Archiwum Kilka modeli żaglowców autorstwa Wolfganga Beracza można podziwiać w Zamku Piastowskim w  Raciborzu
Archiwum Kilka modeli żaglowców autorstwa Wolfganga Beracza można podziwiać w Zamku Piastowskim w Raciborzu

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Wolfganga w otoczeniu swoich okrętów, pomyślałem sobie, że stoi przede mną Mozart modelarzy. To co dla skromnego raciborzanina jest zwykłym hobby, dla innych stanowi dowód najwyższego kunsztu i geniuszu. 

Kilka unikalnych modeli z drewna dawnych okrętów żaglowych można oglądać w domu książęcym Zamku Piastowskiego. Wolfgang Beracz tworzy je od ponad 30 lat. Zrekonstruował z niezwykłą starannością, dbałością o przekaz historyczny i detale 12 słynnych korabów. Zbudował niezliczoną ilość mniejszych modeli 

- Mam już 76 lat i zapewne nie zrobię już ich więcej. Bo to wymaga ogromnej pracy i sokolego wzroku. Teraz rzeźbię mniejsze rzeczy. Ale może być tak, że jeszcze odtworzę jakiś okręt. O ile bowiem alkoholika można wyleczyć z nałogu, modelarzem jest się do końca życia – mówi raciborzanin.

Praca nad jednym modelem zajmuje mu minimum kilkanaście miesięcy. Sam stworzył swój warsztat. Wykonuje wszystkie elementy konstrukcji i najdrobniejsze detale. Jego pracę doceniono w Polsce i za granicą. Okręty Wolfganga Beracza wystawiało już wiele muzeów. Teraz zdobią wnętrza dawnej siedziby Piastów. A jest co oglądać.

- Mamy: Sovereign of the Seas, czyli władcę mórz - angielski galeon wojenny z XVII wieku, H.M.Y. Royal Caroline - brytyjski jacht królewski z 1750 oku, Holländische Zweidecker – holenderski okręt wojenny z 1660-1670 lat, a także Priediestinację - rosyjski okręt liniowy z 1700 roku - wylicza Grzegorz Nowak z zamkowego punktu informacji turystycznej.

Modele były już prezentowane m.in. w Raciborzu, Wrocławiu, Gdańsku i Hamburgu. Na mistrzostwach Polski modelarzy Wolfgang zdobył wiele medali, w tym kilka złotych. Z światowego czempionatu wrócił z krążkiem brązowym. 

- Dbam o wszystkie detale, żeby oglądający miał wrażenie, że zobaczył okręt, a nie tylko model - mówi Wolfgang Beracz, jeden z najbardziej utytułowanych polskich amatorów modelarstwa szkutniczego. 

Modele wykonane są w skali 1:50. Obok prawdziwych kolosów stoją mniejsze statki. Każdy egzemplarz zrobiony jest z pieczołowitością i dbałością o najmniejsze detale. Największy z modeli to Sovereign of the Seas. Okręt zbudowano na specjalne życzenie króla Wielkiej Brytanii Karola I w 1637 roku. Zaprojektował go... wybitny malarz holenderski van Dyck. Ten potężny okręt był pierwszym studziałowcem w historii, czyli mającym na pokładzie sto armat. Trudno w kilku zdaniach opisać model Sovereign of the Seas, budowany pięć lat, a potem jeszcze przerabiany i ulepszany! 

- Największym problemem okazało się uzyskanie identycznego wyglądu poszczególnych elementów. Przykładowo model posiada ponad 5800 miniaturowych węzełków tworzących charakterystyczną siatkę, służącą w oryginale marynarzom do wspinania się na maszty i żagle. Wszystkie węzełki musiały być identyczne – opowiada raciborzanin. 

Najpierw wykonał pomniejszone liny, skręcając nici odpowiednio dobrane grubością. Potem wiązał supełki. Zajęło mu to dwa tygodnie. Musiał też m.in. odlać sto identycznych miniaturek armat. Aby uzmysłowić sobie ogrom pracy, wystarczy powiedzieć, że oprócz tego trzeba było wykonać ponad 1300 (ile jest ich dokładnie, nie wie nawet sam twórca modelu) malutkich płaskorzeźb i rzeźb. 

Aby wiernie je zminiaturyzować, modelarz opracował własną technikę rzeźbienia w modelinie.

Marian S. Zawisła, komisarz jednej z wystaw, podkreślał, że modelarz jest perfekcjonistą, który cały czas coś ulepsza. Wolfgang Beracz uważa, że łatwiej jest coś zbudować od nowa niż naprawiać uszkodzony element. 

- Gdyby np. w którymś z modeli zniszczyła się miniaturowa latarnia, to wolałbym od razu wymienić w nim wszystkie niż tylko tę jedną. Niemożliwe jest wierne odtworzenie pojedynczej sztuki, by wyglądała identycznie jak pozostałe - tłumaczy modelarz.

Wolfgang Beracz urodził się w 1944 roku w Brzeziu nad Odrą (obecnie dzielnica Raciborza). Przygodę z modelarstwem rozpoczął w 1976 roku, kiedy w piśmie „Mówią Wieki” zobaczył zdjęcie modelu okrętu Wodnik. Pomyślał, że byłoby wspaniałą rzeczą wybudować podobny. Korzystając z fotografii, rozpoczął pracę klasyczną metodą prób i błędów. Nie miał pojęcia o modelarstwie, stosowanych technikach. Niemniej sam stworzył warsztat, skompletował narzędzia i materiały. Pierwsze modele wykonał z wyobraźni. Potem wykorzystywał już plany. 

Wówczas przekonał się, jak trudno zbudować miniaturę z prawdziwego zdarzenia. Stopniowo wgryzał się w temat, poznając wszystkie tajniki modelarstwa. - Jest amatorem modelarzem, ale ma taki zasób wiadomości, że mógłby uczyć modelarstwa - komplementował Marian Zawisła, nieżyjący już dziś, wybitny raciborski artysta plastyk.

Wolfgang Beracz zaczął pokazywać swoje prace w 1988 roku. Miał wystawy w Lublinie, Wrocławiu, Raciborzu, Gdańsku, Hamburgu, Kromeriżu. Wielokrotnie uczestniczył w mistrzostwach Polski klasy C-1. Reprezentował nasz kraj m.in. na mistrzostwach świata w Gdańsku w 1998 roku i mistrzostwach Europy w Kromeriżu (Czechy) w 2000 roku. 

Dorobek znaczny, niemniej modelarz podkreśla, że opinie sędziów nie są dla niego najważniejsze. Przede wszystkim cieszy się, gdy jego okręty podobają się zwiedzającym.

- Najbardziej interesowały mnie żaglowce najpiękniej zdobione. Kunszt dawnych mistrzów, szkutników wart jest wystaw. Cieszę się, gdy ludzie oglądają moje modele. Zapraszam wszystkich do raciborskiego zamku – podsumowuje Wolfgang Beracz. 

Komentarze

Dodaj komentarz