Ania Kania.
Ania Kania.

Ramona mówiła mi, że mam się nie wtrącać i pozwolić, żeby wszystko poukładało się swoim rytmem. Cała ta historia z Martą i Mateuszem nie powinna mnie interesować. Mówiła, nalegała, prosiła. Raz nawet krzyczała. Potem płakała i przepraszała, że podniosła głos. Tłumaczyła, że nie chce, abym mieszała się w tą sprawę. Że to jest dziwne. Kto to widział, żeby dwoje dorosłych ludzi grało ze sobą w jakąś chorą ciuciubabkę. Oni nie są normalni. Mówiła, że powinnam się skupić na sobie i tym, co dzieje się w moim życiu. Przecież, to wszystko, co wydarzyło się z Wojtkiem i Natalią i to, że tych dwoje układa sobie teraz całkiem nowe życie, w którym dla mnie nie ma miejsca, musi być potwornie trudne. Ale ona będzie mnie wspierać. Nie zostawi mnie.

- To się nigdy nie zdarzy Dobi. Zobaczysz. Zawsze będziemy razem - w jej wykonaniu, to było jak mantra.

Byłam wdzięczna. Naprawdę. Chociaż wolałabym nie słyszeć codziennie o tym, jak bardzo nieuczciwie potraktowało mnie życie, że Wojtek powinien być bardziej odpowiedzialny, a nie zostawiać mnie samą. Że to nie powinno być, tak że on tryska na prawo i lewo uśmiechami, a ja muszę zaczynać wszystko od początku.

- Ale zrobimy to. To nasz nowy start.

Nie wiem kiedy to się stało, ale troska Ramony powoli zaczynała mi ciążyć. Wspomnienia jakie przywoływała przygniatały coraz bardziej, a rozmowy z Martą były takie odświeżające. Były jak ucieczka z dusznego, przesłodzonego pokoju.. Zauważyłam, że coraz częściej sięgam po telefon, aby zapytać o to, co dzieje się w Sadach. Ramona też zauważyła. Nie była zadowolona.

Zachowywała się, jakby postradała zmysły, kiedy powiedziałam, że wyjeżdżam na kilka dni. A kiedy usłyszała, że jadę do Sadów Jana, spędzić trochę czasu z Martą, wpadła w czarną rozpacz. Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła w ostatnich tygodniach, nie mogłam jej zostawić w takim stanie. Martwiłam się, że może zrobić coś głupiego. Wolałam mieć ją na oku. Poza tym wspólny wyjazd mógłby pomóc nam złapać trochę dystansu.

Pojechałyśmy więc razem.

Ramona początkowo wtopiła się w otoczenie. Czasami miałam wrażenie, że staje się przeźroczysta, szczególnie kiedy wokół nas pojawiali się ludzie. Tylko, że z czasem, ta przeźroczystość zaczynała gęstnieć i tężeć. Atmosfera siadała, kiedy ona pojawiała się w pomieszczeniu. Wszystkie słowa jakie wesoło podrygiwały w powietrzu, przeskakując po nutach śmiechu, nagle nabierały ciężaru i opadały w dół. W dół. Układały się niezgrabnie na podłodze, jedne na drugich, naburmuszone, najeżone, pełne pogardy dla tej wesołości, która jeszcze chwilę temu w nich wibrowała.

Najgorszy był ostatni wieczór w Sadach.

Siedziałyśmy we dwie na werandzie. Wokół krzątali się ludzie, którzy zajmowali się naprawami w zachodnim skrzydle. Ramona była spięta. Rzucała nerwowe spojrzenia w stronę zarządcy. Nie lubiła go. Chyba nawet trochę się go bała. Nie dziwiło mnie to wcale, bo Seweryn, to jedna z tych osób, które potrafią chłostać wzrokiem, kiedy coś idzie nie po ich myśli.

Czytałam książkę. Niektóre fragmenty odczytywałam na głos.

- Posłuchaj Ramona jakie to piękne.

- Przeczytaj coś jeszcze - poprosiła, kiedy skończyłam.

Zgodziłam się. Lubiłam sprawiać jej radość, tym bardziej, że cieszyła się rzeczami, które dla innych ludzi były niewidoczne. Proste sprawy. Małe gesty. Potrzebowała tak niewiele, aby się uśmiechnąć… lub zmarszczyć brwi.

- Ona śpi - Marta pojawiła się niespodziewanie obok - Nie dziwię się. Masz kojący głos.

Rzeczywiście. Rozluźnione ramiona Ramony unosiły się i opadały delikatnie. Zaciśnięte wargi rozluźniły się.

Marta uniosła lampkę czerwonego wina w zapraszającym geście. Koniuszki moich ust uniosły się na widok psoty w jej oczach. Podniosłam się z fotela i otuliłam Ramonę kocem. Wieczór już wypuszczał pierwsze chłody. Nie chciałam, aby zmarzła. Rozsiadłam się z Martą w salonie. Radio tak przyjemnie śpiewało w rytmie postukujących kieliszków i śmiechów otulających kuchnię. To chyba była godzina. Tak. Myślę, że to mogła być godzina. Na pewno nie więcej. Chyba, że czas falował i w załamaniach fal minuty inaczej się układały.

Nie wiem sama. Nie spojrzałam na zegar. Pojawienie się Ramony w progu kuchni zaskoczyło mnie. Nie powinno, bo przecież ciągle była niedaleko. Mogła obudzić się w każdej chwili i dołączyć do nas, a jednak jej obecność, w tym miejscu, w tej sytuacji była dla mnie niespodziewana… tak samo jak jej ton.

- Dlaczego mnie zostawiłaś?

- Ramona! Dobrze, że jesteś. Chodź, zostało jeszcze trochę wina. Nale…

- Nie mówiłam do ciebie - ostry ton spadł na Martę, ucinając jej paplaninę. Wzrok kobiety był skierowany wprost na mnie.

- Zasnęłaś. Nie chciałam cię budzić - zrobiłam krok w jej stronę z wyciągniętą ręką - Uznałam, że będzie lepiej, jak…

- Jak mnie zostawisz? Uznałaś, że będzie lepsza zabawa beze mnie?

- Ramona, kochanie… - kolejny krok. Uspokajający uśmiech na twarzy - Po prostu uznałam, że nie będę cię budzić.

- Bo co? Co cię powstrzymało? ONA? - wyciągnięty palec szturchający powietrze, zatrzymał Martę w połowie kroku do szafki ze szkłem.

- Ramona, no co ty? - Marta była wyraźnie skołowana. Szukała drogi wyjścia, kołysząc się na piętach, jakby nie mogła się zdecydować, w którą stronę ma iść.

- Zamknij się. Nie z tobą rozmawiam.

- Słucham?

- Ramona! - oburzenie i zaskoczenie przelewały się jedn przez drugie.

- Przestań! Chciałaś mnie zostawić! Chciałaś mnie… zostawić - załamania w głosie Ramony były coraz wyraźniejsze, a potem jakby się skruszyły, jakby się zespoliły w przekonanie - Zostawiłaś mnie. Dla niej!

Pomimo, że wokół rozsiała się cisza, oczy Ramony syczały agresją. Wargi uniosły się w górę, wyginając je w sposób, w jaki zazwyczaj układają się, kiedy wpadasz na bardzo nieprzyjemny zapach.

- Nie wiem jak wy, ale ja myślę, że na mnie już czas - słowa Marty z trudem przedarły się do rzeczywistości. Kobieta otwartymi dłońmi uderzyła się w kolana, tak jakby chciała podkreślić swoją decyzję. Jeszcze chwilę stała patrząc, to na mnie, to na Ramonę. Widziałam, że szuka pretekstu, aby rozładować sytuację, a gdy go nie znalazła, odepchnęła się od blatu i z na wpół pełnym kieliszkiem automatycznie skierowała swoje kroki do zlewu. Zawsze to robiła. Odstawiała wszystko do zlewu. Ale teraz, to nie był dobry pomysł. Musiałaby minąć Ramonę.

- Zostaw - powstrzymałam ją uśmiechem, na który wcale nie miałam ochoty - posprzątam.

Marta zrozumiała. Skinęła głową. Była przejęta. Widziałam to. Palce jej drżały, kiedy odstawiała kieliszek. Tak samo jak broda, którą szybko zasłoniła dłonią, aby ukryć słabość. Tak bardzo chciałam dodać jej otuchy, ale słowa wstrzymywał strach.

- Dobranoc - powiedziałam w końcu, kiedy postać Marty zgubiła się w mroku korytarza. Nie wiem czy mnie usłyszała.

Ramona poruszyła się leniwie. Wyglądała jakby budziła się z letargu. Zwróciła się w moją stronę. Na twarzy miała wypisane oczekiwanie. Tak jakby spodziewała się po mnie konkretnego zachowania, słów, gestów.

- Nie powiesz nic? - odezwała się, kiedy trwałam w bezruchu wpatrując się pokryty ceratą blat kuchennego stołu. Róże i zielone liście ciągnęły się w nieskończoność. Jedna po drugiej. Takie same. Identyczne. Sunęłam palcem po tym szlaczku, aż w końcu opuszek natrafił na rozcięcie długie na jakieś 2 centymetry. Brzegi były nieco wywinięte w górę. Wsadziłam do środka palec i pociągnęłam. Jęk grubego materiału był wyraźny. Róże i zielone liście protestowały.

Uniosłam wzrok.

- Późno już. Czas kończyć te spotkanie - powiedziałam. Chciałam ruszyć w stronę wyjścia z kuchni, ale Ramona stanęła mi na drodze. W ręku trzymała kieliszek Marty. Wino falowało w nim, rozchlapując soczyście czerwone krople na podłogę.

- To przez nią prawda?

- Ramona.… - zaczęłam delikatnie - wystarczy już. Chcę się położyć.

Minęłam ją z bijącym sercem, czując, że to jeszcze nie koniec. Palce Ramony zacisnęły się na kieliszku. Szkło rozprysło się. Odwróciłam się, bo ocenić szkody. Tulipan delikatnego szkła wyglądał niepokojąco groźnie. Krople wina lizały jego ostre brzegi.

- Pożałuje tego.

Udałam, że nie słyszę tej jawnęj groźby. Bałam się. Tak strasznie się bałam. Schyliłam się i sięgnęłam po ścierkę i zmiotkę.

Nie chciałam, żeby komuś stała się krzywda.

Komentarze

Dodaj komentarz