Profesor Jan Hus, pierwszy reformator Kościoła / ARC
Profesor Jan Hus, pierwszy reformator Kościoła / ARC

 

Gdy w Konstancji zaczynał się sobór, w czasie którego spalono na stosie podstępnie zwabionego tam profesora Jana Husa, nikt nie przypuszczał, że wkrótce Czechy, a wraz z nimi Śląsk stanie się areną krwawych walk.

 

13 maja minęła kolejna (584.) rocznica jednej z największych w historii bitew śląskich. Rozegrała się ona na Rudzkiej Górze w rejonie Rybnika. Dziś w tym miejscu znajdują się zabudowania szpitala psychiatrycznego, gdzie w parku pod niewielkim kurhanem spoczywają szczątki poległych w walce husytów. Cała ta historia zaczęła się dużo wcześniej, w pierwszych latach XV wieku w Pradze Czeskiej, gdzie publiczną działalność rozpoczął duchowny, kaznodzieja i profesor Uniwersytetu Praskiego Jan Hus (1370-1415).

 

Ruch husycki

 

Krytykował on kler m.in. za handlowanie odpustami, domagał się komunii dla wszystkich wiernych pod postacią chleba i wina. Nie podobało się to m.in. części duchowieństwa i feudałom. W 1415 roku Jan Hus został zaproszony (a właściwie należałoby powiedzieć, że podstępnie zwabiony) na sobór w Konstancji (1415-1418). Miał list żelazny gwarantujący bezpieczeństwo, który wystawił mu król Zygmunt Luksemburczyk (1368-1437), jednak jako niepoprawny heretyk (wedle Świętego Oficjum oczywiście) został tam pojmany, poddany torturom i skazany na karę śmierci przez spalenie na stosie.

Wyrok wykonano 6 lipca 1415 roku, a popioły wsypano do rzeki Ren. Męczeńska śmierć Jana Husa wzburzyła ludność i stała się przyczyną wybuchu powstania w Pradze, które ogarnęło całe Czechy i stało się początkiem wojen husyckich, choć postać profesora nie miała z nimi wiele wspólnego. Zwolennicy Husa spotkali się na górze w mieście Tabor w Czechach i poprzysięgli krwawą zemstę wszystkim jego przeciwnikom, a więc głównie hierarchii całego Kościoła katolickiego. Na czele tego ruchu i nowo utworzonego Kościoła taboryckiego stanął Mikołaj z Husińca (Husyniecki), który poprowadził swoje szeregi do krwawej rozprawy z katolicyzmem.

 

Wojny religijne

 

Husyci plądrowali kościoły, klasztory, miasta i wioski, bez litości palili i w pień wycinali ludność cywilną, duchownych i zakonników. Po spustoszeniu własnego kraju najechali na sąsiednie hrabstwo kłodzkie, gdzie utworzyli stałe bazy wypadowe dla prowadzenia dalszej ekspansji. Stamtąd skierowali się na ziemię łużycką i Dolny Śląsk, gdzie pozostawiali po sobie niezliczone zgliszcza i stosy trupów. Bogate łupy zagarnięte w tej krwawej eskapadzie wywieźli w głąb swego kraju.

Ruch husycki coraz bardziej się rozprzestrzeniał, a cały czeski kraj zamienił się w wielki obóz wojen religijnych. Ze względów bezpieczeństwa oddziały husyckie obwarowywały się na szczytach wysokich gór, którym nadawano nazwy biblijne, stąd też powstały sekty Horebitów i Taborytów. Po początkowych sukcesach pod wodzą Mikołaja Husynieckeigo, władzę nad ruchem husyckim przejął niezwykle okrutny Jan Żiżka z Trocnowa (1360-1424), który uważał się za "narzędzie Bożej zemsty" i nosił szumny tytuł "Żiżka z kielicha w Bożej nadziei kapitan Taborytów".

 

Pagórkowa strategia

 

Po stracie oka w bitwie pod Grunwaldem (husyci stanęli w niej po stronie króla Jagiełły) już samym swym wyglądem wzbudzał wśród podkomendnych i wrogów odruch strachu, który potęgowany był jego dzikim charakterem i okrutnym postępowaniem. W krótkim czasie udało mu się zorganizować olbrzymią armię rekrutującą się głównie z wieśniaków uzbrojonych w kosy, cepy, noże i maczugi, których terrorem oraz nieludzkimi karami utrzymywał w karbach rygoru i posłuszeństwa. W potyczkach zbrojnych Jan Żiżka starał się zawsze zajmować pozycje na pagórkach otoczonych wozami obozowymi skutych łańcuchami, które stanowiły rodzaj ruchomych zapór obronnych.

Taka strategia przyniosła husytom szereg zwycięstw. Między innymi w 1421 roku po początkowych sukcesach rycerstwa śląskiego, którymi dowodził sam cesarz Zygmunt Luksemburczyk (król węgierski od 1387, niemiecki od 1410, król czeski od 1419, książę Luksemburga od 1419, król włoski od 1431, święty cesarz rzymski od 1433), cesarskie wojska ekspedycyjne zostały pokonane w bitwie pod Pilznem i zmuszone do opuszczenia terenu Czech. Z inicjatywy Żiżki powstawały też różne tajne frakcje działające w ukryciu na tyłach wroga, jak ta we Wrocławiu, której zakonspirowani członkowie 17 lipca 1418 roku wymordowali członków rady miejskiej, spalili dokumenty potwierdzające nadanie starych przywilejów miejskich i obrabowali skarbiec.

 

Krwawa egzekucja

 

Złoczyńców pojmano i po odrzuceniu prawa łaski przez Zygmunta Luksemburczyka wszystkich ścięto na wrocławskim rynku. Pośród gapiów przyglądających się tej egzekucji obecny był karczmarz i radny z Pragi Jan Krasa, który na widok okrutnego ścinania głów publicznie nazwał Luksemburczyka bestią. Za tak jawną obrazę panującego i on wówczas podzielił los skazańców.

Okres rządów Jana Żiżki wyróżniał się nieludzkim okrucieństwem i sadyzmem. Na jego rozkaz dawniejszy mnich Jan, który ogłosił się papieżem czeskim, został pojmany i 9 marca 1422 roku ścięty wraz ze swymi 12 apostołami, których wokół siebie zgromadził. W innym przypadku Marcin Louis, który wsławił się publicznym deptaniem konsekrowanych hostii został wsadzony do beczki ze smołą i podpalony. Uczniowie Marcina Luisa uciekli w lasy i zgodnie z nauką swego straconego mistrza nie używali żadnego odzienia, przez co nazywano ich adamitami. Kiedy ich pojmano we wsi Klekot, z polecenia Żiżki wszystkich żywcem spalono na jednym stosie.

 

Śmierć Żiżki

 

Jan Żiżka zmarł z powodu zarazy 11 października 1424 roku podczas oblężenia miasta Przybysławice na Morawach. Po zmarłym wodzu szeregi husyckie opanowało tak wielkie przygnębienie, że odtąd nazwali się orphani, czyli sierotami. Zgodnie z życzeniem zmarłego po śmierci zdjęto z niego skórę i wykonano z niej membranę bębna, który stał się świętym talizmanem armii sierot. Wspomnieć należy, że Jan Żiżka na stale wpisał się w poczet czeskich bohaterów narodowych, a jego pamięć kultywowana jest również w Polsce. We Wrocławiu, Olsztynie i Warszawie istnieją ulice Jana Żiżki, w Jeleniej Górze park, jego imieniem nazwano też zbudowany w 1961 roku w stoczni w Szczecinie polski drobnicowiec.

Po śmierci Żiżki przywództwo nad sierotami objął były ksiądz Prokop Mały (?-1434), zaś nad taborytami były mnich Prokop Wielki (około1380-1434). Ostatecznie dowództwo nad wszystkimi husyckimi siłami objął Prokop Wielki, który swe grabieżcze wyprawy ponownie skierował w stronę Śląska. Cała marszruta tych okrutnych wojsk zaznaczona była krwią, trupami i zgliszczami. W 1425 roku ponownie najechał Prokop Wielki hrabstwo kłodzkie, pod murami miasta Wünschelburg (obecnie Radków) przyrzekł mieszkańcom wolność, ale skoro tylko otworzyli bramy, kazał wszystkich wymordować.

 

Najazd za najazdem

 

Miejscowego proboszcza księdza Megerlina kazał związać, położyć na snopach słomy, oblać smołą i podpalić, zaś wikariusza w jeszcze bardziej okrutny sposób pozbawić życia. Kapłana staruszka, który przypadkiem znalazł się w nieszczęsnym mieście, ku wielkiej uciesze okrutnicy żywcem ugotowali w kadzi browarnej. W lipcu 1426 roku te same oddziały husyckie pod komendą Prokopa Wielkiego najechały na miasto Landshut, ale tam mieszkańcy mężnie się bronili. Na głowy dobijających się do bram miasta lały się wiadra rozpalonej smoły i wrzątku, co skutecznie odwiodło husytów od kolejnych szturmów. Klasztor Liebenthal (obecnie Lubomierz) spalili, zakonnice zhańbili i wymordowali.

W Bolesławcu burmistrza ścięli na dyszlu, proboszcza Floriana przybili gwoździami do ołtarza, ojców dominikanów żywcem spalili, a napotkane małoletnie dziewczynki publicznie gwałcili na ulicach. W Lauban (obecnie Lubań) proboszcza Jeremiasza Galla rozszarpali końmi, zaś ministrantów i kościelnego na stopniach ołtarza pomordowali. Miasteczko Warta spalili, plebana zamęczyli na śmierć, wikariusz Jakub, chcąc ratować cudowny obraz, spłonął pod zgliszczami. W sąsiedniej miejscowości wymordowali ludzi w kościele, a nauczyciela i uczniów przed ołtarzem pozarzynali.

 

U wrót Śląska

 

Po raz drugi pojawili się husyci na granicy śląskiej w 1428 roku. Tym razem przybyli z Górnych Węgier i przez Beskidy dotarli do Ostrawy. Mieszkańcy tego miasta zaledwie zdołali ujść z życiem w pobliskie góry, dlatego wściekli najeźdźcy spod czarnych sztandarów z hasłami "Śmierć, albo z nami!" spustoszyli miasto wraz z okolicznymi wsiami i posunęli się dalej ku Opawie. Tamtejszy książę Wacław II Opawski (ok. 1397 – pomiędzy 1445-1499) poddał się bez oporu, a nawet zawarł z husytami przymierze i oddał im do dyspozycji miasta Grace i Głubczyce.

Z ziemi opawskiej przeszły husyckie hordy na ziemię raciborską, pustosząc i paląc po drodze miasteczka i wsie. Panem i władcą Raciborza był wówczas książę Mikołaj II (1410-1452), który ufortyfikował miasto i z całym swoim rycerstwem oczekiwał na najeźdźców. Wkrótce husyci stanęli pod murami i nie widząc szans pokonania zdesperowanych obrońców, zrezygnowali z oblężenia. Po odstąpieniu od Raciborza zebrali się na obszernych polach pod Nysą i uderzyli na miasto, zamieniając je w gruzy.

 

Krótki oddech

 

Następnie spalili Niemodlin, siedzibę księcia Bernarda (1374-78 – 1455), który z resztkami swych wojsk umknął i schronił się w Opolu. Husyci jednak oszczędzili to miasto i część z nich podążyła wprost na Wrocław, skąd z pokaźnymi łupami powrócili do Czech. Jednocześnie inne oddziały po zwycięstwie i splądrowaniu Nysy skierowały się w głąb Śląska, aby całą ziemię biskupa wrocławskiego doszczętnie złupić i spustoszyć. Ich pastwą padły miasteczka: Otmuchów, Biała nad Białką, Koziaszyja, Prudnik oraz wiele okolicznych wsi. Po ograbieniu i zniszczeniu tak olbrzymiego obszaru, jeszcze w 1428 roku najeźdźcy z bogatymi łupami wycofali się do swego kraju. Górny Śląsk odetchnął, ale nie na długo.

 

 

1415 6 lipca tego roku w Konstancji na stos poszedł Jan Hus, pierwszy reformator Kościoła, prekursor ruchu protestanckiego. Jego nauka była zapowiedzią tego, z czym sto lat później wystąpił Marcin Luter

 

2

Komentarze

  • Elisabeth wojny 27 lipca 2017 22:43w imieniu jakiej religii morduja ludzie swoich bliznich?W imieniu jakiego Boga?W imieniu diabla-to nie bohaterzy,to zwyczyjnie mordercy. i takim draniom jeszcze zasluguje pamiec?Ulice po nich nazwane,....bohaterzy narodowi-to mordercy,bandyci ,dusze-jesli mieli-przekleci. Religie-to przyczyna wojen,a najgorsi to ci,ktorzy swoim bliznim wlasna wole chca wcisnac. Nie zabijaj-swojego blizniego,-nikt nie ma prawa innym swojej wiary i religii wmuszac-kto wie,ktora jest prawdziwa? Jagiello przyjal chrzescijanstwo-pro forma-by zastac krolem Polski,Litwini dliugo nie akceptowali tej nowej wiary-a wiec-polityka i interesy,-tak bylo,jest i bedzie na zawsze-w dzisiejszych czasach tez sie nic nie poprawilo-fanatyczni islamisci...
  • anonim Husyci pod Grunwaldem ? 27 lipca 2017 20:33To chyba nadużycie pisać, że husyta Jan Żiżka walczył razem z Jagiełłą pod Grunwaldem. Wtedy jeszcze nie było husytów, możemy o nich mówić po roku 1415. Nie zmienia to faktu, że Litwin na polskim tronie Jagiełło do swojej śmierci był oskarżany o tajne wspieranie husytów.

Dodaj komentarz