Kłopotliwy spadek


W pewnej podwarszawskiej miejscowości ktoś dokonał napadu na willę pewnej znanej artystki. Zapewne szło o rabunek, ale właścicielka, która niespodziewanie pojawiła się w swoim domu, przypłaciła go życiem. Wydarzenie to miało miejsce w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Pomimo, że natychmiast wszczęto śledztwo, sprawcy pozostali nieznani. Majętna rodzina owej artystki nie chciała domu, w którym popełniono zbrodnię, więc willą obdarowano daleką krewną, panią Irenę. Ta jednak nie była zachwycona niespodziewanym spadkiem, bo utrzymanie tak kosztownego domu było ponad jej możliwości, więc w krótkim czasie tanio go sprzedała. Potem dom miał kolejnych trzech krótko trwałych właścicieli, ale wtedy jeszcze nikt nie zastanawiał się nad tym, dlaczego tak się działo. Jeszcze w czasie II wojny św. willę odziedziczyła daleka krewna mojego ojca, o której w rodzinie mówiono pogardliwie „artystka”, choć na czym ten jej „artyzm” miał polegać, nikt nie potrafił określić. Wiadomo było jednak, że dużo podróżowała. Ten wspaniały dom pod Warszawą doskonale jej odpowiadał. Szybko odebrała klucze od warszawskiego adwokata, który zajmował się sprawą spadku i w towarzystwie jednej służącej zjawiła się w M. Przy bramie posesji czekał na nią jakiś starszy pan, jak się potem okazało, był to ktoś miejscowy szukający pracy.
– Gdybym wiedział, że szanowna pani dzisiaj przyjedzie, to zaoferowałbym swe usługi waszej pannie służącej, a tak biedaczka męczyła się cała noc i pewnie nie zrobiła wszystkiego na błysk…
– Myli się pan! – odrzekła cioteczka. – Przyjechałyśmy dopiero dzisiaj! A ty Małgosiu (tu zwróciła się do służącej) zapisz pana adres, być może skorzystamy kiedyś z jego usług!
No cóż, dom był, jak dom, tyle że stary, zakurzony i do solidnego remontu! Po krótkim pobycie, krewna mojego ojca doszła do wniosku, że ten wspaniały, niespodziewany spadek, może ją sporo kosztować i postanowiła go szybko i korzystnie sprzedać. Dała ogłoszenie do jednej z warszawskich gazet, lecz odzewu nie było. Ponieważ M. to miejscowość letniskowa, krewniaczka wpadła na pomysł, żeby anons o chęci sprzedaży willi wywiesić na jedynym w miejscowości słupie ogłoszeniowym, znajdującym się koło kościoła. Uczyniła to w sobotę przed odpustem, a następnego dnia, kiedy szła na ranną mszę stwierdziła, że ktoś pod spodem wykonał dopisek: Paniusiu, najpierw musisz pozbyć się ducha!
Jakiego ducha? – zdziwiła się kuzynka, ale potem sobie przypomniała, że kilka dni temu zbeształa Małgosię, że bardzo wcześnie rano tłukła garami w kuchni. W pomieszczeniu tym rzeczywiście panował idealny porządek, ale służąca zaklinała się, że to nie ona była jego „sprawczynią”. Po jakimś czasie krewna ojca musiała pogodzić się z tym, że w tym domu nie mieszkają same. Coraz bardziej odczuwała czyjąś obecność, a raz nawet, kiedy spacerowała po ogrodzie okalającym dom, przez okno zobaczyła nieco dziwaczną, starszą panią siedzącą na sofie w salonie. Kim była ta zjawa? Kilka dni później w rozmowie z kimś miejscowym, cioteczka dowiedziała się, że w jej willi popełniono zbrodnię. Sprawa zrobiła się poważna: żeby sprzedać korzystnie dom, należało przegnać ducha, ale jak to zrobić? Tu z pomocą przyszli miejscowi mieszkańcy i odesłali ją do „czarownika”, którym był tutejszy znachor. Niestety jego działania niewiele pomogły, za to rozwścieczyły ducha, który zaczął „rozrabiać”. Dopiero kobieta sprowadzona ze Śląska pomogła mu odejść w zaświaty. Cioteczka dostała jeszcze reprymendę od miejscowego proboszcza, że sprowadziła do M. jakichś „magików” zamiast przyjść do niego po pomoc, dlatego zbrzydło jej życie w tej miejscowości. Dom sprzedała więc szybko i tanio, a potem przeniosła się na Dolny Śląsk. Kilka lat po zakończeniu wojny odezwała się z Niemiec wysyłając kartkę świąteczną do mojej babci, a potem wszelki słuch po niej zaginął.

Komentarze

Dodaj komentarz