Ireneusz Stajer
Niedługo mija 39. lat od zawarcia Porozumienia Jastrzębskiego. 3 września 1980 roku o godzinie 5.45 Międzyzakładowy Komitet Strajkowy i Komisja Rządowa podpisały dokument kończący strajk w KWK Manifest Lipcowy (Zofiówka). Jednym z grona 14 sygnatariuszy po stronie pracowniczej był Grzegorz Stawski z Żor, dziś mieszkaniec Rybnika.
Porozumienie było przepisywane... trzy razy. - Miałem za zadanie nadzorowanie tej czynności. Okazało się, jak ważna to była funkcja. Po drugiej stronie mieliśmy sekretarza do spraw węgla z Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W trakcie przepisywania, co chwilę próbował coś przemycić do tekstu. Poprosiłem moją ochronę – ratowników górniczych, by zabrali gdzieś tego chłopa. I tak zrobili, wzięli za ręce, wyprowadzili z gabinetu i zamknęli w kiblu na klucz – uśmiecha się Grzegorz Stawski.
Szefem MKS-u był Jarosław Sienkiewicz,... absolwent studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Nauk Politycznych przy Komitecie Centralnym PZPR, później lektor komitetu miejskiego partii w Jastrzębiu-Zdroju, a następnie komitetu wojewódzkiego w Katowicach. Historycy do dziś spierają się o jego prawdziwą rolę podczas strajku i negocjacji ze stroną rządową. - Według mojej wiedzy, nie ma ewidentnych dowodów, że był tajnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa. Nie musiał, skoro struktury partyjne oraz wszystkie inne pracowały na jego rzecz. Był szefem MKS-u, którego skutecznie udało się nam go pozbyć, Tadeuszowi Jedynakowi – jednemu z dwóch wiceprzewodniczących i mnie – mówi Stawski.
Sprawa Sienkiewicza
Sienkiewicz trafił do strajkującego Manifestu Lipcowego z KWK Borynia. - Wyrobiono mu historię niepokornego, krnąbrnego wobec władzy. Z takim mirem przyprowadzili go chłopcy z Boryni. Jako ekonomista, znający się na prawie specjalista miał być doradcą komitetu strajkowego. Mniej więcej w połowie strajku w nocy spisywaliśmy postulaty. Wiedzieliśmy bowiem, że jedzie do nas na negocjacje wicepremier Kopeć. Tej właśnie nocy nastąpiła zmiana przewodniczącego MKS-u. Sienkiewicz zastąpił dotychczasowego szefa, Stefana Pałkę, który został wiceprzewodniczącym. Nie wiem dlaczego, ale zdecydowało tak większością głosów prezydium MKS-u. Sienkiewicz został szefem naszego składu negocjacyjnego – podkreśla rybniczanin.
Jego zdaniem, Sienkiewicz nie był represjonowany (o ile był?) za poglądy czy krnąbrność wobec władzy. - Legenda, którą mu wyrobiono, nie była prawdziwa. Jak było w rzeczywistości, dowiedziałem się od znajomego z ówczesnego Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego. W latach 70. Borynia była inwestorem zastępczym dla budującej się kopalni ZMP w Żorach, prace nadzorował Sienkiewicz. Okazało się, że kontrolerzy wykryli tam jakieś nieprawidłowości i wezwano go „na dywanik” do Zjednoczenia. Musiał pisać wyjaśnienia. Na Manifest Lipcowy przyjechał z nimbem represjonowanego przez władzę – twierdzi Stawski.
Ślązacy przeważyli szalę
Niemniej wynegocjowane wtedy porozumienie przyniosło owoce. Zdaniem wielu historyków, masowe strajki na Śląsku w 1980 roku, których efektem były ustalenia zawarte w Jastrzębiu, wpłynęły na tempo i skuteczność negocjacji prowadzonych w Gdańsku i Szczecinie, a podpisanie Porozumienia Jastrzębskiego przypieczętowało wcześniejsze umowy.
- Gdyby w 1980 roku nie stanął Śląsk, komuniści pewnie storpedowali by ustalenia z Gdańska i Szczecina. Może nawet nie byłoby Solidarności – uważa działacz. Na potwierdzenie swoich słów przytacza stenogramy z najważniejszych posiedzeń władz PZPR, które dostał od profesora Andrzeja Friszkego, przez wiele lat związanego z Instytutem Pamięci Narodowej.
Dokument przechowywany w archiwum KC PZPR (dziś w Archiwum Akt Nowych) został opublikowany w „Tajne dokumenty Biura Politycznego. PZPR a Solidarność 1980-1981", przez wydawnictwo „Aneks” w Londynie (1992).
Rozmowy towarzyszy
Otóż, 29 sierpnia 1980 roku, jak co dzień w tym czasie, zebrało się Biuro Polityczne KC. Na Nowy Świat, do siedziby partyjnych władz dotarły już informacje o strajkach na Śląsku, co przeraziło dygnitarzy. Pierwszy sekretarz Edward Gierek zaczął: "Co się tyczy wolnych związków zawodowych - coraz więcej ludzi się za nimi opowiada. Ja jestem przeciw. Ale jest określona sytuacja, grozi nam strajk generalny. Może trzeba wybierać mniejsze zło, a potem starać się z tego wybrnąć."
Niektórzy członkowie BP zdawali się oponować, proponując zwiększenie działań propagandowych. Minister obrony narodowej generał Wojciech Jaruzelski: „Dziś mamy elementy strajku generalnego. Rozlanie się fali strajkowej po całym kraju, to tylko kwestia czasu".
Wykluczył wprowadzenie stanu wojennego, "bo jak wyegzekwować rygory, kiedy stanie cały kraj. To nierealne." Opowiadając się za dalszym prowadzeniem rozmów ze strajkującymi, powiedział: "Temat nowej struktury trzeba przedyskutować z sojusznikami, bo to sprawa doktrynalna".
Moskwa milczała
W konkluzjach postanowiono rozmawiać z "sojusznikami", czyli ZSRR, by uzyskać przyzwolenie na ustępstwo w sprawie związków zawodowych, co uważano za zmianę ustrojową. - Moskwa ostatecznie nie powiedziała nic, nie było zgody, ani ich braku. Milczała – stwierdza prof. Friszke. Kania polecił natychmiast przekazać towarzyszowi Jagielskiemu dyspozycję takiego prowadzenia rozmów, aby ich nie zerwano!
29 sierpnia rozmowy w Gdańsku przyspieszyły i zostały zamknięte w najważniejszych tematach. 30 sierpnia odbyło się głośne plenum KC, które dało pozwolenie na sygnowanie porozumień. Barcikowski w Szczecinie pospieszył się i zrobił to jeszcze przed plenum.
Według prof. Friszkego, nie ma wątpliwości, że wiadomość o strajkach w Jastrzębiu i innych śląskich kopalniach przełamała wahania, obawy, wyczekiwanie w kierownictwie PZPR. Spowodowała decyzje o konieczności zezwolenia na funkcjonowanie niezależnych i samorządnych związków zawodowych.
To nie był koniec
- Po sygnowaniu umowy z rządem uznałem, że zakończyła się moja misja. Wydawało nam się: skoro dogadaliśmy się z władzą, od tego momentu musi być tylko dobrze, bo nie może być źle. Wszyscy już wiedzą, jakie i gdzie były błędy. Teraz każdy musi robić swoje, żeby naprawić wypaczenia socjalizmu. Wróciłem do pracy na dole jako sztygar w oddziale transportowym i przygotowawczym – przyznaje Grzegorz Stawski.
Już kilka dni później na Manifeście Lipcowym oraz innych zakładach dochodziło do niepokojów. - Kiedy byliśmy na etapie organizowania związku zawodowego, ktoś prowokował strajki. Robili to ludzie związani ze służbami, co wyszło po latach. Rozpracowywali nas każdego z osobna. Znali nasze słabe punkty. Prowadzili swoją grę, mającą na celu rozbijanie solidarności pracowniczej. Niektórych działaczy udało im się wyłuskać, nie będę wymieniał nazwisk... - wspomina działacz.
- Może nie byliśmy naiwni, ale łatwowierni już tak. Przekonaliśmy się, że komunistom nie można ufać – dodaje pan Grzegorz.
Dziwne przypadki
Ktoś na przykład pożyczył samochód wiceministra górnictwa i niespodziewanie uszkodził go w wypadku. Oczywiście przeżył uderzenie, choć posiniaczony i z odbitym na ciele pasie bezpieczeństwa. - Ale władza miała odtąd haka na takiego działacza, z czego skrzętnie korzystała... Wiem, że szantażowano niektórych naszych związkowców – podkreśla Stawski. Władze sukcesywnie torpedowały uzgodnienia zawarte w trzech porozumieniach.
Praca związkowa
- Kontynuowałem działalność w Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym Solidarność, pracując cały czas na Manifeście Lipcowym. Należałem do prezydium Międzyzakładowego Komitetu Robotniczego Solidarność w Jastrzębiu-Zdroju, od lutego do lipca 1981 roku byłem członek prezydium Zarządu Regionu Śląska i Zagłębia, powstałego z połączenia MKR Jastrzębie-Zdrój i MKZ Bytom. W styczniu 1981 roku Sienkiewicz złożył dymisję na moje ręce. Tadek Jedynak był wtedy w Gdańsku, opowiadał co robimy na Śląsku – wylicza.
Cały artykuł przeczytacie już w środę w „Nowinach”.
Komentarze