Wiktor Kania podczas wojny pracował przez pewien czas w kopalni / Archiwum rodzinne
Wiktor Kania podczas wojny pracował przez pewien czas w kopalni / Archiwum rodzinne

Ta historia wyciska łzy, wzbudza litość, smutek i niedowierzanie, że można zgotować taki los drugiemu człowiekowi. Pozwala przynajmniej trochę zrozumieć cierpienia, jakie przez lata były udziałem wdowy po zamordowanym żołnierzu antykomunistycznego podziemia, oraz jego dzieci. Niestety, ta opowieść jest prawdziwa!

Wiktor Kania urodził się w Katowicach, ale mieszkał w Żorach. Walczył z Niemcami w kampanii wrześniowej, jako żołnierz Obrony Narodowej. Został ranny i wywieziony na roboty do Rzeszy. Po powrocie na Górny Śląsk w 1940 roku, wstąpił do cieszyńskiej organizacji Związku Walki Zbrojnej. W 1943 roku dowodził w Beskidach słynnym oddziałem Wędrowiec, wcielonym później do Armii Krajowej.

W 1945 roku organizował władze cywilne w Żorach. - Był rajcą Miejskiej Rady Narodowej i jednocześnie naczelnikiem gminy Osiny – opowiada Michał Wojtynek, wnuk żołnierza niezłomnego, przebywający dziś w Norwegii. Wskutek prześladowań cywili i rabunków dokonywanych w mieście przez sowieckie służby, Wiktor Kania wrócił do podziemnej działalności w ramach Narodowej Organizacji Wojskowej.

Aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa pod koniec 1945 roku, uciekł z więzienia w Cieszynie. Na początku 1946 roku podporządkował się strukturom Konspiracyjnego Wojska Polskiego, tworząc Komendę Powiatową „Leśniczówka”. Uczestniczył w większości akcji egzekucyjnych i zaopatrzeniowych, m.in. na działaczy PPR i PPS.

Zbezczeszczone ciało oficera
5 maja 1946 roku żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i funkcjonariusz UB zastawili na Wiktora Kanię zasadzkę w Osinach.

-Przedarł się przez obławę, ale został ciężko ranny. Rano w niedzielę, idący do kościoła ludzie znaleźli ciało. Leżało przy drodze do Krzyżowic. Miejscowi z łatwością rozpoznali byłego naczelnika Osin – zaznacza Michał Wojtynek, który dotarł do akt dotyczących dziadka, przechowywanych w katowickim Oddziale Instytutu Pamięci Narodowej.
Powiadomiono milicjantów, którzy wezwali referenta gminnego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Czesława Przybylskiego. Ten ściągnął na miejsce żorskiego lekarza Wilhelma Bielicha, który obejrzał denata. Godzina płynęła za godziną, w niedzielę ludzie mieli czas, by przyjść i popatrzeć na zbezczeszczone zwłoki. Trzeba było decydować, co zrobić z ciałem od dawna ściganego „bandyty”.

Cmentarz obstawiło KBW
-Znajdujący się na miejscu ubek wiedział, że przejęcie zwłok wiązałoby się z koniecznością przetransportowania ich chociażby do siedziby UBP w Rybniku. Zważywszy na dostępne środki transportu i brak odpowiedniej eskorty, byłoby to przedsięwzięcie dość ryzykowne. Mogłoby sprowokować zamieszki, a nawet próbę zbrojnego odbicia ciała przez żołnierzy Kani, którzy przecież znajdowali się na wolności – podkreśla wnuk. Ostatecznie zezwolono na przetransportowanie ciała na cmentarz farny w Żorach.

Byli tam już żołnierze KBW, którzy obstawili nekropolię w obawie przed zamieszkami. Przybyło wielu mieszkańców, w tym proboszcz kościoła pw. św. św. Filipa i Jakuba, ksiądz Karol Brzoza. Przyszła wdowa będąca w dziewiątym miesiącu ciąży, która prowadziła za ręce dwoje zszokowanych dzieci. Dotarli też przedstawiciele żorskiego magistratu. Wszystko działo się w nerwowej atmosferze.

Ostatnia zemsta ubeków
-Babcia nie była w stanie zająć się zwłokami męża, więc twarz denata obmywały z krwi kilkuletnie dzieci. Na cmentarzu nie było wody. Przedtem cała trójka musiała wrócić do domu po dzbanek z wodą. Kiedy przyszli na miejsce, ciało leżało już w samych majtkach, gdyż ubecy zdarli z Kani oficerski mundur i buty. To była ostatnia zemsta na martwym już wrogu ludowej władzy – stwierdza Michał Wojtynek.

Zebrani na cmentarzu ludzie kładli do skrzyni ze zmarłym kwiaty i zielone gałązki. W ten sposób przykryli obnażone ciało. Przyszedł czas na pochówek. - Tu znowu żorzanie postawili się aparatowi bezpieczeństwa. Ubecy zarządzili, że miejsce bandyty jest pod płotem. Zmuszeni byli jednak ustąpić w obliczu oporu ludzi i księdza – oznajmia wnuk. Znaleziono inną kwaterę. Jeszcze ktoś coś krzyknął, jakiś partyjny działacz na pokaz próbował nogą zepchnąć trumnę do dołu. Wreszcie ksiądz odmówił modlitwę i ciało spoczęło w ziemi.

Pomimo dramatycznego przebiegu całego wydarzenia Wiktor Kania „Andrzej” spoczął w mogile cmentarnej na oczach najbliższych i wielu życzliwych obywateli, świadków całego zajścia, wspierany modlitwą obecnych wiernych.
Anonimowe doły

Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż były to okoliczności nietypowe w tamtym okresie. Pośmiertne losy żołnierzy antykomunistycznego podziemia zwykle były inne. Przeważnie ciało zabitego przejmowało UB. Następnie, po sporządzeniu odpowiedniej dokumentacji fotograficznej, wrzucano je do anonimowych dołów w lasach lub na placach budowy.

-Miejsce pochówku większości, o ile nie wszystkich (oprócz Kani) bohaterów poakowskiego powstania zbrojnego, wymienionych na żorskim pomniku ku czci Żołnierzy Wyklętych, jest nieznane – wskazuje Michał Wojtynek. Zadenuncjowali ich szpiedzy, potem zostali uwięzieni i zamordowani w Areszcie Śledczym na Mikołowskiej w Katowicach. Zwłoki porzucono w dołach na obrzeżach miejscowych cmentarzy lub terenach przeznaczonych pod budowę osiedli mieszkaniowych.
Zrugany kierownik UB

-Taki przebieg wydarzeń na cmentarzu, najwyraźniej nie spodobał się w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach. Wynika to z raportu kierownika UB w Rybniku, Mariana Wróbla, a właściwie Eljasza Wajnberga, bo tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko, którym posługiwał się jeszcze do kwietnia 1945 roku. Został on mocno zrugany przez swojego szefa, zastępcy kierownika WUBP Marka Finkienberga – nadmienia wnuk niezłomnego.

W dokumencie tym Wróbel celowo bagatelizuje pewne fakty i zaniża frekwencję na pogrzebie. Zapewnia swoich przełożonych, że mogiły nikt nie odwiedza, co ma oznaczać, że nie stanowi zagrożenia dla władzy i nie będzie zarzewiem buntów i protestów. - Dla dodania sobie większej wiarygodności Wajnberg zaznacza, że na inspekcję udał się ze swoim radzieckim instruktorem starszym lojtnandem Kolosowem – opowiada Michał Wojtynek.

Finkienberg odpowiedział na raport. - Mój przyjaciel historyk, który przeglądał dokumenty zebrane przez IPN, zadzwonił wtedy do mnie i zapytał: „Michał, czy jesteś pewny, że twój dziadek leży w tym grobie”? Jego uwadze nie umknęła niedbała, odręczna notatka zamieszczona przez zastępcę kierownika WUBP w lewym górnym rogu pisma: „Należy wykopać tę swołocz i zaszyć (?) gdzie to w lesie”. Powyżej widnieje podpis Marek, a poniżej tekstu F. lub Fink (czyli Finkienberg) – uzmysławia wnuk Wiktora Kani.

Niech cie ten handgranat broni
Pan Michał przypomniał sobie wtedy pewne słowa. - Kiedy bodaj w 1990 roku, tuż po transformacji ustrojowej w naszym kraju, odbyło się symboliczne nabożeństwo żałobne za dziadka, po mszy wielu ludzi konduktem przeszło na cmentarz. Kiedy staliśmy nad mogiłą, jeden ze starszych mężczyzn wyznał babci, że był wówczas 5 maja z innym kolegą na cmentarzu i ukradkiem wrzucili do skrzyni ze zwłokami granat ręczny. Miał wtedy powiedzieć: „Felek, niech cię ten handgranat broni, jak cię przyjdą stąd zabrać”. Tak ostatni raz pożegnali swojego komendanta. Niestety więcej ich już później nie widziałem – mówi wnuk kapitana.

Jak dodaje, ze 100-procentową pewnością i z wielką ulgą może dziś stwierdzić, że nie spełniło się życzenie szefa UB. - Dziadek spoczywa w swoim grobie, a ja mogę pójść i zaświecić na nim w spokoju świeczkę, mając zarazem świadomość, że nie wszystkim rodzinom jest to dane – podsumowuje Michał Wojtynek.

Wciągnięci w pułapkę
Dwóch żołnierzy niezłomnych z żorskiego pomnika na starym cmentarzu farnym, porucznik Paweł Cierpioł ps. „Makopol”, „Pleban” i podporucznik Antoni Staier ps. „Lew” wciągnięto w prowokację. Prawdopodobnie zostali skrycie zamordowani podczas przekraczania granicy polsko – czechosłowackiej w Sudetach i ślad po nich zaginął. Dwóch innych (Kania i Kucz) zginęło w walce od ran zadanych przez żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Publicznego.

Ireneusz Stajer
Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Marek_Fink
https://katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/37474
"Leksykon Zorski", wyd. Muzeum Miejskie w Żorach, TMMŻ

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt
2

Komentarze

  • shpt Olał rodzinę i poszedł do lasu 17 grudnia 2018 15:15Ci ludzie dziczeli po pewnym czasie w lesie. Znudziło mu się skoro wrócił, ale po pewnym czasie zatęsknił za swawolą. Chop był dowódcą plutonu egzekucyjnego, który mordował ukradkiem, bez wyroków. Niezłomny, owszem, ale bandyta, który jak sugeruje tytuł, ściągnął na małżonkę i rodzinę prześladowania.
  • anty Czczić bandytę??? 17 listopada 2018 06:11" Uczestniczył w większości akcji egzekucyjnych i zaopatrzeniowych.." czy ci co być może zginęli z jego(lub "wyklętych" jego towarzyszy) rąk nie byli ludźmi? Nie byli godni życia? I teraz takim będziecie wystawiać laurki? A może nawet indywidualne pomniki, przy których zasze można "zrobić" imprezkę z kwiatkami/wieńcami...do statystyk, czy sprawozdań??

Dodaj komentarz