Pułkownik Tadeusz Dłużyński przybliżył historię walki i postacie dowódców Żołnierzy Wyklętych, takich jak Zygmunt Szendzielarz ps. Łupaszka, Marian Bernaciak ps. Orlik, Stanisław Kasznica ps. Stanisław Wąsacz czy Danuta Siedzikówna ps. Inka. Symbolem niezłomności stał się Witold Pilecki. – Zgłosił się na ochotnika, dał się złapać, żeby przekazać światu wiadomości o tym, co się dzieje w obozie Auschwitz. W obozie niemieckim, co podkreślam, zorganizowanym przez Niemców na polskiej okupowanej ziemi. On powiedział tak: Auschwitz to była igraszka w porównaniu z katorgą, jaką przechodzili na ul. Rakowieckiej w więzieniach ubeckich. O tym w tej chwili już się mówi, ale do niedawna nie wolno było! – mówił prelegent.
Gdzie są ofiary, muszą być i kaci, wspomniano więc i Helenę Wolińską (właściwie Fajgę Mindlę Danielak). – To były rzeczy, o których nam nie było wiadomo i wierzyć się nie chce… Mógł to robić Polak Polakowi? Nie proszę państwa! To byli Ros… wrogowie, sowieci w polskich mundurach, przebrani w polskie mundury – mówił pułkownik i dodał: - Komuna twierdziła, że to była wojna domowa. Nieprawda – wojna domowa jest wtedy, kiedy naród jest podzielony i walczy jedna strona przeciwko drugiej, a tutaj tak nie było. Naród był zjednoczony i walczył przeciwko okupacji sowieckiej. To była wojna w obronie ojczyzny! Z takim samym okupantem, jakim był wcześniej okupant niemiecki.
Pułkownik podkreślił także konieczność budowania pamięci o tych wydarzeniach mówiąc: - Każdy okres w naszej historii, każda wojna, zmaganie naszego narodu w walce o niepodległość pozostało w literaturze i pieśni. Tylko niestety my tego nie potrafimy przekazać innym, świat o tym nie wie!
Przypomniano także Ślązaków, którzy walczyli w szeregach Wyklętych. Dyrektor muzeum Bogdan Kloch podkreślił, że historia Żołnierzy Wyklętych to ważna część historii Śląska: - Jest to bodajże jedno z nielicznych spotkań, które na naszym terenie odbywamy, dotykających tematu, który w jakiś sposób zahacza o pierwsze lata powojenne i losy podziemia, rozwiązanej Armii Krajowej. Po 45 roku mamy przecież tutaj cały dramat Pawła Cierpioła i jego grupy, która została przewentylowana przez komunistyczne służby bezpieczeństwa i de facto doprowadzona do likwidacji.
Mówiąc o śląskich Żołnierzach Wyklętych, prelegent przypomniał rybniczanina Alojzego Legutkę ps. Arion, który był członkiem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej i został zdradziecko pojmany pod Nowym Sączem w 1949 roku. Karę śmierci zamieniono mu na ciężkie dożywotnie więzienie, z którego wyszedł na mocy amnestii. Na spotkaniu obecne były jego córki, w tym była wiceprezydent Rybnika Joanna Kryszczyszyn, która również zabrała głos: - Mogę przekazać to, co ojciec mówił o naszych dziwnych losach. My nie do końca w tamtych czasach mieliśmy możliwość decydowania, czy wracamy do ojczyzny z Armią Andersa czy z Polską Ludową. Naprawdę to były wyjątkowe czasy - poznałam dwóch braci z Zamysłowa: po robotach w Niemczech jeden trafił do jednego wojska, a drugi do drugiego wojska. Te nasze losy i te wybory nie do końca były naszymi świadomymi wyborami – mówiła i dodała: - Ojca pamiętamy jako wyjątkowo pogodnego człowieka. W domu nie mówiło się o historii, kiedy byliśmy dziećmi. To był czas, kiedy rodzice bali się, że młoda osoba powie coś, za co pójdzie siedzieć. Historię poznawałyśmy jako dorosłe kobiety, kiedy dopiero zaczęto mieć odwagę mówić i wychowywać nas w duchu patriotyzmu. Jestem przykładem pokolenia wyjątkowo zagmatwanego w tę historię: my jako dzieci uczeni byliśmy wierszyków o Rosji, śpiewaliśmy piosenki po rosyjsku, byliśmy zapisywani do różnych organizacji proradzieckich. A dopiero potem rodzice powoli, w zaciszach domowych, kiedy człowiek miał już tę świadomość, że nie powie czegoś, czego nie powinien powiedzieć, mówili nam o przeszłości.
Komentarze