Ireneusz Stajer Gryfna Lama wpuszcza gości tylko po wcześniejszej, telefonicznej rezerwacji stolika
Ireneusz Stajer Gryfna Lama wpuszcza gości tylko po wcześniejszej, telefonicznej rezerwacji stolika

Gryfna Lama w Żorach otwarta od godziny 19. Po godzinie 20 ulicą Boryńską przejechał radiowóz, policja nie interweniowała. Przed godziną 22 funkcjonariusze zaczęli kontrolę w restauracji. W lokalu przebywało kilkunastu klientów. 

- Mamy kolejne rezerwacje na późniejsze godziny. Nie chcemy prowokować policji, chcemy działać z głową a regularnie. Nie przesadzać z liczbą klientów – powiedział nam Dawid, właściciel Gryfnej Lamy. 

Jak dodaje, trzy tygodnie temu policja kontrolowała restaurację. Zakończyło się to pomyślnie, nikogo nie ukarano mandatem. Lokal zorganizował wówczas szkolenie, pracownicy uczyli chętnych gry w kręgle, bilarda. 

- 20 osób na 800-metrowy lokal to jest nic. W zeszłym roku byliśmy otwarci raptem pięć miesięcy. Nie wytrzymujemy już finansowo, straty szacuję na pół miliona złotych. Nie dostaliśmy od rządu w ramach tarczy antykryzysowej żadnego wsparcia, jedynie w kwietniu 5 tys. zł – mówi rozżalony właściciel.

Gryfna Lama nie załapała się na żadną tarczę. Pan Dawid tłumaczy, że albo mają za dużo pracowników albo za mało albo nie to PKD. 

- Składaliśmy wnioski, ale czterokrotnie były odrzucane. Odpadaliśmy z powodów formalnych. Dziś mam na koncie 78 groszy – podkreśla. 

Aktualnie zatrudnia sześć osób, ale na stałe jest tylko dwóch pracowników. Pozostałych czworo tylko pomaga, bo szef nie ma z czego płacić im pensji. Nikogo nie zwolnił, ludzie sami odeszli, bo lokal trzeba było zamknąć. Znaleźli sobie inną stałą pracę.  

- Jeśli sanepid zamknie lokal dziś, jutro lub za tydzień, nie damy rady. Gryfna Lama będzie musiała zakończyć działalność. Mamy bilard, kręgle, szisze, alkohol. Przyjmujemy klientów, spełniając wszystkie rygory związane z pandemią – oznajmia właściciel. 

Do lokalu nie wejdzie nikt z ulicy, czego pilnują ochroniarze. Wymagana jest wcześniejsza rezerwacja stolika. 

- Tydzień temu poinformowałem policję, że otworzę lokal. Usłyszałem, że jest wiele czynników decydujących o tym, by nie zamknąć lub zamknąć restaurację. Szanuję to co oni mówią i nie kwestionuję. Liczę na zrozumienie, bo nie wpuszczam ludzi z ulicy – zaznacza pan Dawid.

Ludzie chcą się odstresować. Covid wszystkich dobija psychicznie. Jednym z powodów jest utrata pracy i związana z tym desperacja. 

- Ludzie chcą się wygadać barmanom, innym gościom. To pomaga. Bo problemy narastają. Ja zdecydowałem o desperackim otwarciu Gryfnej Lamy, inni boją się mówić o swoich problemach. Potem czytamy klepsydry na kościołach. Podczas drugiego lockdownu właściciel jednej z żorskich restauracji powiesił się we własnym lokalu – przypomina pan Dawid.       

Dodaje, że ma dwoje dzieci i nie może ustąpić. Bo nie ma z czego utrzymać rodziny.  

- Nie otworzyłem lokalu z czystej przyjemności. Od dwóch dni żyję w stresie, czy przyjedzie policja  i nie zamknie restauracji. Będziemy otwarci dziś do ostatniego klienta, który zarezerwował miejsce – zapowiada. 

- Jest bardzo ciężko. Nie robimy nic złego. Boimy się, że zamkną lokal, szefa. Z tym wiąże się bardzo wiele rzeczy. Kiedyś działał tu jeden z najlepszych klubów w Polsce – Ambasada. Dla starszych klientów to miejsce kultowe – mówi barman i szisza master Arkadiusz.

Uważa, że otwarcie lokalu jest legalne. Powinno się wreszcie otworzyć całą gospodarkę. Bo biznesy padają. 

- Wiem, że więcej ludzi umiera na inne choroby niż na covid. Nie rozumiem, że zamyka się tylko niektóre branże, a inne sobie działają. Ludzie się zadłużają, wzięli kredyty na mieszkania, nie mają z czego spłacać, inni się wieszają – mówi jeden z klientów, Jarek z Żor. 

Komentarze

Dodaj komentarz