Dziwne przeczucie górnika

Historia, którą zamierzam tu opowiedzieć, wydarzyła się naprawdę, około 60 lat temu. Jej nieszczęśliwym bohaterem był daleki krewny mojego taty, ujek Alojz, który od wielu lat pracował w tej samej kopalni. Nigdy nie chorował, nie opuścił też ani jednej szychty bez usprawiedliwienia. Zarówno współpracownicy, jak i szefowie bardzo go lubili i mówili o nim „porzondny chop”.

Tamtego feralnego wieczoru Alojz zjadł kolację przygotowaną przez ciotkę Amalkę, która była jego żoną od ponad 30 lat. Choć mieli piątkę dzieci i sporo domowej roboty, to ciotka Amalka tak bardzo kochała męża, że zawsze znalazła czas, żeby przygotować mu coś dobrego do pracy. Wtenczas zrobiła mu sznity ze skwarzonym boczkiym, bo takie kanapki nie psuły się tak szybko w kopalni na dole. Alojz zamarudził trochę przy stole i w pośpiechu zbierał się na nocną szychtę.

– Lojziczku, gibej się! – poganiała go ciotka. Przidziesz za niyskoro, to cie kamraty łodjadom i bydziesz musioł som deptać te trzi kilometry na gruba!

– A wiysz Amalka, jakosikej mi się piyrszy roz niy chce iś do roboty, isto mie jakiś chorobsko chyto, bo je mi jakoś zima...

– Lojziczku jako chcesz, ale Alfrid Gymbala już kwila tymu przelecioł wele naszyj fortki...

– Dobra ida, a jutro rano mi wyrychtujesz połno wanna ciepłyj wody, to sie wygrzeja a pojda spać! No to pyrsk, roztomiło babeczko – odpowiedział Alojz i wyszedł z domu.

Szedł, szedł, a drogi jakby mu nie ubywało. Co chwilę spoglądał za siebie na swój rodzinny dom, jakby widział go po raz ostatni. Kiedy doszedł do skrzyżowania zobaczył już tylko tylne światła ciężarówki, która zabierała górników do kopalni.

– Pierona, co za dziyń! – zaklął. – Już od samego rana wszystek idzie pod włos... Widać niy było mi dane dzisio iś do roboty... – wystękał i zawrócił ku swojej chałupie.

W domu już wszyscy spali, żeby nikogo nie zbudzić, Alojz wszedł na palcach do kuchni i położył się na leżance.

Koło godziny drugiej ciszę nocną przerwał dziwny dźwięk, a chwilę później zatrzęsła się ziemia, bo nastąpiło tąpnięcie, czyli ruch górotworu. Było ono jednak tak silne, że dzwoniły nie tylko szklanki w kredensie, ale i szyby w oknach, a podłoga zdawała się podskakiwać. Przerażona Amalka wyskoczyła z łóżka i padła na kolana, zanosząc modły do świętej Barbary patronki górników. Wtedy ktoś zastukał w szybę w oknie. Była to sąsiadka Gymbalino:

– Amala, łoblyc sie, pojdymy na gruba, słyszysz Amala!

Ciotka Amalka wciągnęła na siebie stary ciepły szlafrok i weszła do kuchni. Zapaliła światło i zdążyła krzyknąć tylko:

– Ło Boziczku! I padła zemdlona na ziemię.

Jej jęk a potem, łoskot upadającego na ziemię ciała usłyszały sąsiadki, które stały pod oknem. Wbiegły więc do środka, bo Alojz zapomniał zamknąć drzwi, kiedy wchodził do domu. Ich oczom ukazał się straszny widok.

Ujek leżał na leżance, a na skroni miał wielką krwawiącą dziurę. Obok jego głowy leżało wahadło od wielkiego zegara, który wisiał nad leżanką. Widać wstrząs spowodował, że wahadło się urwało i spadło na głowę śpiącego, zabijając go na miejscu. Zegar zatrzymał się na godzinie drugiej pięć. O tej porze nastąpił ów tragiczny w skutkach wstrząs i na dole zginęli wtedy wszyscy kamraci Alojza.

 

Był to czas, kiedy przed „ludem pracującym” stawiano wykonanie przeróżnych planów. Widać śmierć też miała jakiś swój plan i musiała go wykonać. A że była skrupulatna, nie przepuściła nawet temu, który na skutek przeczucia wymknął się spod jej kosy.

1

Komentarze

  • Ico Hmmm 23 grudnia 2018 17:09A ja znalem takiego górnika co nie wlaz gdy Mu kazał Sztygar do wneki która groziła zawaleniem ale powiedział sam se wleź. Wlazl tam glupi sztajgier i juz nie wylozł. l. co.

Dodaj komentarz