Ojciec Abdulhameed Al-Sultan z 3-letnią córeczką Mayą / Ireneusz Stajer
Ojciec Abdulhameed Al-Sultan z 3-letnią córeczką Mayą / Ireneusz Stajer


Ireneusz Stajer

W Jemenie przeżyli koszmar rebelii. Ostrzał snajpera, bomby rozrywające ludzi na kawałki i nieustanny strach, kiedy proirańscy ekstremiści przyjdą po ojca, matkę, a dzieci umieszczą w sierocińcu.

W styczniu uchodźców ze stolicy Sana przyjęła Polska, zamieszkali w Rudach. Sąsiedzi zachowali się wspaniale, od razu zaakceptowali gości, robią wszystko, by sześcioosobowej rodzinie nie zabrało środków do życia. - Ci ludzie są aniołami, czujemy się tu bardzo dobrze – nie kryje wzruszenia 53-letni Abdulhameed Al-Sultan, głowa rodziny. Mówi świetnie po polsku. W latach 80. ukończył studia na Politechnice Śląskiej, potem na tej samej uczelni zrobił doktorat i był wykładowcą.

Wzorowa postawa proboszcza

O przybyciu rodziny z targanego wojną Jemenu poinformował na mszy św. proboszcz, ksiądz Sebastian Śliwiński. - Poprosił o godne przyjęcie uchodźców. Ludzie nie tylko chcieli poznać nowych mieszkańców, ale pytali jak im pomóc – wskazuje Adrian Plura, dyrektor rudzkiej szkoły. Odwiedził naszych Jemeńczyków z żoną Dorotą, obie rodziny już się zaprzyjaźniły. - Pan Abdul jest otwartym człowiekiem. Ma swoje zasady i nie rezygnuje z nich, ale szuka tego co łączy – dodaje. Eurodeputowany Łukasz Kohut przywiózł dzieciom telewizor, by mogły oglądać bajki i szlifować języki.

Dom dla uchodźców

Najwięcej zrobił jednak dr Wojciech Mokrosz, kolega Jemeńczyka ze studiów. Zorganizował i opłacił przylot rodziny do Polski. - Kupił dom w Rudach. Możemy w nim mieszkać jak długo chcemy, dopóki nie staniem na swoich nogach – podkreśla Abdul. Od razu wzięli się do roboty, wymalowali ściany, naprawili parę rzeczy. Pomagała nawet 3-letnia Maya, która zostawiła swoje mazy pędzlem. Rozradowana, szczebiocząca dziewczynka biega po całym mieszkaniu – tuli się do ojca. Trojaczki Mohammed, Muna i Omnya mają po 8,5 lat i oglądają w telewizji bajki. Wszystkie dzieci urodziły się w Sanie, skąd pochodzą rodzice. Na buziach nie widać już traumy spowodowanej wojną domową. Na Śląsku odzyskują dzieciństwo.

Pani domu, żona Abdula, Ahlam Al-Barawi (Arabki po wyjściu za mąż nie zmieniają nazwiska) zaprasza reportera „Nowin” do tradycyjnego, jemeńskiego posiłku. Na powitanie były świąteczne ciasteczka. Obiad spożywamy przy stole. Na pierwsze danie jest oryginalna arabska zupa warzywna z drobną kaszą, na drugie gotowana baranina, ryż ze szczyptą makaronu, surowe warzywa i ostry sos z pomidorów, chili. Pyszne.

Uciekli przed rebelią

Żyją tradycyjnie, bardzo rodzinnie. Są sunnitami, modlą się w domu, na co zezwala islam, gdy w pobliżu nie ma meczetu. W mieszkaniu nie może zabraknąć Koranu, ale na głównej ścianie wisi obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem. - To prezent od Wojtka i jego żony Gosi, Maria jest dla nas bardzo ważna, stanowi wzór kobiety – tłumaczy Jemeńczyk. Jak dodaje, Wojtek i Gosia (jego żona) są wspaniałymi ludźmi, którym będzie wdzięczny do końca życia.

Z wykształcenia Abdul jest inżynierem doktorem chemikiem, wykładał m.in. ochronę środowiska na Uniwersytecie w Al-Mukalla, głównym mieście regionu Hadhramut. - Z ojczyzny wygnali nas szyiccy rebelianci, których wspiera Iran. Udało im się zająć Sanę i zaprowadzić swoje rządy – opowiada. W Jemenie był nie tylko naukowcem, ale i politykiem, działał w liberalno - demokratycznym Generalnym Kongresie Ludowym prezydenta Ali Abd Allah Saliha. Pełnił funkcję sekretarza generalnego partii w Hadhramutcie, był wicerektorem ds. jakości i nauki na uniwersytecie. W 2011 roku kandydował do parlamentu, ale z powodu rewolty współpracujących z Al-Ka’idą islamistów nie doszło do wyborów.

Snajper nie trafił

Krótko był wiceministrem ds. ropy naftowej w koalicyjnym rządzie, który tworzyły stronnicy Saliha i ugrupowania opozycyjne. - Zrezygnowałem, bo nie układała się współpraca z szefem resortu z innej partii – wspomina. Życie w Sanie stało się nieznośne.
Koalicja na czele z Arabią Saudyjską, wspierająca legalny rząd od 2015 roku bombarduje stolicę, nie licząc się ze stratami w ludności. - Śmierć groziła nam na każdym kroku. Pocisk zniszczył pobliski zakład krawiecki, ludzkie szczątki, w większości kobiet leżały w promieniu kilkudziesięciu metrów – opowiada.

Sam przeżył dwa zamachy na swoje życie. Pokazuje zdjęcie z komórki, na którym widać otwór od kuli w przedniej szybie służbowego samochodu, strzelano z autobusu. - Snajper celował w serce. Na szczęście nie było mnie w aucie, czego bandyta nie widział przez ciemną szybę. Świadkiem ataku był Mohammed, który o mało nie stracił ojca..., przeżył szok – mówi Jemeńczyk. Innym razem zamachowiec na motocyklu strzelał do jadącego ulicą stolicy nissana z Abdulem. - Trafił w oponę. Prowadził bratanek, który cudem wyprowadził auto z poślizgu. Zatrzymaliśmy się na krawężniku – wspomina.

Zdecydowała żona

W 2017 roku, podczas wymiany ognia z bojówką szyicką, zginął były prezydent Salih. - Dalszy pobyt w Jemenie nie miał sensu. Wojtek wysłał mejla z zaproszeniem do Polski. O wyjeździe z kraju zdecydowała żona, najbardziej obawialiśmy się o bezpieczeństwo dzieci – stwierdza Abdul. Jego nazwisko, jako byłego polityka ugrupowania obalonego i zamordowanego prezydenta widniało na „czarnej liście”, miał zakaz opuszczania Jemenu. - Ahlam tymczasem nabyła wizy Arabii Saudyjskiej dla siebie i dzieci na Hadżdż do Mekki. Opuściła stolicę autobusem z pielgrzymami. Mnie udało się przedostać na obszar kontrolowany przez wojska wierne prawowitemu rządowi, który rezyduje w Arabii Saudyjskiej. Spotkaliśmy się w Arabii – opowiada naukowiec.

Sprytem i brawurą

Trafili do polskiej ambasady w Rijadzie, na przyznanie wiz czekali kilkanaście dni. 8 stycznia wylądowali na lotnisku w Warszawie. W drodze niestety zaginęła walizka z rodzinnymi pamiątkami i dokumentami. Do Rud dotarli zimą, która w tym roku nie była mroźna. - Temperatury w Sanie też nie są tropikalne, więc moi bliscy nie przeżyli szoku, ale pierwszy raz w życiu widzieli śnieg – uśmiecha się Abdul.

- Nie przyjechaliśmy do Polski, by żyć na koszt państwa. Szukam pracy – dodaje. Wszystko jest na dobrej drodze. Najprawdopodobniej już niebawem będzie wykładał na Wydziale Chemicznym Uniwersytetu Śląskiego, a dodatkowo arabistykę. Dzieci, żona nie chcą wracać do Jemenu, gdzie przeżyli koszmar. Uczą się polskiego w rudzkiej szkole. - Mógłbym z rodziną otrzymać azyl na bogatym Zachodzie, np. w Niemczech. Wybraliśmy Polskę, bo znam Polaków. Tu czuję się jak w domu – oznajmia.

W Jemenie zostały cztery siostry i siedmiu braci Ahlam. Rodziców straciła w wieku 14 lat, jako najstarsza z rodzeństwa przejęła rolę matki. Abdul również ma w ojczyźnie sporą rodzinę. Oboje martwią się ich losem.

Do tematu wrócimy w jednym z najbliższych numerów "Nowin".

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz