Ireneusz Stajer Policja oplombowała drzwi do mieszkania
Ireneusz Stajer Policja oplombowała drzwi do mieszkania

Tragedia wydarzyła się w jednym z bloków przy ulicy Morcinka w Niewiadomiu – na trzecim piętrze. Drzwi do mieszkania są jeszcze oplombowane policyjną taśmą. Mieszkańcy mówią niechętnie o tym szokującym zdarzeniu. Czy jednak na pewno można to nazwać pożarem, skoro nikt nic nie widział, bo nie było ognia ani dymu?

Co stało się za drzwiami mieszkania na trzecim piętrze? 9 października strażacy i policjanci dokonali makabrycznego odkrycia, po siłowym wejściu do lokum znaleźli w dwóch różnych pomieszczeniach ciała 65-latki i 56-latka. 

Nie były zwęglone. Spalił się częściowo fotel i kuchenka. Prawdopodobnie doszło do zaprószenia ognia od kuchenki Zakładamy, że przyczyną ich śmierci było zatrucie tlenkiem węgla - mówi prokurator Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.

- Nie prowadzimy dochodzenia w kierunku pożaru, tylko nieumyślnego spowodowania śmierci na skutek zaczadzenia – dodaje.
Prokuratura czeka na wyniki sekcji zwłok, ale również badania ewentualnej zawartości alkoholu we krwi oraz hemoglobiny, co by wskazywało, że doszło do zaczadzenia. Kobieta i mężczyzna zmarli kilka dni przed znalezieniem zwłok. 

- Śledztwo jest na wstępnym etapie. Na początku nie wiedzieliśmy, kim są te osoby. Dość szybko ustalono jednak ich personalia. Przeprowadzono dodatkowe oględziny biegłego z zakresu pożarnictwa, ale jego opinii też jeszcze nie mamy – zaznacza pani prokurator. 

Sąsiedzi z klatki mówią, że lokatorskie, spółdzielcze mieszkanie zajmowała 65-latka.

Przyjaźniła się z tym panem, który ją odwiedzał, mieszkał kilka bloków dalej – opowiada jedna z kobiet. - Lokatorzy z czwartego i trzeciego piętra wyczuli swąd spalenizny. Sąsiad zażartował nawet, że świętej pamięci już sąsiadka piecze naleśniki chyba ze starej szmaty – zapamiętała mieszkanka. 

Równie dobrze mogło przypalić się w kuchni mleka. Zapach spalenizny nie zaniepokoił więc sąsiadów, tym bardziej, że denatka nie opuszczała już mieszkania, ponieważ była po operacji biodra. 

- Przechodziłam obok w następnym dniu i już nic nie śmierdziało. Nie widzieliśmy ognia, dymu. Strażacy powiedzieli, że w mieszkaniu tliło się, a okna były zamknięte. Na szczęście nie mieli butli z gazem, bo inaczej tragedia byłaby jeszcze większa... - zaznacza rybniczanka.

Służby powiadomiła sąsiadka - pielęgniarka, która zidentyfikowała też ciała. - Lokatorzy złożyli się na kwiaty, które położyli na grobie. Pogrzeb odbył się kilka dni po tragedii.

- Oni nikomu nie szkodzili, żyli w konkubinacie, żeby było im raźniej. A, że sobie wypili, za swoje przecież. Dla mnie to byli super ludzie, zawsze „dzień dobry”, „cześć” – mówi jedna z sąsiadek.

Starsza pani niekiedy próbowała wyjść na korytarz, opierając się o ścianę. Na dwór już nie, bo w bloku nie ma windy. Była skazana na życie w „czterech ścianach”. Cieszyła się odwiedzinami 56-latka, które były jakimś urozmaiceniem w monotonni życia. 

- Szkoda ich, bardzo... - pochyla głowę sąsiadka. Jak dodaje, we wtorek, 6 października, rozmawiała jeszcze z 56-latkiem. 
Inni lokatorzy twierdzą, że oboje mieli problem z alkoholem. - Podzielaliśmy ich nieszczęście, ale tu trudno było pomóc. To były osoby uzależnione, potrzebowały wsparcia specjalisty. Trzeba jednak chcieć leczenia... – uważa kolejna sąsiadka. Na pomoc było już jednak za późno.    

Komentarze

Dodaj komentarz