Wielkie koszty wiedeńskiej Victorii

 

Dzięki przemarszowi króla Sobieskiego i jego armii rozbicie Turków pod Wiedniem przyniosło chwałę również Śląskowi, który jednak pod względem finansowym nie mógł się podźwignąć po tym splendorze.

 

W dniach 20-25 sierpnia 1683 roku przez Górny Śląsk przeszła 27-tysięczna armia wojsk polskich pod wodzą króla Jana III Sobieskiego, który podążał z odsieczą Wiedniowi oblężonemu przez Turków. Chociaż przemarsz ten na kilka lat spowodował katastrofalne braki żywności, pasz, zwierząt hodowlanych i nasion na zasiewy, to ze strachu przed okrutnymi muzułmanami wszystkie stany śląskie były wdzięczne polskiemu monarchy i jego wojsku za wyprawę w obronie wiary chrześcijańskiej i ich samych.

 

Narodziny najeźdźców

 

Turcy osmańscy podbój Europy Południowo-Wschodniej zaczęli w roku 1354, zajmując półwysep Gallipoli na Morzu Egejskim u wejścia do cieśniny Dardanele prowadzącej na Morze Marmara. Od tego czasu ciągłe tureckie najazdy rujnowały kolejne kraje Starego Kontynentu. W roku 1664 feldmarszałek cesarski Austrii, hrabia Rajmund Montecuccoli (1609-1680), w bitwie pod Szentgotthárd (obecnie miasto na Węgrzech) pokonał Turków i zmusił ich do zawarcia dwudziestoletniego rozejmu. Pokonani go jednak nie dotrzymali i już w czerwcu 1683 roku najechali na Węgry.

Następnie zachęceni zwycięstwami wkroczyli do Austrii i 10 lipca założyli obozy pod murami Wiednia, przystępując do oblężenia. Wówczas to w trosce o los całej chrześcijańskiej Europy cesarz Leopold I Habsburg (1640-1705), król Węgier, Czech i Niemiec, arcyksiążę Austrii i święty cesarz rzymski, zawarł z Janem III Sobieskim przymierze wojskowe przeciwko muzułmańskim najeźdźcom, którymi dowodził wielki wezyr Kara Mustafa (ok. 1620-1683).

 

Wyprawa z odsieczą

 

Zaledwie w ciągu miesiąca król Sobieski zdołał zgromadził pod Krakowem armię liczącą ponad 27 tysięcy wojska z 24 chorągwiami husarii. Te potężne siły, które poprowadził władca oraz jego przyboczni hetmani, udały się w daleką i trudną drogę w kierunku oblężonego Wiednia.11 sierpnia 1683 roku jako pierwszy wyruszył korpus liczący 7 tysięcy lekkiej jazdy pod wodzą hetmana Mikołaja Hieronima Sieniawskiego (1645-1683), który poszedł szlakiem na Wadowice, Bielsko i Cieszyn. Natomiast główny korpus wojsk z królem i dworem na czele wyruszył z Krakowa 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Ta część królewskiej armii, którą dowodził książę Stanisław Jan Jabłonowski (1634-1702), musiała przejść przez terytorium Górnego Śląska. W związku z tymi planami Jan III Sobieski, za pośrednictwem posła cesarskiego przy dworze polskim, Jana Krzysztofa Zierowskiego, zawiadomił władze śląskie o przemarszu przez Śląsk i Morawy w kierunku Wiednia. Prosił też król o wyznaczenie komisarzy dla poprowadzenia wojska od granic polskich i przygotowanie wszelkiego potrzebnego zaopatrzenia i wystarczającej ilości prowiantu.

 

Przyjęcie wojska

 

Śląski Obremtmann (wyższy urzędnik administracji) Jan Caspar, w porozumieniu z urzędnikami cesarskimi i wszystkimi stanami śląskimi, wydał natychmiast odpowiednie zarządzenia w sprawie gromadzenia zapasów żywności dla wojska, paszy dla koni i wyznaczenia miejscowych komisarzy nadzorujących przemarsz. Zwrócił się też do dworu cesarskiego o pozwolenie naruszenia części zapasów zboża zgromadzonych w Opawie, aby nie obciążać już miejscowej ludności ciężko dotkniętej przemarszami wojsk generała Schulza i polskiego korpusu Hieronima Augustyna Lubomirskiego (1647-1706), które zaledwie dwa miesiące wcześniej śpieszyły na odsiecz obleganej przez Turków Bratysławie.

W porozumieniu z cesarską komorą śląską Jan Caspar ustalił też, że koszt ugoszczenia polskiego króla powinny pokryć władze cesarskie, podobnie jak podczas przejazdu króla Jana Kazimierza (1609-1672, król od 1648) w drodze do Francji po jego abdykacji w 1668 roku. Dwór cesarski w pismach z 10 i 20 sierpnia 1683 roku zgodził się z tym stanowiskiem, stwierdzając jednakże, że w trudnych obecnie czasach wyczerpana wydatkami komora śląska nie może brać na siebie kosztów przyjęcia króla polskiego, jego dworu i wojska. Jednocześnie wyjaśniono, że przemarsz Jana Sobieskiego z armią dokonuje się na podstawie warunków przymierza polsko-austriackiego, podczas gdy Jan Kazimierz podróżował przez Śląsk jako gość, co nakładało zupełnie inne obowiązki na władze cesarskie.

 

Mobilizacja Śląska

 

Odnosząc się z kolei do formy przyjęcia królewskiej ekspedycji na granicy, dwór cesarski uznał, że odpowiednie powitanie przygotują sami książęta i stany śląskie. W obliczu zagrożenia inwazją tureckich innowierców cały Śląsk zdołał się zmobilizować i przygotować odpowiednie warunki na przemarsz wojsk polskich. Aby zapewnić króla polskiego o gotowości udzielenia wszelkiej pomocy i zawiadomić o nagromadzeniu odpowiednich zapasów żywności i paszy, 5 sierpnia 1683 roku udała się do Krakowa specjalna delegacja cesarskich deputowanych.

Przy tej okazji jej przedstawiciele prosili króla Sobieskiego, aby wojsko zakładało obozy w polu pod namiotami, a dla zachowania spokoju, bezpieczeństwa i uniknięcia ewentualnych nadużyć nie zatrzymywało się w miastach albo wsiach. Jeszcze przed wkroczeniem wojsk polskich na terytorium Śląska, wszystkie tutejsze stany przygotowały się na tak wielkie wydarzenie. Aprowizacja dla armii polskiej była wzorowa, co spotkało się z wielkim uznaniem króla polskiego, jego dowódców i samych żołnierzy. Kronikarz tej wyprawy Mikołaj Dyakowski (?-1722) w zapiskach podkreślił, że na całej ziemi cesarskiej przygotowano magazyny obficie zaopatrzone we wszelkie prowianty.

 

Patosem w nędzę

 

Co cztery mile (około 30 km) stały zbudowane szopy pełne chleba, owoców, beczek piwa, baranów i bydła rzeźnego oraz stert siana i paszy dla koni. Przy każdym z takich magazynów oczekiwało mnóstwo bryk do rozwożenia zapasów po obozach i kwaterunkach. Według sporządzonego uprzednio rejestru z szop najpierw brano odpowiedni prowiant na dwór królewski, potem na dwory hetmańskie, na pułki różnych panów, na przednią straż, na piechotę i pozostałe wojska. Wszystkich zgromadzonych zapasów był taki dostatek, że połowę musiano pozostawiać. Im bliżej Wiednia, zaopatrzenie było jednak coraz lichsze.

Kiedy natomiast armia króla Sobieskiego minęła miasteczko Brno, Niemcy wcale już nie nadążali z dostarczaniem prowiantów, bo kraj ten był splądrowany i spustoszony przez Turków. Przemarsz króla, jego dygnitarzy, ich licznej świty dworskiej, jeszcze liczniejszej służby, ogromnej liczby wojsk, koni i przejazd koło 6 tysięcy taborów z przeróżnym zaopatrzeniem dotknął Górny Śląsk bardzo dotkliwie, jak zresztą zapisano w księgach: "Kraj został zupełnie wyczerpany". Kasa cesarska świeciła pustkami, więc państwo obciążało swych poddanych coraz to nowymi daninami w formie opłat, pożyczek i dodatkowych podatków w imię sztucznie podsycanego hasła "Śmierć odwiecznemu wrogowi chrześcijaństwa!".

 

Zrujnowane wsie

 

Jeszcze 12 lat po wiedeńskiej Victorii, 5 października 1695 roku, Victorii kapitan krajowy księstwa opolsko-raciborskiego wystosował pismo do opata klasztoru w Rudach, o. Józefa (opat 1679-1696), w którym oznajmił, że cesarz Leopold I musi doprowadzić do celu kampanię przeciwko Turkom, dlatego żąda od książąt i stanów śląskich pożyczki w wysokości 433 334 florenów. Z tej sumy na klasztor w Rudach przypadły 3 000 florenów, które miały być przeznaczone na dostawę koni dla cesarskiej kawalerii. Opat Józef przeciwstawił się tym żądaniom i dopiero po wielokrotnych upomnieniach zgodził się zapłacić 1 000 florenów.

Wyjaśnił, że nie stać go na więcej, gdyż jego wsie leśne zostały zrujnowane przez przemarsz oraz utrzymywanie wojsk króla polskiego i jak dotąd z powodu niesprzyjających lat, piaszczystych i nieurodzajnych gruntów nie podniosły się z upadku. Dlatego klasztor musiał corocznie tym wsiom pomagać, posyłać im bydło, nasiona i różnego rodzaju dary oraz redukować podatki. W związku z tym dochody klasztoru stały się tak małe, że wystarczały zaledwie na pokrycie publicznych podatków i na skromne utrzymanie mnichów.

 

Podatki tureckie

 

Cesarskim urzędnikom najprościej jednak było sięgać po pieniądze do kas klasztornych i parafialnych, co w oczywisty sposób uderzało na wszystkich poddanych. Pod pretekstem zagrożenia tureckiego nakładano na duchowieństwo szereg podatków, obowiązkowych pożyczek i innych danin, które niejednokrotnie doprowadzały du upadku klasztory i należące do nich wioski. Na przykładzie najbliższego nam klasztoru cysterskiego w Rudach możemy prześledzić wysokość tych nakładanych obciążeń, które dotyczyły tylko wojen i konfliktów z Turkami.

Szczególnie uciążliwy był okresowo nakładany i ciągle podwyższany tzw. podatek turecki, który kasa cesarska sprytnie wykorzystywała, motywując to poparciem papieża Innocentego XI (1611-1689, na Tronie Piotrowym zasiadał od 1676) i podniecaniem strachu przed okrutnym najeźdźcą. Na przykład tylko klasztor w Rudach odprowadził w poszczególnych latach podatek turecki w następujących sumach: w 1683 roku 818 florenów 14 groszy, w 1684 roku 213 florenów 13 groszy, w 1685 roku 378 florenów 8 groszy, w 1686 roku 5 000 florenów, w 1689 roku 400 florenów, w 1690 roku 1 505 florenów 34 grosze, w 1695 roku 480 florenów.

 

Kosztowne wojny z imperium osmańskim
W 1690 roku papież Aleksander VIII (1610-1691, sprawował urząd od 1689) zezwolił cesarzowi Leopoldowi I na wprowadzenie podatku w formie kolekty w wysokości 500 000 reńskich guldenów "dla dalszego prowadzenia kosztownych wojen z Turkami", który zapłacić miały klasztory i duchowieństwo świeckie Czech, Moraw i Śląska. Kiedy duchowni sprzeciwili się tym obciążeniom, biskup wrocławski Franz Ludwik von Pfalz-Neuburg (1664-1732, biskup od 1683) nakazał odprowadzić do cesarskiej kasy przypadające na jego diecezję 40 000 guldenów, z czego na klasztor cystersów w Rudach przypadło 1 505 guldenów 34 grosze 2,5 florena. 5 grudnia 1690 roku mnisi odprowadzili tę kwotę do kancelarii biskupa.
Pod koniec tego samego roku dla wsparcia obrony Węgier przed Turkami cesarz zażądał od klasztorów oraz duchowieństwa świeckiego nowego podatku o nazwie "Beysteyer", którego wysokość pozostawiono ofiarności kleru. Duchowni nie chcieli się jednak zgodzić na dodatkowe obciążenia, więc biskup wrocławski nakazał klasztorom zapłacić 10 000 guldenów, pozostawiając im dobrowolny podział tej kwoty pomiędzy siebie. W sumie wszystkie stany duchowne z tego tytułu wniosły do cesarskiej kasy 250 000 guldenów.
W 1730 roku papież Benedykt XIII (1650-1730, Ojciec Święty od 1724) zezwolił cesarzowi na coroczne pobieranie 160 000 guldenów od duchownych i zakonników. W październiku 1734 roku cesarz wyraził swą radość z gorliwości, z jaką śląskie duchowieństwo na życzenie papieża Klemensa XII (1652-1740, papież od 1730) przeprowadziło kolektę na budowę umocnień wzdłuż granicy tureckiej. Jednocześnie przedstawiciel cesarza zażądał drugiej kolekty, która w ciągu pięciu lata miała pokryć koszty budowy fortyfikacji w wysokości 20 000 guldenów.
W 1738 wprowadzono podatek "na potężniejsze prowadzenie wojny i złamanie coraz większej tureckiej buty", który zgodnie z breve (urzędowe pismo papieskie) Klemensa XII miał zapłacić cały kler w ogólnej kwocie 236 583 reńskich guldenów. Z tej kwoty na diecezję wrocławską przypadło 9 156 reńskich guldenów, zaś na klasztor w Rudach 184 guldeny 56 groszy 3 halerze, które do 15 listopada musiały być wpłacone do kancelarii biskupiej.
W kwietniu 1739 roku ten sam papież udzielił kasie cesarskiej subsydiów (wsparcia dochodowe) w wysokości 170 000 guldenów na wojnę z Turcją, którymi obciążono cały kler krajów dziedzicznych Habsburgów w wysokości 170 000 guldenów, płatnych w ciągu roku w dwóch ratach. Na Śląsk przypadło 12 911 florenów 27 groszy, zaś na klasztor w Rudach 260 florenów 21 groszy, czyli jedna rata wynosiła 130 florenów 10 groszy 3 halerze.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz