KIełbasa z ludzkiego mięsa cz. 2

Powróćmy do katowickiej opowieści... Zaczęło się od tego, że od jakiegoś czasu zaczęły ginąć w mieście młode kobiety, ale nikt w zasadzie nie zwrócił na to uwagi, nawet ich rodziny. Bo małoż to dziewczyn uciekało każdego roku z bogatymi rzekomo kochankami lub wyjeżdżało daleko za obiecaną pracą? Kiedy przez czas dłuższy nie dawały one znaku życia, wtedy rodziny zgłaszały ich zaginięcia na policji, a ta się ponoć nie spieszyła z poszukiwaniem, nie specjalnie przejmując się losem ludzi z nizin. 


O wpadce zabójców zdecydował przypadek. Do dwóch kilkunastoletnich dziewcząt podszedł mężczyzna (według innej wersji była to kobieta), prosząc o zaniesienie listu do pobliskiej kamienicy. W zamian za tę usługę proponował dość znaczną kwotę pieniędzy. Kiedy jedna z dziewcząt się zgodziła, dodał, że jeżeli będzie odpowiedź, to prosi, żeby ją zanieść do trafiki znajdującej się trzy kamienicę dalej, bo on sam śpieszy się na pociąg. Ta dziewczyna, która zgodziła się zostać "listonoszem", weszła do sieni kamienicy, a druga została przed drzwiami, ale po chwili pospieszyła za koleżanką. Słyszała jak ta puka do drzwi, które się otwierają i jakiś głos zaprasza dziewczynę do środka, a zaraz potem stojąca na schodach usłyszała jakiś łomot, jakby coś spadło i zapanowała cisza. 


Kiedy po kilku minutach pierwsza z dziewczyn nie wróciła, druga na palcach wybiegła z kamienicy i co tchu podążyła do domu, żeby o wszystkim powiedzieć rodzicom, ale po drodze natknęła się na policjanta i o wszystkim go poinformowała. Ten zadziałał błyskawicznie. Załatwiwszy wsparcie, wręczył dziewczynie podobną biała kopertę i poprosił, żeby zrobiła to samo, co koleżanka. Chodziło o to, żeby złapać morderców na gorącym uczynku. Kiedy dziewczyna weszła do mieszkania, otrzymała potężny cios w głowę. Od niechybnej śmierci uratowała ją jednak policyjna interwencja. Podobno tylko jej koleżance nie można już było pomóc: w tak krótkim czasie została poćwiartowana i jej ciało gotowało się już w kilku saganach na wielkim piecu. Brrr... makabra!


Elżbieta Grymel


P.S. Drodzy Czytelnicy, zapewne pamiętacie opowieści o wygodzkiej karczmie, gdzie prowadzono podobny proceder, tam na piecu gotowały się sagany pełne ludzkiego mięsa i mięso to podczas gotowania miało tak bardzo zwiększyć objętość, że "wyłaziło" z tych garów. Czy jest tak naprawdę – tego nie wiem, ale wielu ludzi myśli tak do dziś. Przypadkowo poznana kiedyś pani z Jastrzębia-Zdroju opowiedziała mi, że w czasach, kiedy mięso było reglamentowane, jej mężowi udało się kupić na targowisku spory kawałek mięsa, który dziwnym trafem "urósł" w czasie gotowania. Ona, przerażona tym faktem, wyniosła go razem z garnkiem i postawiła koło śmietnika. Sądziła, że może być pochodzenia ludzkiego! Ale zanim wróciła do swojego mieszkania, z którego miała widok na wspomniany śmietnik, mięso zniknęło razem z garem, więc nie zabrał go pies, ale człowiek. 

 

1

Komentarze

  • Elżbieta Grymel - Grymlino Chochlik drukarski 19 marca 2020 19:34Kiełbasa z ludzkiego mięsa cz.2 . Ilustracja się zgadza, ale tekst już nie. Załączono tekst z cyklu "po naszymu"czyli "Kościotrup Zdzisek".

Dodaj komentarz