Upiór na weselu cz.  2


Trzysta lat wcześniej w grodzie tym żył podobno młody olbrzym, który zakochał się w jednej z młodych mieszczek. Choć miłość była wzajemna, młody mężczyzna ciągle miał co do tego wątpliwości i podejrzewał ukochaną o zdradę. Czy tak było w istocie, czy też był to tylko wytwór jego chorej wyobraźni, trudno dziś ocenić! Sytuacja taka doprowadziła go do samobójstwa. Podobno z rozpaczy rzucił się z murów miejskich do fosy.
Czy rzeczywiście wtedy zginął, tego nikt nie wiedział, bo jego ciała nie odnaleziono, ale krótko potem zaczął nękać swoją ukochaną, nachodząc ją każdej nocy. Dopiero interwencja świętobliwego zakonnika pozwoliła go odpędzić, ale mieszkańcy wiedzieli swoje! Upiór przyczaił się i czekał, żeby się zemścić, a teraz nadarzyła się po temu okazja, bo nieopatrzny młodzik swoim zaproszeniem przywrócił go do „życia”! Dziadek wiedział, że obecność upiora na weselu musi się źle skończyć, bo przed odejściem pourywa on głowy wszystkim biesiadnikom. Nie można też było tego strasznego gościa odwołać, więc sprawę trzeba było załatwić fortelem. W tym wszystkim najważniejsza miała być pomoc panny młodej. Jeżeli była cnotliwa, tylko jej upiór nie mógł nic złego zrobić. Dziewczyna się zgodziła. Zaczęto więc rozpowiadać w mieście, że wesele odbędzie się dzień wcześniej.
W sali tanecznej rozstawiono stoły, posadzono za nimi kukły ze słomy ubrane w odświętne ubrania, a na porcelanowej zastawie podano ziemię. Jedyną żywą osobą w tym towarzystwie była panna młoda. Kiedy minęła północ, do izby wszedł niebywale wysoki, młody człowiek i skierował się w stronę panny młodej. Ta milcząco wskazała mu miejsce naprzeciw siebie i przez całe trzy godziny mu usługiwała podając „jedzenie”, które było ziemią. Jednak w pewnym momencie olbrzym sięgnął po kubek i wyciągnął go w jej kierunku.
Dziewczyna wiedziała, że nie może mu podać wody, więc trzęsącymi rękami złapała naczynie z piaskiem i delikatnie przesypała go do kubka. Chwilę później na kościelnej wieży wybiła godzina trzecia. Upiór porwał się z miejsca i bez pożegnania skoczył w stronę drzwi. Dopiero kilka minut po jego tak gwałtownym wyjściu, do sali weszli narzeczony i jego dziadek i stwierdzili, że wszystkie kukły udające biesiadników pozbawione zostały głowy, a panna młoda leżała omdlała na ziemi.
Znawcy „upiornego” tematu twierdzili, że upiora, którego się zaprosiło nawet przypadkiem, należało przyjąć z honorami i nakarmić, ale tylko i wyłącznie ziemią lub piaskiem. Nie należało podawać mu wody, bo to mogło obudzić jego „soki życiowe” i wtedy nękałby ludzi przez dłuższy czas. A najlepszym i najprostszym zarazem sposobem jego pozbycia się było odprawienie w jego intencji mszy, ale aby być pewnym, że upiór nigdy już na ten świat nie powróci, zamawiano tych mszy aż trzydzieści! Jeszcze inni twierdzili, że prawdziwym remedium na upiora jest odprawienie mszy w jego intencji w kilku kościołach równocześnie. Liczba tych kościołów miała się wahać od dziesięciu do stu.
Jak widzicie drodzy Czytelnicy, wierzenia ludowe potrafiły kiedyś wskazać remedium na wszystkie bolączki ówczesnego społeczeństwa.

P.S. Temat upiora w znanych mi opowieściach ludowych poruszany był dość rzadko.

Komentarze

Dodaj komentarz