Spotkanie w sali gimnastycznej SP nr 19 / Ireneusz Stajer
Spotkanie w sali gimnastycznej SP nr 19 / Ireneusz Stajer

 

To historia ludzi, którzy nie mogli pogodzić się z nową komunistyczną rzeczywistością. Zebrani w sali gimnastycznej SP nr 19 jastrzębianie spotkali się z dorosłymi już dziećmi bohaterów.

 

Młodzież z ciekawością wpatrywała się w prelegentów. Ze świata beztroski przeniosła się na półtorej godziny w czasy legendarnego kapitana Henryka Flamego "Bartka" i majora Antoniego Żubryda "Zucha", polskich bohaterów, skrytobójczo zamordowanych przez komunistów. Gośćmi byli Aleksandra Moroń, córka starszego sierżanta Tadeusza Przewoźnika ps. "Kuba" (był dowódcą plutonu ochrony sztabu "Bartka"), jej szwagier Andrzej Jamro, należący do Stowarzyszenia Ochotniczego Szwadronu 3 Pułku Ułanów Śląskich w Wodzisławiu i Związku Żołnierzy NSZ Okręgu Śląskiego, oraz Janusz Niemiec (syn Żubryda).

 

Mundur jak relikwia

 

Scenografia sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 19 w Jastrzębiu Zdroju, gdzie odbyło się spotkanie, którego współorganizatorem był Zespół Szkół nr 3, w pełni oddawała historyczno-polityczny klimat połowy lat 40. Dzieje ugrupowań partyzanckich Narodowych Sił Zbrojnych "Bartka" na Podbeskidziu oraz "Zucha" w rejonie Sanoka skupiają jak w soczewce dramat żołnierzy, nazwanych później wyklętymi. W PRL-u nie wolno było o nich mówić. Wielu zamordowanych przez NKWD i polskie siły bezpieczeństwa bohaterów spoczywa gdzieś pod ziemią, bo ich ciał nie odnaleziono do dziś.

– Cały czas szukam grobu stryja, porucznika Jana Przewoźnika ps. "Ryś", zastępcy kapitana Henryka Flamego. Co roku rodziny pomordowanych żołnierzy spotykają się w miejscowości Barut na Opolszczyźnie, zwanej śląskim Katyniem. Żywimy nadzieję, że zostaną odkryte ich mogiły, na których zapalimy znicze – mówi Aleksandra Moroń. Jej ojciec cudem przeżył prowokację Urzędu Bezpieczeństwa. Dziś córka "Kuby" z dumą zakłada oryginalny mundur taty, a na lewe przedramię biało-czerwoną opaskę z napisem NSZ. Traktuje go jak relikwię. Ojciec był pedantem, więc mundur zachował się w niemal nienaruszonym stanie. Ubecy go nie znaleźli, mimo wielu rewizji w naszym domu. Przypuszczam, że przeleżał w jakieś zmyślnej skrytce – stwierdza pani Aleksandra.

 

Odwrócone belki

 

Co ciekawe, belki starszego sierżanta są odwrócone. – Długo nie wiedziałam, dlaczego. Dopiero kolega powiedział mi, iż żołnierze podziemia robili tak celowo, by odróżnić się od komunistycznego wojska – tłumaczy córka wyklętego. Ona wie, że historia oddziału "Bartka" była tragiczna. Pod komendą kapitana Flamego i porucznika Przewoźnika w szczytowym momencie było około 400 żołnierzy. Działali głównie na Podbeskidziu i utrzymywali kontakt z ośrodkiem politycznym NSZ w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec. W latach 1945-1947 stoczyli ponad 240 walk i potyczek z grupami operacyjnymi Urzędu Bezpieczeństwa i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Szczególne wrażenie zrobiła akcja przeprowadzona 3 maja 1946 roku w Wiśle. Po zajęciu miasteczka żołnierze NSZ zorganizowali kilkugodzinną defiladę. "Bartek" paradował na białym koniu, niczym wymarzony przez Polaków generał Anders. Stacjonujące w pobliżu jednostki ludowego wojska, KBW, WOP i UB nie zdecydowały się na walkę z oddziałem NSZ. W lipcu 1946 do sztabu zgrupowania zostali wprowadzeni agenci UB, którzy wykorzystali lansowaną przez zagraniczne ośrodki NSZ koncepcję przerzucenia części sił na Zachód. Ponad 200 partyzantów wywieziono trzema ciężarówkami i zgładzono w rejonie Łambinowic.

 

Trafne przeczucie

 

– Mój tato miał wsiąść do pierwszej razem ze stryjem. Coś go jednak tknęło i zaproponował bratu, że pojedzie w ostatnim czwartym samochodzie. Zauważył, że "Gdyby zdekonspirowano ludzi z pierwszych ciężarówek, to przeżyje przynajmniej jeden z nas. I vice versa" – zaznacza Aleksandra Moroń. Niestety, sprawdziły się najgorsze przeczucia. Pierwsze auto skierowano do Grodkowa Śląskiego w powiecie nyskim, drugie na lotnisko w Łambinowicach, a trzecie do Barutu. Zginęli wszyscy.

Instytut Pamięci Narodowej ustalił, że partyzantów z pierwszych dwóch transportów odurzono środkami farmakologicznymi i zabito strzałami w tył głowy nad wcześniej wykopanym dołem. W celu zatarcia śladów zbrodni wrzucano do niego razem z ciałami fikcyjne identyfikatory żołnierzy radzieckich. Najbardziej okrutny los spotkał pasażerów trzeciego samochodu. – Ludzi "Bartka" zamknięto w zaminowanym baraku i zdetonowano ładunki wybuchowe. Ci, którzy zdołali wyczołgać się z ruin, byli dobijani strzałami z karabinów i pistoletów. Miejscowi opowiadali potem, że na okolicznych drzewach wisiały ludzkie szczątki – mówi Andrzej Jamro.

 

Cudem ocaleni

 

Czwarty transport, którym miał jechać kapitan Flame i Tadeusz Przewoźnik, nie doszedł już do skutku. Z akcji eksterminacyjnej uratował się tylko Andrzej Bujok, który zbiegł z miejsca egzekucji. Dotarł do "Bartka" z informacją, że to była prowokacją. Pozostali przy życiu żołnierze wrócili do konspiracji. – Po wojnie było nam strasznie ciężko. Ojciec nie mógł znaleźć pracy, mimo że miał wykształcenie średnie techniczne, a kraj potrzebował fachowców. Był szykanowany. Do domu nieustannie przychodzili ubecy, przeprowadzając rewizje. Siedem lat wychowywałam się u dziadków, bo rodziców nie było stać na moje utrzymanie – wspomina pani Aleksandra. Dodaje, że przed wojną ojciec pracował jako fotograf. To właśnie on robił zdjęcia żołnierzy Flamego

– Do końca lat 80. był inwigilowany, co wynika z dokumentów udostępnionych mi przez IPN. Śledzili każdy jego krok. Żeby dobić go psychicznie, proponowano mu najgorsze prace – uzmysławia córka. Okazało się, że wśród szpicli był najbliższy przyjaciel rodziny. – Tato nie doczekał pełnej rehabilitacji. Ze względu na stan zdrowia nie mógł w 1992 roku pojechać na pierwszy zjazd NSZ w wolnej Polsce. Mimo, że odwiedzał go w domu i zachęcał do udziału porucznik Antoni Biegun ps. "Sztubak", dowódca samodzielnej grupy NSZ na Żywiecczyźnie, podlegającej "Bartkowi". Sądzę, że komuniści przyczynili się do śmierci taty, który zmarł na raka mózgu. Często był wzywany na przesłuchania do UB w Cieszynie i bity po głowie – córka roni łzy.

Wkrótce przeczytacie wstrząsającą historię Andrzeja Niemca, najmłodszego więźnia okresu stalinowskiego, syna mjr Antoniego Żubryda.

Żywe lekcje historii
Głównymi organizatorami prelekcji są nauczyciel historii i archiwista, Janusz Lubszczyk, oraz pasjonat tematu, Andrzej Sierszulski, którzy w jastrzębskiej dziewiętnastce prowadzą izbę pamięci. – Postanowiliśmy zrobić trzy żywe lekcje historii. Zaczęliśmy 1 września od pokazu obrony Bożej Góry w wykonaniu Stowarzyszenia Ochotniczy Szwadron 3. Pułku Ułanów Śląskich oraz wspomagającej ich Grupy Rekonstrukcji Historycznej Powstań Śląskich, która wcieliła się w żołnierzy Wehrmachtu. Druga lekcja odbyła się z okazji 11 Listopada. Program "Od zniewolenia do niepodległości" obejrzało ponad 350 uczniów. Dziś przedstawiamy tragedię żołnierzy wyklętych, ale nie dlatego, że jest na nich moda, tylko dlatego, że temat zaplanowaliśmy dużo wcześniej – mówią organizatorzy. Do spotkania przygotowywano się od stycznia. Młodzież i nauczyciele nieraz siedzieli w szkole do wieczora. Mundury, atrapy broni i klimat tamtych czasów zapewniła Grupa Rekonstrukcji Historycznej Beskidy w składzie: Ireneusz Pająk, Damian Kowalewski, Maksymilian Bednarz, Marta Ociepka, Rafał Kohut. Projekt wsparli dyrektorzy Wioletta Brzykcy (ZS nr 3) i Grzegorz Węgliński (SP nr 19).

 

 

2

Komentarze

  • Mojek Niesprawiedliwość 24 marca 2016 14:04Właśnie na tym to polega Stanik, że się wierzy w ideologie i jest się czy to komuchem, czy nazistą, nie o narodowość tu chodzi, a o przekonania. Polacy i ruskie w to wierzyli dlatego to komuniści. Ale to, że wierzyli w zupełności wystarczyło, żeby mordować swoich, Stanik, i to jest najgorsze. I masz rację, hitlerowców ścigają do dnia dzisiejszego i słusznie rzecz jasna, a czerwonych pachołków nie i to jest przykre!
  • Stanik z Rybnika Żołnierze Wyklęci 24 marca 2016 07:25To były straszne powojenne czasy ojciec też był przesłuchiwany i bity przez UB , ale oprawcy to byli POLACY nie żadne komuniści , oni tylko wierzyli w ideologię komunistyczną , i mordowali bezkarnie Śląsa ków , Polaków , i Niemców i do dziś nie jest osądzony a i co Dzieci i Wnuki mieszkają na zachodzie w większości w Niemczech . między nimi Polskimi SS(UB) a od Adolfa SS nie ma różnicy .Jedynie że Niemieckich SS ścigają do dnia dzisiejszego ,i ich powieszali, a Polskie SS (UB ) żyje na wolności a dobrobycie na koszt rodzin zamordowanych przez nich ,bo otrzymują potężne renty z skarbu Państwa Polskiego.

Dodaj komentarz