Marian Kulik wpisywał dedykacje / Ireneusz Stajer
Marian Kulik wpisywał dedykacje / Ireneusz Stajer

Dla jednych książka Mariana Kulika „Gott Mit Uns! - Ostatni żołnierze. Wspomnienia Ślązaków z armii III Rzeszy” będzie obrazoburcza. Inni stwierdzą, wypisz wymaluj takie były losy mojego ojca, dziadka, wuja, sąsiada... Jeszcze ktoś potraktuje publikację mieszkającego w Dębieńsku autora z dystansem, jako źródło dopełniające wiedzę o sytuacji Górnoślązaków w okresie wojny.

21 listopada, w Halo! Rybnik w ramach kolejnego spotkania z cyklu „Slōnski Sztwortek” Marian Kulik wyjaśnił m.in. dlaczego napisał taką książkę: - Wielu naszych przodków służyło w różnych formacjach III Rzeszy, nie tylko w Wehrmachcie. Jak niemal każda górnośląska rodzina, również moja (od strony ojca i matki) miała takie doświadczenia. Wszyscy zdolni do służby wojskowej otrzymali powołanie do jakieś armii. Przy różnych rodzinnych spotkaniach słuchałem ich opowieści. Jako dziecko, niewiele z tego rozumiałem. Potem czytałem różne publikacje i ukształtował się mój obraz tamtych czasów. Bałem się, że ci ludzie odejdą. W pewnym momencie zaczęli umierać. Postanowiłem zebrać ich wspomnienia w książce. Bardzo ubolewam, że nie spisywałem tych życiorysów wcześniej, bo sporo mi umknęło.

Strzelali do luftu

Ukazało się kilka książek o Górnoślązakach w niemieckiej armii, którzy przy pierwszej nadarzającej się okazji dezerterowali i przechodzili do aliantów. Zdaniem Mariana Kulika, taka narracja nie oddaje całej prawdy. W swojej książce przedstawił inne postawy Górnoślązaków dotyczące służby w formacjach wojskowych III Rzeszy. - Chociaż wojna dla nikogo nie jest niczym przyjemnym, żołnierze ci często utożsamiali się ze swoimi jednostkami i dowódcami. Okazuje się, że nie byli tylko w Wehrmachcie. Dwóch moich rozmówców należało do Waffen SS. Niektórzy traktowali to jako młodzieńczą przygodę – ustalił autor.

Łączyło ich przede wszystkim poczucie obowiązku. - Jako obywatele niemieckiego państwa dostali wezwanie i szli do wojska. Niektórzy strzelali do luftu (powietrza), by nikogo nie zabić. Tak dotrwali do końca wojny – stwierdza autor.

Lanie od ojca

W armiach III Rzeszy służyło około 300 tysięcy Górnoślązaków. Na różnych frontach walczyli także Kaszubi, Wielkopolanie, Mazurzy. W końcowym etapie wojny do Wehrmachtu wcielano nielicznych Polaków z terenów II Rzeczypospolitej włączonych do niemieckiego państwa.

Mówi się, że przymusowo zaciągano młodych ludzi do Waffen SS. Marian Kulik ustalił, że przyjmowano tam wyłącznie ochotników. Byli Ślązacy, którzy zgłosili się dobrowolnie. Podał przykład ponad 50 mężczyzn z powiatu tarnogórskiego. Co ciekawe, poszli do Waffen SS pod koniec wojny, która była już przegrana dla Niemiec. Jeden z chłopaków dostał nawet za to porządne lanie od ojca, który walczył za kaisera w pierwszej wojnie światowej i wiedział co to piekło wojny.

W Dywizji SS Dirlewanger

Autorowi udało się zdobyć wspomnienia 20 osób, spośród nich większość już nie żyje. - Do niektórych chodziłem po kilka razy. Jeden z nich był niemieckim spadochroniarzem w formacji tzw. zielonych diabłów. Po wojnie wrócił z zieloną koszulą, uszytą z jedwabnego materiału spadochronu. Przyniósł też kubek zrobiony z łuski po pocisku. Na pewno mógł opowiedzieć wiele ciekawych rzeczy. Niestety, nie zgodził się na zwierzenia do końca życia – mówi Marian Kulik.

Najbardziej szokuje historia człowieka, który znalazł się w zbrodniczej 36 Dywizji Grenadierów SS Dirlewanger z... obozu koncentracyjnego. Trafił tam za kłusowanie w lasach pszczyńskich. Po kilku miesiącach wezwano go do komendantury i dano wybór między dalszym obozowym piekłem albo służbą w SS Dirlewanger. Brał później udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego. - Spotkałem go w Dortmundzie. Ciężko było namówić tego człowieka do zwierzeń – przyznaje autor.

Wspomnienia zbierał przez siedem lat. Pod koniec trafił na jedynego żyjącego jeszcze wtedy żołnierza 6 Armii feldmarszałka Paulusa, która skapitulowała w kotle stalingradzkim. Ta przegrana przez Niemców bitwa odmieniła losy wojny na wschodzie Europy i przyczyniła się do ostatecznej klęski III Rzeszy. - Mój rozmówca z Gliwic-Łabęd miał 99 lat i właściwie stał nad grobem. Jego oddział bronił się przed nacierającymi Rosjanami w ogromnej fabryce traktorów. Dostał się do niewoli. Czerwonoarmiści kazali im chodzić w strasznym mrozie trzy dni wzdłuż Wołgi. Najsłabsi odpadali, po prostu umierali – podkreśla Marian Kulik. Jednych wywieziono na Syberię, innych do Uzbekistanu W radzieckiej niewoli spędził osiem lat. Pracował przy uprawie i zbiorze bawełny.

Książkę można kupić w księgarni „Orbita” przy Rynku oraz w Internecie.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
3

Komentarze

  • Ruppert 19 kwietnia 2021 14:23Do skrajnie zbrodniczej organizacji SS wstępowało się dobrowolnie. Wystarczyło nie heilować.
  • F. I dobre ! 04 grudnia 2019 01:21A mie to pasuje. Tako ksiónżka downo już bóła potrzebno.
  • Starzik Moja uwaga 01 grudnia 2019 13:13Dlaczego teraz.... To nie czas na pokazywanie takiej historii. To woda na młyn !

Dodaj komentarz