Tragedia w hrabiowskim majątku / Elżbieta Grymel
Tragedia w hrabiowskim majątku / Elżbieta Grymel

Był to jednak tylko chytry wybieg młodego parobka, którego nazywano Wojcieszkiem. Ten młody człowiek praktycznie do żadnej roboty się nie garnął, ale ponieważ był krewnym pana rządcy, zawsze uchodziło mu to na sucho. Do pracy już nie wrócił, tylko położył się w cieniu za budynkiem i zasnął. Obudził go dopiero zapach jedzenia. Zerwał się błyskawicznie i wpadł do wnętrza stodoły. Jak się okazało, spoceni i ubrudzeni niemiłosiernie pracujący tam ludzie zaczęli już jeść obiad bez niego i niewiele mu w garnku zostawili.
Na poły głodny Wojcieszek nie był więc skory do dalszej pracy, ale chęć do psot go nie opuściła. Znalazł gdzieś długą, dość grubą, ale giętką słomę. Zmiętolił ją w dłoniach, a potem wpadł na pomysł, że na oczach robotników przebywających w stodole będzie próbował się na niej powiesić. Nie obawiał się, że coś może mu się stać, ponieważ słomka była na tyle cienka, że nie utrzymałaby ciężaru dorosłego człowieka, ale tak na wszelki wypadek poprosił współpracowników, że gdyby coś nieprzewidzianego się zdarzyło, to oni przyjdą mu z pomocą. Wojcieszek przerzucił tę długachną słomę przez belkę biegnącą pod samym dachem przez środek stodoły i to był ten moment, kiedy ludzie widzieli młodzieńca jeszcze żywego.
W tej samej chwili do stodoły wpadł zając i gonił po niej jak oszalały, szukając wyjścia. Ludzie porzucili miski z jedzeniem i dalejże go łapać. Gonitwa trwała dobrą chwilę, ale szarak w końcu im umknął, wpadając w otwarte wierzeje. Dopiero wtedy przypomniano sobie o Wojcieszku, niestety było już za późno, jego ciało zwisało bezwładnie pod dachem. Tak to dworski obibok powiesił się na jednej słomce! Już po jego pogrzebie ludzie pracujący w hrabiowskim majątku zaczęli się zastanawiać, jak to się stało, że w stodole pojawił się zając?
Rozwiązanie znalazł dopiero starzyk Kubara, któremu kiedyś o podobnym zdarzeniu opowiedziała jego starka. Jego zdaniem, za każdym potencjalnym samobójcą chodzi diabeł i podsuwa mu różne niedorzeczne pomysły. Jeżeli diabelska ofiara na coś się zdecyduje, wtedy rogaty pomaga jej spełnić ten zamiar. Tak też było w wypadku Wojcieszka. To diabeł przemienił się w zająca, żeby odwieść innych od obserwacji chłopaka.
Nasza babcia zawsze przestrzegała swoich słuchaczy, żeby nie próbowali niebezpiecznych zabaw czy dowcipów, bo może się to tak skończyć jak w przypadku owego nieszczęsnego parobka.

 

PS. Przedstawiona tu opowieść nie jest charakterystyczna wyłącznie dla naszego regionu, gdyż zawiera wątek wędrujący. Podobne opowiadania słyszałam także w innych częściach Śląska (Opolszczyzna, Dolny Śląsk). We wszystkich opowieściach motyw przewodni był taki sam, ale różniły się one szczegółami lub też miejscem, gdzie do tragedii doszło (oprócz stodoły także stajnia i chlew). Tylko w jednym opowiadaniu do stodoły wpadł pies, nie zając. Powszechnie wierzono, że diabeł potrafi przyjąć postać prawie wszystkich zwierząt, za wyjątkiem baranka i gołębia. Uzasadniano to tym, że pierwszy jest symbolem Jezusa, a drugi – Ducha św.

Komentarze

Dodaj komentarz