Na wernisaż wystawy przyszły całe rodziny związane z górnictwem / Ireneusz Stajer
Na wernisaż wystawy przyszły całe rodziny związane z górnictwem / Ireneusz Stajer


Ireneusz Stajer

„Praca, Pasja, Przyjaźń. Ocalić od zapomnienia. Historia kopalni ZMP – Żory” - tak zatytułowano wystawę w muzeum, którą można oglądać do 20 maja. Wczoraj (28 lutego), z udziałem wielu byłych pracowników odbył się wernisaż.

- Ludzie odchodzą, a to co tworzyli po nich zostaje. Nie zapomnijmy o tym wielkim przedsięwzięciu, które zrealizowano kiedyś w Żorach. Tak naprawdę kopalnia była drożdżami rozwoju tego miasta - powitał gości Andrzej Zabiegliński, przewodniczący rady muzeum, wiceprezes Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

Kurator wystawy Jacek Struczyk podkreślił, że eksponaty pozyskano przede wszystkim od byłych pracowników zlikwidowanej w 1999 roku kopalni, instytucji branżowych i miejskich. - Wiem, że każdy chciałby zobaczyć tu cząstkę siebie, to co przekazał. Nie wszystko da się pokazać, bo sala ma zaledwie około 90 m kw. Ale na wystawie nie kończy się nasza opowieść. W maju ukaże się książka z komentarzem naukowym – zapowiedział. Miasto reprezentował wiceprezydent Daniel Wawrzyczek.

Praca, pasja, przyjaźń

Rzeczy prezentowane są „w trzech blokach tematycznych: Praca – Pasja – Przyjaźń, które przenikając się wzajemnie, układając w opowieść o ludziach i ich grubie. Wśród pamiątek znajdują się archiwalia, sporo fotografii, ale też medale, proporczyki, znaczki, breloki oraz mnóstwo... okolicznościowych kufli ze spotkań barbórkowych.” - czytamy w folderze. Najciekawsze dla laika to na pewno obiekty związane bezpośrednio z pracą - „od narzędzi i ubrania roboczego hajera przodowego po mundur galowy i insygnia pierwszego dyrektora, mgr inż. Leona Guzego”.

Byli pracownicy chętnie wspominali swoją kopalnię. Trudno nie zacząć od kobiety. - Po studiach ekonomicznych rozpoczęłam pracę w kopalni Moszczenica. Potem przez wiele lat byłam w Zjednoczeniu Górnictwa. W KWK ZMP - Żory pracowałam w latach 1991 – 1997 i to był naprawdę piękny czas – podkreśla Barbara Szmyt, była dyrektor ekonomiczno – pracownicza, a następnie wiceprezes zarządu spółki akcyjnej, bo w takiej formie funkcjonowała na koniec kopalnia.

Węgiel przewożono dołem

- Trafiłem do działu inwestycji tuż przed jej otwarciem z Manifestu Lipcowego (dziś Zofiówka). Bo miałem dość roboty w ruchu ciągłym. Pracowałem wszystkie soboty, a zdarzały się kwartały, gdy miałem tylko jedną wolną niedzielę. Fedrowano na „okrągło”, by za sprzedany węgiel rząd mógł spłacać rosnące pod koniec lat 70. odsetki z zaciągniętych na Zachodzie kredytów – opowiada Marian Kopeć.

W KWK ZMP – Żory było inaczej, lepiej. Podanie pana Mariana o przyjęcie leżało u dyrektora Włodzimierza Ostaszewskiego z rok. - Kiedy zwolnił się etat „maszynowca”, zostałem przyjęty na stanowisko inspektora nadzoru robót maszynowych – uśmiecha się pan Marian. Zajmował się rozładunkiem węgla w kopalni Borynia, który transportowano wagonami na poziomie 580 metrów z żorskiej kopalni. - Na dole w Boryni była stacja wyładowcza z ogromnym zbiornikiem na czarny kruszec. Oddaliśmy ją w terminie, ale z dużymi zmianami, bo kraj był przeinwestowany. Brakowało materiałów i ludzi do roboty... W nagrodę za terminowe wykonanie zadania zostałem nadsztygarem, otrzymując wymagane zatwierdzenia – dodaje.

Wstęgę przeciął Gierek

3 grudnia 1979 roku, w przeddzień Barbórki na otwarcie kopalni przyjechał czarną wołgą Edward Gierek. - Kopalnia jeszcze nie fedrowała, wydobycie ruszyło w styczniu 1980 roku. Pierwszego sekretarza KC PZPR widziałem z bliska, bo staliśmy wszyscy w szpalerze. Dłoni nie uścisnął. Przebiegł tylko między nami - uśmiecha się znowu pan Marian. W 1988 roku objął stanowisko szefa działu inwestycji. W Żorach przepracował 12 lat. Później budował KWK Kaczyce im. Morcinka.

Jan Płaczek był ostatnim głównym inżynierem ds. inwestycji w kopalni ZMP – Żory. - Zaczynałem w 1982 od stażysty. Żałuję, że tak szybko zakończyła się historia tego zakładu. Jako młody górnik wiązałem z nim przyszłość - przyznaje. - Załoga była super, czego dowodem jest dzisiejsze spotkanie. Natomiast czasy były trudne, kończył się poprzedni system. Mieliśmy pecha, choć kopalnia fedrowała na pograniczu Jastrzębskiej Spółki Węglowej, nie została włączona w struktury JSW. Jako samodzielny zakład, nie miała raczej szans na przetrwania, lecz jako część kopalni Borynia już tak - wspomina pan Jan. Właśnie zaczął 38. rok pracy w górnictwie. Jest głównym inżynierem ds. produkcji w kopalni Budryk.

Pieszo na szychtę

Stanisław Kawulok przyszedł do Żor z kopalni Jankowice w 1983 roku i pracował do samego końca. - Mieszkam w Roju, więc do roboty chodziłem pieszo – mówi emerytowany górnik. Był nadsztygarem ds. wydobycia. Później pracował w dziale wentylacji, a następnie został kierownikiem kopalnianej stacji ratownictwa. - Szczęśliwie omijały nas katastrofy górnicze, choć zdarzały się wypadki śmiertelne: kombajnisty w ścianie i pracownika, który wpadł do szybu – przyznaje. Była też udana akcja wydobycia górnika z przodku czy gaszenie pożaru. - Sam przepracowałem te wszystkie lata bezpiecznie. Mam też osobistą satysfakcję, że moi podwładni nie ulegli ciężkim ani śmiertelnym wypadkom – podsumowuje żorzanin.

Rodzinna atmosfera

- Mam duży sentyment do tego zakładu. W kopalni panowała rodzinna atmosfera. Rozumieliśmy się bez uzgadniania pewnych rzeczy na forum. Wystarczyło powiedzieć koledze, by wszystko szło tak jak trzeba. Załoga rekrutowała się z całego regionu, niektórzy dojeżdżali aż z Żywiecczyzny - wspomina Edward Szewczyk, emerytowany sztygar zmianowy oddziału przewozów.
Stanisław Weiner też pracował w przewozie – od nadgórnika do oddziałowego. Trafił tu zaraz po wojsku. - Nowo otwarta kopalnia kusiła, przeniosłem się z Marcela, gdzie zaczynałem tuż przed wojskiem. Rzeczywiście, atmosfera w Żorach była rodzinna, niespotykana w górnictwie - oznajmia pan Stanisław, mieszkaniec Rogoźnej.

Dlaczego?

Wystawa powstała z inspiracji i przy współpracy: Henryka Buchalika, Andrzeja Ciołka, Józefa Ćwieka, Kazimierza Jabłońskiego, Stanisława Kawuloka, Damiana Magiery, Edwarda Szewczyka, Ryszarda Tkocza, Jana Zimonczyka. Pretekstem do realizacji projektu była przypadająca 3 grudnia zeszłego roku 40. rocznica oddania do eksploatacji jedynej żorskiej kopalni węgla kamiennego im. ZMP (później przemianowanej na Żory).

W swoim czasie była jedną z najnowocześniejszych w kraju, wiązano z nią duże nadzieje w kontekście rozwoju miasta, a fedrowała tylko kilkanaście lat. Kopalnię zlikwidowano, ale pamięć o niej przetrwała i jest do dzisiaj pielęgnowana przez byłych górników w ramach corocznych, tradycyjnych karczm piwnych - oficjalnie zwanych „ Spotkaniami wypędzonych z Żor”. W 2019 roku odbyła się już edycja 23! To właśnie od jej uczestników wyszła idea zorganizowania okolicznościowej wystawy opowiadającej o losach „nieboszczki” – jak nazywają swoją grubę.

Do tematu wrócimy w środowych "Nowinach".

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt
2

Komentarze

  • skl 03 marca 2021 23:24co za gupoty
  • skl 03 marca 2021 23:20co za gupoty

Dodaj komentarz