Archiwum / Marek Krząkała
Archiwum / Marek Krząkała

 

45, 100, a może 250 tysięcy osób uczestniczyło w sobotnim marszu za Europą, wolnością, równością i demokracją, a przeciwko łamaniu konstytucji.

 

Przy tym matematycznym sporze zapomina się o najważniejszej kwestii – idei wspólnej Europy. Z badań wynika, że jesteśmy najbardziej proeuropejskim krajem. Nie ma się temu co dziwić, bowiem na każdym kroku widać korzyści płynące z naszej integracji: autostrada A1, dotacja do drogi Pszczyna-Racibórz, liczne projekty kulturalne i edukacyjne realizowane w gminach, wsparcie dla dużych i małych przedsiębiorstw. A przecież to europejski podatnik (najwięcej niemiecki) dopłaca do tego, by Polska mogła nadgonić dystans do zachodu. W tym kontekście niezrozumiałe są dla mnie antyeuropejskie i antyniemieckie wypowiedzi naszych polityków.

Owszem Europa stoi dzisiaj wobec wielu wyzwań. Wśród nich najważniejsze jest referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, czy przedłużający się kryzys uchodźczy. Wbrew temu co można często usłyszeć Unia Europejska nie zagraża suwerenności narodów, jest otwarta i szuka kompromisu, szanując wyznawane wartości we wszystkich 28 krajach. Polsce tego dzisiaj brakuje, dlatego z trudem przychodzi nam strategiczne myślenie w perspektywie przyszłości naszych dzieci i wnuków.
7 maja wziąłem udział w marszu, w którym dominowały flagi Polski i Unii Europejskiej. Widziałem obok siebie różnych ludzi, o różnych poglądach, którzy chcą żyć w silnej i bezpiecznej Europie. W Europie, którą łączy wspólny system wartości, w której przestrzegane są standardy demokracji, a idea solidarności dominuje nad wrogością wobec obcych i narodowym egoizmem. Jeżeli Unia ma przetrwać kryzysy i zawirowania musi przede wszystkim zachować jedność w zglobalizowanym świecie, zaś Polska zamiast być częścią problemu musi stanowić jego rozwiązanie.

1

Komentarze

  • gefrajter kania Trochę racji 12 maja 2016 08:16Moim zdaniem to nie do końca był "marsz za Europą". To był chyba przede wszystkim marsz rozczarowanych obywateli, którzy nie chcą być traktowani przedmiotowo przez rząd kaczystów. Ale żeby nie było tak różowo - panie pośle, drażni mnie trwająca kampania billboardowa Pańskiego ugrupowania. Za pieniądze podatników, bo to przecież obywatele utrzymują partie polityczne w tym kraju, robicie politykę na poziomie proszku do prania i karmy dla psów. O swoje racje powinniście walczyć w parlamencie, a nie na bilboardach.

Dodaj komentarz