Wykład wygłosił dr Adam Dziurok / Ireneusz Stajer
Wykład wygłosił dr Adam Dziurok / Ireneusz Stajer


Ktoś może powiedzieć, że na Górnym Śląsku było inaczej. Nie jest to cała prawda, a właściwie tylko niewielka część prawdy. Górnośląskie znaczące wydarzenia w czasach Polski Ludowej w dużej mierze pokrywają się z polskim kalendarzem dat przełomowych.
Mówił o tym w czwartek na spotkaniu w rybnickim muzeum z cyklu „Historia magistra vitae est?” dr hab. Adam Dziurok, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Katowicach. Zaprezentował przy tym tom pierwszy książki „Przełomy i zwroty”, pod redakcją swoją i dr. Bernarda Linka, w ramach serii wydawniczej „Górny Śląsk w Polsce Ludowej”. - Nawiązujemy w nim trochę do narracji o polskich miesiącach. Rozpoczyna je czerwiec 1956 roku, następnie mamy: październik 1956, marzec 1968, grudzień 1970, czerwiec 1976, sierpień 1980, grudzień 1981, czerwiec 1989. Tak ona wygląda w skrócie. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, na ile ten polski schemat można przełożyć na realia górnośląskie? Czy wszystkie te wydarzenia ogólnokrajowe były przełomem i zwrotem w naszym regionie? - pytał Dziurok.
Jego zdaniem, odpowiedź jest pozytywna, za jednym wyjątkiem. Tylko wydarzenia radomskie z 1976 nie odbiły się szerszym echem na Górnym Śląsku. - Za to uwzględniliśmy kilka innych dat, które coraz częściej są zaliczane do najważniejszych wydarzeń historii Polski XX wieku. Nieco inaczej odczytujemy znaczenie niektórych z nich dla naszego regionu – zaznaczył. Mowa tu o latach: 1945, 1946, 1947, 1948, 1953.
Dr Bogusław Tracz, pisząc o mroźnym wyzwoleniu i 1945 roku, śmiało formułuje wnioski. Wskazuje na przełomowy charakter tego okresu. Twierdzi, że dla Górnego Śląska był to czas nawet ważniejszy od wydarzeń z końca pierwszej wojny światowej i początku drugiej wojny światowej. Argumentuje, że patrząc na cały region (województwo śląskie i Opolszczyznę po stronie niemieckiej) wrzesień 1939 roku nie był tak tragiczny w skutkach jak 1945. - Tu wkraczamy w dyskusję czy mieliśmy do czynienia z wyzwoleniem czy nową okupacją. Autor rozdziału opowiada się za tym drugim – mówił dr hab. Dziurok. Górnoślązacy bardzo wyraźnie i dotkliwie odczuli bowiem skutki wprowadzania komunizmu. Wyzwolenie zamiast kojarzyć się im z końcem trudnych doświadczeń wojennych, stało się początkiem nowego zniewolenia. - Czerwonoarmiści w wielu przypadkach okazywali się okrutni, bezwzględni, powodowali tragedie rodzinne na dużą skalę - podkreśla Adam Dziurok. „Przebieg wkraczania sowieckich oddziałów do większości miast, miasteczek i i wsi był podobny – wszędzie zapanował terror, którego efektem były egzekucje, gwałty i rabunki. Kto bronił żony czy córki, był zabijany. Wiele osób, szczególnie kobiet, by uniknąć pohańbienia i cierpień, odebrało sobie życie. Zdarzały się samobójstwa nawet całych rodzin” - pisze dr Tracz.
Dla sowieckich żołnierzy wkraczających na Górny Śląsk przedwojenna granica polsko – niemiecka stanowiła linię, za którą – w ich przekonaniu mieszkała wyłącznie ludność niemiecka, odpowiedzialna za wojnę i zbrodniczą politykę Trzeciej Rzeszy. Nie zastanawiano się nad skomplikowaną sytuacją narodowościową na tym terenie ani tym bardziej nad historycznymi uwarunkowaniami regionu. Wedle czerwonoarmistów wchodzili oni na teren śmiertelnego wroga, który jak zapewne myślano, zasłużył na karę, a nawet zemstę. Wyjątkowo brutalnie postępowano z mieszkańcami tych miejscowości, w których sowieckie oddziały napotkały zbrojny opór. Mordy nie ominęły również wsi i miasteczek położonych na obszarze przedwojennej – polskiej części Górnego Śląska. 27 stycznia 1945 roku czerwonoarmiści zmasakrowali mieszkańców Przyszowic, sądząc zapewne, że znajdują się już na terenach znajdujących się przed wrześniem 1939 roku w granicach Niemiec. Najmłodsza ofiara liczyła sobie 10 lat, najstarsza dobiegał osiemdziesięciu. Od kul zwycięzców zginął także Włoch i Węgier oraz więźniowie KL Auschwitz, którzy kilka dni wcześniej uciekli z Marszu Śmierci.
Jak dodaje Bogusław Tracz, byłoby jednak niesprawiedliwością przypisywać wszystkim żołnierzom Armii Czerwonej wkraczającym na Górny Śląsk wyłącznie zbrodnie, gwałty i rabunki. Byli wśród nich i tacy, którzy zachowywali się po ludzku. Pomagali osobom starszym i bawili się z dziećmi, wspominając pozostawione na wschodzie rodziny. Rudolf Cieśla z Ornontowic opowiedział reporterowi „Nowin” historię ze Stanowic. Rosjanie zaadaptowali na lazaret jeden z domów, na placu ustawili też budę sztabową, której pilnował skośnooki czerwonoarmista. Mieszkający w Rybniku Rudolf był wówczas małym chłopcem i bawił się tam z kuzynem, bo to był budynek należący do ich rodziny. Żołnierz kiwał ręką na maluchów, kazał im rozłożyć koszulę, do której wsypywał mąką lub kaszę, czasem dokładał słoninę z armijnych zapasów. W trudnym głodowym czasie były to cenne produkty spożywcze. W Rowniu np. do piwnicy, gdzie przebywało kilkanaście osób, weszli sowieccy żołnierze z automatami gotowymi do strzału. Podmuch wiatru zgasił płomień świecy. Ludzie zaczęli krzyczeć po śląsku, by nie strzelano, bo przez świeca zgasła przez przypadek. Nie padł ani jeden strzał, żołnierzami dowodził oficer. Sprawdzili czy w piwnicy nie ma Germańców (Niemców) i spokojnie opuścili pomieszczenie. Wydaje się jednak, że byli w mniejszości.
Na tyłach frontu działało NKWD, masowo aresztując ludzi. Szacuje się, że z całego regionu deportowano do Związku Sowieckiego co najmniej 45 tysięcy Górnoślązaków. W następnych latach tylko niewielka ich część wróciła do domów. -Ten dramat dotknął też Rybnika, skąd w 1945 roku wywieziono sto kilkadziesiąt osób. To nie były działania tylko Armii Czerwonej, ale i skutek zamknięcia w obozach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa. Miały miejsce wówczas migracje na niespotykaną wcześniej skalę. Z jednej strony ludzie uciekali przed frontem, z drugiej pojawiła się (szczególnie w Katowicach, Gliwicach i Bytomiu) potężna fala osadnicza z miast Zagłębia Dąbrowskiego, a następnie przyjazdy kresowian ze Wschodu – wyliczał prelegent.
Górny Śląsk znajdował się w specyficznej sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Poza wywózkami ludzi doszło do masowego rozgrabiania przez „wyzwolicieli” zakładów pracy, demontażu maszyn. 1945 roku to wszystko dzieje się w ciągu kilku miesięcy, od lutego do kwietnia. - Zaczyna się również wysiedlanie Niemców. W tym momencie padło słynne pytanie starosty rybnickiego: „Jak mam przeprowadzić tę akcję, skoro wszyscy mieszkańcy powiatu mówią i po polsku i po niemiecku? Jak rozpoznać kto jest Niemcem?” Bez wątpienia zatem 1945 rok był przełomowy dla Górnego Śląska – akcentuje Adam Dziurok.

 

Bandyci w mundurach
Ze sprawozdania miesięcznego wojewody śląskiego za czerwiec 1945 roku: „Najwiece3j rozgoryczenia wzbudzają bandy w mundurach wojsk sowieckich zabierające ludności wiejskiej i w mniejszych miastach ostatni dobytek. Oraz gwałcenie kobiet, często z następstwem chorób płciowych (…) w samej Dębskiej Kuźni (pow. opolski) zanotowano 268 gwałtów. W powiecie pszczyńskim zachodzą często wypadki rabunku i gwałcenia obywateli polskich przez żołnierzy sowieckich.”

 

Rodziny pozbawione ojców
Sprawozdanie starosty z Bytomia za okres od 15 lipca do 25 sierpnia 1945 roku: „Bytom. Wiele rodzin pozbawionych jest ojców, których zabrali Rosjanie. Liczne rodziny, nawet 10-osobowe. Codziennie umiera 2 – 7 dzieci i to często0 narodowości polskiej. Ludność miejscowa ogołocona z odzieży, niewiele osób ma na zmianę bieliznę. Codziennie kilkadziesiąt wynędzniałych matek puka do naczelnika gminy o pomoc. Repatrianci odnoszą się do miejscowych arogancko, Rośnie wzajemna niechęć.” Źródło: „Przełomy i zwroty” pod red. Adama Dziuroka i Bernarda LInka


 

1

Komentarze

  • Jorg Autonomia Ślaska 08 grudnia 2017 16:40A czemu tak cicho o Autonomii Śląska zlikwidowanej nielegalnie przez komunistów a podtrzymywanej przez dzisiejsze władze !!! http://nowahistoria.interia.pl/kartka-z-kalendarza/news-6-maja-1945-r-zniesienie-autonomii-slaskiej,nId,1727994

Dodaj komentarz