Dominik Gajda/Piotr Baran z biografią Andrzeja Zauchy
Dominik Gajda/Piotr Baran z biografią Andrzeja Zauchy

10 października mija 29. rocznica tragicznej śmierci Andrzeja Zauchy. Przypomnijmy - piosenkarz zginął od kul wystrzelonych przez męża młodej aktorki Zuzanny Leśniak, francuskiego reżysera.
Ciężko przebić się przez to zabójstwo, żeby dojść do tego, jakim człowiekiem był Zaucha. Jakby tylko to było ciekawe. 
 
Pracowałeś nad książką razem ze swoją żoną, Katarzyną Olkowicz. Ty zająłeś się m.in. właśnie wątkiem kryminalnym...
Tak, w książce udało nam się obalić kilka informacji o tej tragedii, które funkcjonowały w przestrzeni publicznej. Chociażby to, że Zuzanna Leśniak zasłoniła ciałem Andrzeja Zauchę. Nic nie potwierdza tej wersji. Znajdowali się w znacznej odległości od siebie, z dokumentów biegłych wynika, że kobieta próbowała uciekać, Zaucha też nie był chętny do walki... Prawdą jest jednak, że gdy przyszedł jej mąż, próbowała interweniować, mówiąc: Co ty chcesz jemu zrobić? Zabójca zeznał, że odepchnął ją. Strzelał do Zauchy i że jej śmierć była przypadkiem, że trafiła ją przypadkowa kula. I rzeczywiście mogło tak być. Yves Goulais oddał w sumie dziewięć strzałów. Już pierwsza kula była śmiertelna, przerwała aortę, kolejne trafiły w twarz, krocze... Natomiast Zuzanna zmarła w szpitalu. Nie mogłem napisać wszystkiego, czego dowiedziałem się o tej zbrodni, bo akta w części są utajnione. 
 
To była zbrodnia z miłości?
Chyba z takiej chorej miłości. Sąd uznał, że zabójca miał prawo być wzburzony, chociaż nie była to zbrodnia w afekcie, Yves Goulais przygotowywał się do niej kilka tygodni. Nie był psychicznie chory, ale znajdował się w ciągłym, silnym wzburzeniu, wynikającym z tego, że został zdradzony. Ciągle powtarzał, że bardzo kochał swoją żonę. Jeśli ktoś zawłaszcza drugą osobę, która chce odejść, to chyba jest to obsesja, a nie prawdziwa miłość. 
 
Andrzej Zaucha był wtedy wdowcem...
Tak, od dwóch lat. Do dziś krążą opowieści o tym, że Zaucha był kobieciarzem, że należało mu się. To nieprawda. Przepytaliśmy jego przyjaciół i nic nie wskazuje na to, że miał jakąś kobietę na boku. Dwa lata wcześniej niespodziewanie zmarła jego żona Ela, z którą był bardzo związany. Zaucha był bez niej totalnie zagubiony, ona doradzała mu, szyła stroje, bo była też krawcową, była jego impresario. Zapewniała mu święty spokój, który on uwielbiał. Wychowywała ich córkę Agnieszkę. Szokiem dla niego była śmierć żony oraz to, że ukrywała przed nim chorobę - tętniaka. Był potem bardzo zagubiony. Zwierzał się swojemu przyjacielowi Zbyszkowi Wodeckiemu, że nie wie, jak ma teraz śpiewać np. "Czarnego Alibabę", swój wielki przebój, który wcześniej wykonywał z dużym dystansem, poczuciem humoru, nie na poważnie, bo Zaucha był niezłym komikiem. Wodecki powiedział mu wtedy, że musi traktować to swoje śpiewanie jak zawód, jak maskę.
 
Zabójca został skazany na 15 lat więzienia, karę już odbył. Czy próbowaliście się z nim spotkać?
Zdecydowaliśmy, że nie będziemy się z nim kontaktować. Wiemy od naszego dziennikarskiego środowiska, że od niego niewiele można się dowiedzieć, że autoryzuje każdą swoją wypowiedź. Puszcza w obieg tylko to, że bardzo tego żałuje, a wiemy, że zabójstwa Zauchy po raz pierwszy żałował w mowie końcowej przed sądem... Wcześniej mówił, że dobrze się stało, że mu się należało. Przyjaciele Zauchy do dzisiaj mają żal, że tak się to skończyło, że on tak naprawdę skradł Zausze życie, być może pomógł stworzyć jego legendę... Nie chcieliśmy, żeby był zbyt mocno obecny w tej książce, bo ona nie jest o nim.
 
A czy z córką Zauchy udało Wam się porozmawiać?
Z córką próbowaliśmy się skontaktować. Ale Agnieszka od początku odmawiała, kategorycznie stwierdziła, że nie jest zainteresowana i nie było żadnych negocjacji. Kiedy zginął jej ojciec miała 19 lat, kiedy miała 17 lat umarła jej matka.
 
Dotarliście nie tylko do przyjaciół piosenkarza, ale też do ludzi wciąż obecnych w branży muzycznej, którzy mieli jakiś związek z Zauchą, fajnie o nim opowiedział np. Marek Piekarczyk, legenda TSA.
Marek Piekarczyk ze swoim zespołem Biała 21 pojechał na przegląd do Nowej Huty, gdzie zajęli trzecie miejsce, a pierwsze były Dżamble, w których śpiewał Andrzej Zaucha. Odtąd Piekarczyk miał oko na ten zespół, cenił ich. Powiedział mi: Wiesz nigdy nie spotkałem się z Zauchą, szkoda, bo może bym go trochę zbuntował. Może ktoś powinien zbuntować Zauchę, żeby tak się nie rozdrabniał...
 
Z czego to wynikało?
Na początku swojej kariery zagarniał wszystko, można mieć wrażenie, że chciał się sprawdzić w różnych gatunkach. Wielu ludzi mówi, że miał kompleksy prowincjusza i osoby niewykształconej muzycznie. Mogło tak być. Bardzo ciekawy jest wątek jego zagranicznych chałtur. Wyjeżdżał na zachód z dwoma zespołami, Mini Max (nie mylić z audycją radiową Piotra Kaczkowskiego) i J.P. Constellation. Oba zespoły powstały po to, by zarabiać w klubach i hotelach w Austrii, Szwajcarii, w Niemczech. Janusz Gajec, który grał w obu grupach, dał nam płytę z ich prób. Zaucha śpiewa wszystko: Steviego Wondera, Ray`a Charlesa, a nawet Boney M. czy Bee Gees! Moim ulubionym fragmentem jest piosenka "Tu t`en vas", śpiewana oryginalnie przez dwoje Francuzów (Alain Barrière i Noëlle Cordier). Mam nadzieję, że te nagrania zostaną kiedyś wydane. Oni grali na przyjęciach, imprezach noworocznych, byli szanowani. Specyfika tej pracy była taka, że przychodził menedżer lokalu i pytał, czy nie zagraliby jakiejś piosenki. Oni odpowiadali: teraz nie damy rady, ale jutro tak. Uczyli się tej piosenki przez całą noc i następnego dnia ją grali! To był w pełni zawodowy zespół. A wspomniane "Tu t`en vas" śpiewali ponoć lepiej niż oryginalni wykonawcy.
 
Zaucha był muzycznym zawodowcem, chociaż z zawodu był...
Zecerem. W młodości uprawiał kajakarstwo, miał nawet szansę wyjechać na olimpiadę. Wciągnęła go jednak muzyka, zresztą miał to w genach, jego ojciec był muzykiem kapeli, która grała po prostu do tańca. Kiedy Andrzej miał osiem lat, a jego ojciec zaniemógł, musiał zastąpić tatę w kapeli, chociaż nie potrafił sięgnąć do stopy bębna basowego. Jakoś sobie z tym poradził, potem zastępował ojca. Przy czym jako dziecko nie mógł wejść do klubu frontowymi drzwiami. Później, w swoich pierwszych zespołach grał na perkusji. Aż przyszła nowa moda i kierownik zespołu zakomunikował mu: będziesz śpiewał!
 
Kochał samochody, zresztą zginął przy swoim mercedesie...
Andrzejowi samochody często się psuły. Bo miał straszną słabość do zachodnich aut, nie szanował w ogóle socjalistycznej motoryzacji. Strasznie naśmiewał się na przykład z łady samary Krzysztofa Piaseckiego, nazywał ją łunochodem (nazwa radzieckiego pojazdu do badań Księżyca - przyp. red.). A Piasecki mu odpowiadał: słuchaj, ale to nowy samochód i on mi odpala. A Zaucha kupował stare zachodnie samochody, które non stop nawalały.
 
Jak Ty poznawałeś Zauchę?
Na studiach, kiedy mieliśmy z kolegami swoje playlisty, słuchaliśmy grunge`u. Pamiętam jednak, że jak robiliśmy imprezy, to "wskakiwał" właśnie Zaucha z piosenkami takimi jak "Byłaś serca biciem", z takimi bujaniem, chilloutem, melodiami do przytulania się. Oczywiście, to nie był główny powód napisania tej biografii. Powodem było to, że takiej pozycji po prostu nie było. Po jego śmierci ukazała się jedynie książka ze wspomnieniami przyjaciół, Małgorzaty i Tomasza Bogdanowiczów.
 
Jak myślisz, w jakim miejscu byłby dziś Zaucha gdyby żył?
Postawiliśmy takie pytanie w książce. Wiesław Pieregorólka, nasz ziomal (mieszkał w Żorach, uczył się w Rybniku - przyp. red.), który skomponował m.in. "C`est la vie", powiedział mi, że byli umówieni na nagranie czegoś nowego. Twierdzi, że Zaucha był otwarty na eksperymenty. Muzycy młodego pokolenia uważają, że by z nimi grał. Tak jak Zbyszek Wodecki, który z zespolem Mitch & Mitch zagrał płytę, wystąpił na Off Festivalu! Na pewno byłby też ulubieńcem telewizji.
 
Rozmawiał: Adrian Karpeta

 

Piotr Baran pochodzi z Rybnika, z dzielnicy Meksyk. Skończył zasadniczą szkolę zawodową w "Mechaniku" jako monter aparatury radiowo-telewizyjnej, potem pedagogiczne studium techniczne, studiował dziennikarstwo. Od 30 lat pracuje jako dziennikarz, obecnie w Polskiej Agencji Prasowej. Jego żona była m.in. wicenaczelną "Twojego Stylu". Mieszkają w Milanówku. Biografia Zauchy jest pierwszą ich książką. Będą pracować nad kolejnymi, ale już osobno. 

Komentarze

Dodaj komentarz