Igor
Igor "Cygan" Jakubowski walczył na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro

Ireneusz Stajer

28-letni Igor „Cygan” Jakubowski może jeszcze sporo namieszać w zawodowym boksie. Forma dopisuje i cieszy się wsparciem rzeszy fanów. Jednocześnie komentuje dla Polsat Sportu walki innych pięściarzy. Niedawno relacjonował sensacyjny, remisowy pojedynek 50-latków Mike'a Tysona i Roya Jonesa Jra. Urodzony w Żorach sportowiec ma wszystkie atuty, by odnosić kolejne sukcesy. 

Jego ojciec wyjechał z Konina na Śląsk, by grać w młodzieżowych drużynach piłkarskich GKS-u Katowice, a następnie w GKS-ie Żory. Dobrze zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja, więc trafił do pracy w kopalni. Kiedy Igor miał roczek, Jakubowscy wrócili w rodzinne strony - do Konina. W Żorach mieszka wciąż wiele osób o takim nazwisku.

- Całkiem możliwe, że niektórzy są moimi krewnymi. Mam dużą rodzinę, nie znam wszystkich. Dowiaduję się czasem, że ktoś jest dalszym kuzynem czy wujkiem – uśmiecha się bokser. 

Żory moje miasto

Cale niemal życie spędził w Koninie, więc media kojarzą go z tym właśnie miastem. Zawsze jednak strofuje dziennikarzy, mówi, że urodził się w Żorach i jest podrabianym hanysem.

- Mam to zapisane w dowodzie osobistym. W Żorach byłem kilka razy i wybieram się ponownie od roku. Chciałbym odwiedzić kolegę z „Big Brothera”, który mieszka w Piekarach Śląskich. Przy okazji odwiedzę moje miasto, zobaczę jak wygląda, co się zmieniło – zapowiada bokser. 

Smykałkę do sportu ma po ojcu. Tak jak Jakubowski senior, zaczynał od piłki nożnej. W wieku 12 lat kopał futbolówkę w Górniku Konin.

- Sport drużynowy nie był jednak dla mnie, nadpobudliwego chłopaka rozpierała energia. Na ring trafiłem przez przypadek. Krążąc wokół domu kultury w Koninie zauważyłem, że do szkółki bokserskiej zapisują mój rocznik. Zgłosiłem się i zostałem... – wspomina Igor.

Najmłodszy i najsłabszy

Pięściarstwo kusiło rywalizacją. Kiedy w marcu 2006 roku przyszedł do klubu, był najmłodszy i każdy go bił. Na początku musiał przyzwyczaić się, że jest słabszy. Miał jednak charakter fightera, dążył do wygrywania ze starszymi, silniejszymi chłopakami. Po roku toczył z nimi wyrównane sparingi, po dwóch latach posyłał niektórych na deski. Pierwsze mistrzostwo Polski w kategorii młodzików zdobył po raptem siedmiu miesiącach treningu. Był niezwykle utalentowany, co podkreślali kolejni szkoleniowcy.    

Rósł i przybierał na wadze. Jako kadet, walczył w kategorii do 66 kg. Potem był juniorem, mierząc się z rywalami o masie ciała do 69 kg, a następnie do 75 kg. Podczas kariery seniorskiej występował w wagach kolejno: średniej (do 75 kg), półciężkiej (do 81 kg), a od 2013 roku - ciężkiej (do 91 kg).


Droga na szczyt 

Pierwsze powołanie do reprezentacji Polski dostał w 2008 roku. Był kadrowiczem w kategoriach młodzieżowych i seniorów. W 2012 roku, w rosyjskim Biełorajsku zajął trzecie miejsce na turnieju World Cup of Petroleum Countries. Dwa lata później zwyciężył w Turnieju im. Feliksa Stamma i został mistrzem Unii Europejskiej w wadze ciężkiej. W 2015 roku zdobył wicemistrzostwo Europy w bułgarskim Samokowie. Eksperci uznali Polaka za jednego z najbardziej perspektywicznych pięściarzy młodego pokolenia na świecie.

Życiowym osiągnięciem chłopaka z Żor miał być start na olimpiadzie w Rio de Janeiro. Pod względem sportowym nie było jednak sukcesu. Przegrał już w pierwszej walce z Brytyjczykiem Lawrencem Okolie i to w swoje 24. urodziny.

- Na igrzyska zakwalifikowałem się w drugim podejściu, miesiąc przed olimpiadą. Zmęczenie zrobiło swoje, straciłem formę. W Rio szwankowała też organizacja w sztabie pięściarskim. Ówczesny prezes Polskiego Związku Bokserskiego kompletnie nie interesował się zawodnikami. Byliśmy skazani na siebie – nie szczędzi gorzkich słów pod adresem sztabu. Samo wydarzenie wspomina mega pozytywnie.

- Impreza najwyższej rangi, na którą jadą nieliczni, tym bardziej w wadze ciężkiej. Do Rio zakwalifikowało się 16 najlepszych pięściarzy świata – wskazuje.

Polska ekipa przyleciała do Brazylii na trzy tygodnie przed rozpoczęciem turnieju. Sportowcy znaleźli czas na zwiedzanie miasta.

- Trenowaliśmy codziennie, ale przedpołudnie było wolne. Odwiedzaliśmy wtedy różne kultowe miejsca. Wjechałem oczywiście na Statuę Chrystusa, byłem w fawelach. W Rio niestety częste są kradzieże, widziałem grasujące po mieście grupki dzieciaków. Trzeba było uważać – wspomina pięściarz.         

Groźna kontuzja

W 2017 roku, na zgrupowaniu kadry narodowej złapał kontuzję prawej ręki. Tak nieszczęśliwie uderzył sparingpartnera w łokieć, że rozsypał się staw nadgarstkowy. Miał pogruchotane wszystkie kości. Pół roku lekarze nie wiedzieli, jak mu pomóc. Dopiero radiolog, dr n. med. Marcin Dzianach z Rehasportu postawił właściwą diagnozę: zerwanie stawu nadgarstkowego. Igor przeszedł cztery operacje w okresie dwóch lat, w tym przeszczep kości z biodra. Rękę poskładano za pomocą blach i śrub. Wreszcie okazało się, że jest dobrze. 

Do boksu zawodowego trafił przypadkowo.

- Z początkiem 2018 roku zadzwonił Tomasz Turkowski, menedżer, a zarazem zawodnik. Chciał zorganizować galę bokserska w Koninie. Zapytał, czy będę walczył? Odparłem, że nie wiem, bo czekała mnie piąta operacja – opowiada Jakubowski.

Po udanym zabiegu, lekarz dał „zielone światło”. Jakubowski powiadomił Turkowskiego, że stanie do pojedynku w kategorii cruiser (junior ciężkiej). Ruszyła cała maszyna organizacyjna turnieju - sponsorzy, media i związana z tym otoczka.

- Kontrakt na walkę podpisałem w listopadzie 2018 roku. Niestety, po dwóch miesiącach okazało się, że ręka nie zrosła się... Miałem gotowe wszystkie papiery, sprzedano bilety, wynajęto salę. Nie wiedziałem, co robić... - wspomina.

Zawodowiec

Pojedynek się odbył, Jakubowski walczył z kontuzjowaną prawą ręką. Wiele ryzykował. A jednak dopiął swego, nie dość, że wytrzymał do końca, to jeszcze pokonał na punkty groźnego mistrza Ukrainy Oleksieja Żuka 2-1. Zarobił kilkanaście tysięcy złotych. W drugiej swojej zawodowej walce znokautował Pawła Nowaczyńskiego.

- Jestem głodny boksowania. Chcę się dobrze bawić i zadowolić wszystkich tych, którzy jeżdżą po całej Polsce, aby mi kibicować – mówił dziennikarzom.

W piątek 11 grudnia zwarł pięściarskie rękawice na gali Rocky Boxing Night ze Słowakiem Michalem Plesnikiem. Przegrał jednogłośnie na punkty. Był to pojedynek wieczoru, transmitowany przez Polsat Sport. Przed każdą walką w szatni słucha muzyki, zwykle polskiego hip-hopu. Myśli wówczas o przeciwniku, jak go zaskoczyć i wygrać walkę. Tym razem się nie udało. Ale będą przecież kolejne pojedynki i miejmy nadzieję zwycięstwa. 


Mówi, że najważniejszą dotąd jego walką była ta w finale turnieju kwalifikacyjnego do Rio. Pokonał wówczas Julio Césara Castillo z Ekwadoru. Być może kolejny najważniejszy pojedynek dopiero przed nim...  

Dziewczyna z Big Brothera

Jakubowski przyznaje, że w realizacji sportowych celów pomogło mu uczestnictwo w programie telewizyjnym „Big Brother”.

- Tam też dostałem się przez przypadek. Ponieważ byłem kontuzjowany, a nie mogłem robić czegoś innego, zgłosiłem się do „Big Brothera”. Zaliczyłem wszystkie castingi i zostałem wybrany – opowiada.

W programie było z 25 osób. Co tydzień odpadał jeden uczestnik. Igor zajął medalowe, trzecie miejsce. 

- Na  początku w Big Brotherze” było fajnie, poznałem wielu nowych ludzi. Liczba uczestników topniała, okazało się, że z jednymi można się zaprzyjaźnić, z innymi nie – wyjaśnia.

Z kilkoma osobami utrzymuje kontakt do dziś. Co najważniejsze, w „Big Brotherze” znalazł wybrankę swego serca, stewardesę Andżelikę Gładkowską. Dzięki programowi stał się rozpoznawalny na ulicy. Ułatwiło mu to również start w boksie zawodowym.     

Jak odpoczywa? Po ciężkim treningu, najchętniej rozsiada się w fotelu i sięga po telewizyjnego pilota. Dzięki Andżelice, lata z nią samolotami Wizz Air po całym świecie. Ma zniżkę na bilety. Uwielbiają podróże do ciepłych krajów, gdzie można najlepiej zregenerować siły.    

Artykuł przeczytacie również w dzisiejszych "Nowinach".

Galeria

Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz