Dwornik: Brukselskie kontrasty

 

Wiele miejsc w Brukseli jest wartych zobaczenia, wiele ciekawych zabytków, obiektów o intrygującej architekturze wartych poznania, klasztornych odmian piwa i najsmaczniejszych w świecie pralinek do posmakowania, aż do odwiedzenia dzielnicy instytucji europejskich, których siedziby zapierają dech w piersiach, imponującymi rozmiarami i architektonicznymi rozwiązaniami. Cudowne kamienice na Grand-Place, królewskie parki zieleni w Centrum, Katedra św. Michała i św. Guduli to tylko przykłady miejsc, które obowiązkowo trzeba zobaczyć. Wystarczy jednak krótki spacer poza centrum, by spojrzeć z innego ujęcia na obraz belgijskiej stolicy. Wtedy zaczynamy dostrzegać obraz kulturowego i społecznego chaosu.

Zachodnia i północna część stolicy w której trudno odnaleźć rodowitych Belgów, sprawia wrażenie arabskiego miasta, w którym spacer po zmroku jest w moim przekonaniu dość niebezpieczny. Spacerując chodnikiem, co kilkanaście metrów mijaliśmy kilkunastoosobowe grupy stacjonujących na ławkach arabów, którzy z kąśliwym spojrzeniem potęgowali w naszych głowach poczucie zagrożenia. Komentowali często wygląd kobiet spacerujących w naszej grupie, a gdy na horyzoncie pojawiała się blondynka, taki komentarz był już standardem. Nie oceniam nazbyt wrażliwie, proszę mi wierzyć, ilość arabskich obywateli wzbudziła u mnie mało optymistyczne skojarzenia, w kontekście wielu dramatycznych wydarzeń z ostatnich miesięcy.

Belgia jest dość młodym Państwem europejskim. Państwem, które historycznie należało do krajów z zasobami kolonialnymi. Naturalne jest, że dzisiaj w belgijskiej stolicy dostrzegamy wielokulturowość. Jednak biorąc pod uwagę chrześcijańskie korzenie Belgii, trudny do zaakceptowania jest fakt, że większość rodowitych Belgów podobno mieszka w małych miastach i wsiach, a w dużych aglomeracjach dominują społeczności arabskie. Wizyta w Brukseli umocniła moje przekonanie, że w naszym kraju nie jest mi źle. W Polsce, w Rybniku, czuję się najlepiej.

Komentarze

Dodaj komentarz