Szkołę tworzą uczniowie, nauczyciele oraz rodzice. Jednak o reformach decydują politycy, a jeżeli czynią to nieodpowiedzialnie, bez konsultacji społecznych, mogą wywołać olbrzymie perturbacje.
Po latach względnego spokoju system edukacji może zostać zrównany z ziemią. Cofnięta została reforma sześciolatków, likwidowane mają być gimnazja. Miały być szkoły powszechne, ale zanim powstały, zostały już zlikwidowane. Wszyscy wiemy, że szkoła potrzebuje zmian, ale z pewnością nie takich, jakie proponują nam obecnie rządzący.
Pani minister Zalewska zapewnia, że zagrożeń ze zwolnieniami nauczycieli absolutnie nie ma, jednak według szacunków pracę może stracić ponad 30 tys. nauczycieli gimnazjów. Masowe zwolnienia grożą też pracownikom szkół zawodowych oraz administracji - sekretarkom, sprzątaczkom i woźnym. W MEN wciąż nie sposób dowiedzieć się, jakie zmiany znajdą się w nowej ustawie. Projekt dokumentu zobaczymy dopiero w połowie września. Cały proces legislacyjny potrwa ok. 5 miesięcy, do tego dochodzi podstawa programowa, druk nowych książek i przygotowanie nauczycieli. Tak, to wszystko przed 1 września 2017!
Za wszystko zapłacą jak zwykle samorządy z naszych pieniędzy. Obawy są uzasadnione, ponieważ likwidując gimnazja Unia Europejska może zechcieć zwrotu wielomilionowych dofinansowań na te placówki. Według prawa jednym z podstawowych warunków otrzymania dotacji jest konieczność utrzymania placówki przez kolejnych 5 lat. Dodatkowo rozpocznie się masowe i równie kosztowne dostosowanie budynków do ośmioletnich szkół podstawowych. Część z nich i tak będzie musiała zostać zamknięta. Przez reformę minister Zalewskiej dzieci już nie pójdą do artystycznego, sportowego, czy dwujęzycznego gimnazjum. Pozostaną w ogólnej 8-letniej podstawówce. Wszystko oczywiście pod pozorem dbania o dobro dziecka.
Niektórzy rodzice wskazują, że gimnazja nie sprawdziły się i oceniają je miarą swoich, zazwyczaj dobrych doświadczeń. Czasy się zmieniły, młodzież jest inna niż ta 20-30 lat temu. Z tymi samymi problemami wieku dorastania co w gimnazjum wkroczy do podstawówek razem z siedmiolatkami. Czy to dobrze? Ocenią rodzice i sami uczniowie, ale wtedy już będzie za późno na jakiekolwiek dobre zmiany.
Komentarze