Tomasz Muskus był konsultantem przy produkcji filmu  „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”
Tomasz Muskus był konsultantem przy produkcji filmu „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”

Ireneusz Stajer 

Wyjeżdżając z Wodzisławia Śląskiego do Londynu Tomasz Muskus nie przypuszczał, jakich dokona odkryć. Archiwa brytyjskie pełne są źródeł rzucających nowe światło na wiele kwestii związanych z drugą wojną światową. 43-latek korzysta z tych możliwości pełną garścią. 

Jest researcherem historycznym. Był konsultantem przy polskim filmie „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”. Na prośbę twórców filmu „Wyklęty” dotarł do kombatanta Sergiusza Paplińskiego, partyzanta zgrupowania Antoniego Hedy „Szarego”, który w 1946 roku musiał opuścić Polskę. W mundurze oficera NKWD przedostał się do Berlina, a stamtąd na Wyspy Brytyjskie. 

Pan Tomasz współtworzył scenariusz do kolejnego filmu. Obecnie pracuje przy dwóch projektach filmowych o tematyce drugiej wojny światowej.

- To polsko – brytyjsko – kanadyjska produkcja, która ruszy w 2022 roku. Nie mogę powiedzieć o czym to będzie, bo obejmuje mnie klauzula poufności. Ale szykuje się duży hit – zapowiada.

Jak dodaje, współpracuje z Instytutem Pamięci Narodowej w zakresie badań i niewyjaśnionych epizodów w najnowszych dziejach Polski, stara się nagłaśniać historie ludzi zasłużonych, ale zapomnianych.

 
Myśliwce przeganiają Dorniera

Ostatnio zainteresował się porucznikiem Franciszkiem Surmą, który pochodził z Gołkowic.

- Nie zdawałem sobie sprawy, że wkrótce odkryję coś niesamowitego, związanego z moim miastem Wodzisławiem i Surmą – opowiada pan Tomasz.

- Zbliżała się kolejna rocznica wybuchu drugiej wojny światowej, więc jak zawsze oglądałem filmy tematyczne. W serialu „Wrzesień 1939” dostrzegłem wycinki z gazet z 1 września o niemieckich prowokacjach tuż przed napaścią na Polskę – dodaje.

Jego uwagę przyciągnął szczególnie nagłówek „Samolot nad Wodzisławiem” w piśmie „Dobry Wieczór Kurier Wieczorny”. Artykuł donosił: „W ubiegłą środę, w godzinach przedwieczornych nad Wodzisławiem ukazał się bombowiec niemiecki”.

Polskie samoloty myśliwskie zmusiły go do ucieczki.

- Szukając wcześniej informacji o Franciszku Surmie doczytałem, że tuż po wybuchu wojny przeleciał z kolegą nad swoim rodzinnym domem w Gołkowicach, by się pożegnać z bliskimi. Z początku wydawało mi się to niewiarygodne, aby pilot wojskowy mógł tak po prostu przylecieć nad swoją miejscowość. Zacząłem to weryfikować – relacjonuje wodzisławianin.

Ustalił, że porucznik pilot Franciszek Surma z121 Eskadry Myśliwskiej Armii Kraków latał samolotem PZL P.11. Artykuł w gazecie z 1 września 1939 roku wskazywał, że to właśnie on przeganiał razem ze swoim kolegą z sąsiedniej Moszczenicy – Ryszardem Koczorem niemieckiego Dorniera znad wodzisławskiego nieba, 30 sierpnia. Pan Tomasz skontaktował się jeszcze z zaprzyjaźnionym historykiem, który potwierdził rewelację.


Pożegnanie na zawsze 

Wodzisławianin zaczął szukać dalszych informacji w Muzeum Lotnictwa w Krakowie i w Instytucie Sikorskiego w Londynie. Nie było to łatwe ze względu na obostrzenia pandemiczne. Natrafił jednak na kolejny artykuł z 1 września 1939 r. “Prowokacje niemieckie nie ustają. Bombowiec niemiecki zmuszony do ucieczki”, w gazecie „ABC Nowiny Codzienne”. 

Z obu tekstów dowiadujemy się, że w środę 30 sierpnia 1939 r. w godzinach popołudniowych nad wodzisławskim niebem pokazał się niemiecki bombowiec. Szybko zaalarmowano władze wojskowe, a do akcji wkroczyły polskie myśliwce i zmusiły go do ucieczki. Samolotami tymi pilotowali dwaj miejscowi piloci. Po akcji przelecieli nad rodzinne miejscowości Gołkowice i Moszczenicę, żegnając w ten symboliczny sposób ziemię wodzisławską na zawsze.

Pan Tomasz podkreśla, że po wojnie zapomniano o wspomnianym epizodzie, nie zainteresował on żadnego z historyków. Niemiecki samolot zwiadowczy miał najpewniej za zadanie sprawdzić położenie i liczebność wojska polskiego w rejonie Wodzisławia i dalszej okolicy. Pojawił się też bowiem nad Bohuminem, należącym wówczas do Rzeczpospolitej po aneksji w 1938 roku Zaolzia. O tej wizycie z kolei wrogiego bombowca donosiła „Gazeta Lwowska”. Dwa dni później, rankiem 1 września, nasz region najechały wojska niemieckie - 5 Dywizja Pancerna pod dowództwem generała Heinricha von Vietinghoffa.

Bitwa o Anglię

Porucznicy Franciszek Surma i Ryszard Koczor byli rówieśnikami i dobrymi kolegami, od dziecka marzyli o lataniu. W lipcu 1939 r., po ukończeniu Szkoły Podchorążych w Dęblinie, zostali pilotami  121 Eskadry Myśliwskiej 2 Pułku Lotniczego w Krakowie. Od 1 września dzielnie walczyli w obronie polskiego nieba.


- Surma 18 września zgodnie z rozkazem przełożonych opuścił Polskę i udał się do Rumunii i drogą morską dotarł do Libanu, a stamtąd do Francji. Pod koniec stycznia 1940 roku został oddelegowany do Wielkiej Brytanii. W bazie lotniczej w Sutton Bridge przeszedł szkolenie na samolotach myśliwskich Hurricane – opowiada pan Tomasz.

Pod koniec sierpnia otrzymał przydział do brytyjskiego 151 Dywizjonu Myśliwskiego RAF-u i rozpoczął loty bojowe. 30 sierpnia prawdopodobne zestrzelił bombowiec Heinkel He 111. Dwa tygodnie później przeniesiono go do 607 Dywizjonu Myśliwskiego RAF. 26 września zestrzelił wrogi myśliwiec Messerschmitt Bf 109. 21 października ponownie zmienił jednostkę, tym razem trafił do 257 Dywizjonu Myśliwskiego RAF. W jednym z kolejnych lotów bojowych, 28 października uszkodził niemiecki bombowiec He 111, jednak jego samolot został zestrzelony. Zdołał uratować się, skacząc ze spadochronem. Od 12 grudnia służył w 242 Dywizjonie Myśliwskim RAF. Piloci tej jednostki osłaniali z powietrza głównie konwoje.

 
- W marcu 1941 roku otrzymał przydział do 308 Dywizjonu Myśliwskiego „Krakowskiego”. Spotkał tam wielu kolegów z 2 Pułku Lotniczego. W szeregach jednostki odniósł kilka kolejnych sukcesów w walce. Latem 1941 r. zaczął latać nad Francję. 12 października po raz piąty zestrzelił myśliwca Bf 109 i tym samym został zaliczony w poczet asów lotnictwa myśliwskiego – wskazuje wodzisławianin. 

Pomnik wdzięczności

8 listopada 1941 r. Surma poleciał z zadaniem osłony bombowców RAF-u kierujących się nad Lille we Francji. W okolicach Dunkierki doszło do zaciętej walki z niemieckimi myśliwcami. W trakcie powietrznej batalii odłączył się od zgrupowania i zginął śmiercią lotnika. Został zestrzelony przez jednego z najlepszych niemieckich pilotów, Johannesa Seiferta. Samolotu i ciała porucznika Surmy nigdy nie odnaleziono.

W dowód wdzięczności Ślązakowi z Gołkowic postawiono pomnik w hrabstwie Worcestershire. Według brytyjskiego historyka, Dilipa Sarkara, to pierwsze takie indywidualne upamiętnienie polskiego pilota w Wielkiej Brytanii. 

O bohaterstwie naszego krajana świadczy kolejna dramatyczna historia. Podczas jednego z lotów Spitfire Surmy zaczął płonąć.

- Franciszek tak długo ciągnął maszynę, by znaleźć się poza miastem i oszczędzić ludzi oraz domy. Dopiero wtedy wyskoczył z samolotu, który się rozbił. Po latach  tu właśnie postawiono mu pomnik. To jedyne miejsce pamięci o bohaterze ze Śląska, tym bardziej szczególne, że nie ma on grobu – stwierdza Tomasz Muskus.  

Franciszek Surma został odznaczony Krzyżem Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyżem Walecznych oraz brytyjskimi medalami i odznakami lotniczymi. W jego rodzinnych Gołkowicach mieści się gimnazjum nazwane imieniem por. F. Surmy, gdzie uczniowie i nauczyciele wspólnie pielęgnują pamięć o polskim asie myśliwskim.

Tragedia w Warwickshire

Ryszard Koczor ukończył gimnazjum w Rybniku. Po przegranej kampanii wrześniowej przedarł się do Francji, gdzie go przydzielono do grupy kpt. Stanisława Pietraszkiewicza. Służył jako pilot w szkole obserwatorów w Wersalu. Po przeniesieniu placówki do Bussac koło Bordeaux wszedł w skład spontanicznie zorganizowanego klucza myśliwskiego. Walczył w obronie Francji. W czerwcu 1940 r. przedostał się do Wielkiej Brytanii i trafił do organizującego się 308 Dywizjonu Myśliwskiego. 2 grudnia 1940 roku, podczas lotu treningowego we mgle, rozbił się pilotowany przez niego Hurricane I (V7071). Samolot zahaczył o liny balonów zaporowych i spadł koło wsi Ryton-on-Dunsmore w hrabstwie Warwickshire. Porucznik Koczor zginął na miejscu. Został pochowany na miejscowym cmentarzu św. Jana Chrzciciela w Baginton,

Zdjęcia: Tomasz Muskus, Tomasz Wiśniewski, Wikipedia Common, domena publiczna, www.polishairforce.pl

Źródła: „100 autorytetów na 100 lecie odzyskania niepodległości”, pod. red. A. Marcisza i A. Gruchota, Racibórz 2019; P. Hojka, „Wodzisław Śląski i ziemia wodzisławska w czasie II wojny światowej”, Wodzisław Śląski 2011; „Dobry Wieczór Kurier Wieczorny”, 1 września 1939; „ABC Nowiny Codzienne” z 1 września 1939; „Herold Wodzisławski” nr 2 (64), lipiec-grudzień 2020

Artykuł przeczytacie również w dzisiejszych "Nowinach".
 

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz