwsze ofiary

 

Wyświęcony w czerwcu 1939 roku ksiądz Konrad Szweda (1912-1988) pochodzący z Rybnickiej Kuźni tak opisuje te okrutne wydarzenia: "W pierwszy piątek miesiąca, 1 września 1939 roku, wybuchła wojna z Niemcami, którą po uprzednim rozpoczęciu wypowiedział Adolf Hitler. Akurat podczas Mszy św. sprawowanej w kościele św. Antoniego przez ks. Dziekana Tomasza Reginka wojsko polskie wysadziło most kolejowy. Detonacja była tak silna, że zadrżały wszystkie okna w kościele, powstał krzyk, część ludzi w panice uciekła do domów. Padały pierwsze ciężkie pociski armatnie na kościół, świszczały kule w powietrzu, na ulicach leżały pierwsze trupy. Z księdzem Wojciechem Riedlem dostałem się na nowe probostwo, bardzo podziurawione przez pociski karabinowe i artyleryjskie. Od strony granicy zachodniej długimi kolumnami sunęły kolumny czołgów, wozów pancernych, samochodów ciężarowych. Miasto zostało bez oporu zdobyte" – pisze ksiądz.

"Przy wysadzaniu mostu na rzece Nacynie w Orzepowicach zginęło dwóch moich kuzynów: Teofil Szweda i Joachim Tkocz, osierocili żony i dzieci. Podobną śmiercią zginęło w Rybniku 18 innych osób. W niedzielę, 3 września, przy udziale tłumów ludzi pochowałem wszystkie ofiary we wspólnej mogile na nowym cmentarzu. W tę samą niedzielę sumę odprawiłem na placu kościelnym, ponieważ kościół św. Antoniego podziurawiony był pociskami, zasypany rumowiskiem, ze zdemolowanymi organami i nie nadawał się do użytku." Zaznaczyć należy, że między innymi za pochówek pierwszych ofiar wojny w Rybniku i odważną patriotyczną homilię podczas tej ceremonii ksiądz Konrad Szweda został aresztowany przez gestapo i prawie pięć lat więziony był w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu i Dachau.

 

Rządy najeźdźcy

 

Pomimo bohaterskiego oporu licho wyposażeni żołnierze polscy nie mieli szans powstrzymać brutalnego najeźdźcę i 1 września już o 8 rano Rybnik z sąsiednimi miejscowościami był w rękach niemieckich. Władzę przejął okupant, który od pierwszych dni wprowadził nowe represyjne prawo. Najpierw przystąpił do walki z językiem polskim w Kościele, urzędach i zakładach pracy. Ludność podzielona została na cztery grupy narodowościowe: I i II przeznaczona była dla Niemców, zaś III i IV dla Polaków. Wprowadzono kartki żywnościowe, których wartość uzależniona była od przydzielonej grupy. Wszystkie zaległe podatki należne polskiemu fiskusowi Niemcy ściągnęli co do grosza, ale już do swojej kasy.

Dla potrzeb przemysłu zbrojeniowego miedziane przewody sieci elektrycznej wymieniono na aluminiowe, w remizach strażackich hełmy mosiężne zamieniono na skórzane kaski, z wszystkich prawie kościołów zrabowano spiżowe dzwony. Pośród miejscowej ludności natomiast uaktywnili się zakonspirowani agenci i wszelkiego pokroju zdrajcy i zaprzańcy, ludzie małostkowi o niskiej moralności i kulturze osobistej. To oni przejmowali władzę w okupowanych miejscowościach, denuncjowali "wrogów Rzeszy", niejednokrotnie własnych kolegów i sąsiadów. Najohydniejsze było to, że przez odrzucanie zgody na powrót aresztowanego do rodzinnej miejscowości skazywali go na wywózkę do obozu śmierci.

 

Lata terroru

 

Sukcesywnie wywożono do obozów koncentracyjnych osoby, które obejmowała specjalna księga gończa "Sonderfahundungsbuch Polen". Z całej Polski znalazło się na niej ponad 8700 nazwisk, z tego ponad 1300 z ówczesnego województwa śląskiego i 169 nazwisk z powiatu rybnickiego. Młodzi Ślązacy z obszaru okupowanego przymusowo wcielani byli do Wehrmachtu, zaś tych, którzy odmówili, czekało więzienie albo zsyłka do obozu. Nastał terror, który w powiecie rybnickim trwał przez 52 miesiące i 26 dni – do 26 stycznia 1945 roku, natomiast samo miasto Rybnik w rękach okupanta było jeszcze dwa miesiące dłużej – do 26 marca 1945 roku.

1

Komentarze

  • Artur Molenda Sonderfandungsbuch 03 października 2015 19:35Wykaz imienny z powiatu rybnickiego można znaleść w publikacji z 2012 roku zatytułowanej: Rybnik miasto i powiat, autorstwa Alexandra Gościniaka, ISBN 978-83-930386-2-6. Książka była do nabycia także w księgarni ORBITA w Rybniku

Dodaj komentarz