Zdjęcie: Adrian Karpeta/Rafał Szombierski doprowadzany na salę rozpraw
Zdjęcie: Adrian Karpeta/Rafał Szombierski doprowadzany na salę rozpraw

- Wie, że ma córkę, ale nie pamięta, że ją urodziła. Były ze sobą bardzo związane, były prawdziwymi przyjaciółkami, Iga spała razem ze swoją mamusią. I nagle z dnia na dzień została od matki oderwana - mówiła wczoraj przed sądem siostra pani Beaty.

- Siostra, po wybudzeniu się ze śpiączki, mówiła nam, że boli ją każdy milimetr ciała. Ma niedowład prawej strony ciała, nie jest samodzielna. Potrzebuje całodobowej opieki.

Mówiła o swojej siostrze, że była niezwykle ambitną osobą. Prowadziła swoją firmę, miała sklep internetowy. Żeby zapewnić sobie i swojej siedmioletniej córeczce lepszą przyszłość, ukończyła kolejne studia, została testerem oprogramowania. Chciała pracować jako programistka. Przed wypadkiem zdążyła jeszcze wysłać kilka podań o pracę...

Powiedziała, że rehabilitacja pani Beaty kosztowała już 200 tysięcy złotych. To m.in. pieniądze ze zbiórki na portalu Siepomaga. To dopiero początek długiej i kosztownej rehabilitacji...

Rafał Szombierski (podajemy pełne nazwisko i publikujemy jego wizerunek za jego zgodą) nie przypominał wczoraj dawnego żużlowego mistrza. Cały się trząsł, prosił o wybaczenie. Zapewniał, że kiedy tylko opuści zakład karny, będzie pracował i cały dochód przekazywał na rehabilitację swojej ofiary.

Sąd nie zgodził się na wypuszczenie go z aresztu tymczasowego, o co wnioskował obrońca Jarosław Reck. Adwokat złożył też kilka wniosków, m.in. o przesłuchanie żony żużlowca, o wywiad środowiskowy w miejscu jego zamieszkania. Chce, by w sądzie zeznawali również biegli, którzy badali Szombierskiego. Adwokat chce dowieść, że Rafał Szombierski prowadził pod wpływem tzw. upicia patologicznego - czyli kompletnie nie miał świadomości, co się z nim dzieje. Sędzia ma zdecydować, czy zgodzi się na powołanie tych świadków.

Sąd przesłuchał dzisiaj w sumie pięcioro świadków. M.in. kolegę Rafała Szombierskiego, z którym feralnego dnia były żużlowiec pił alkohol. - Był u mnie do około godziny 19.20. Naprawiał swój samochód, u mnie ekipa tynkowała. Od około godz. 16 piliśmy kolorową wódkę, 37-procentową. Dwie półlitrowe butelki, z tego po trzy kieliszki wypili dwaj robotnicy, którzy u mnie pracowali. W pewnym momencie Rafał powiedział, że weźmie taksówkę i pojedzie do domu. Ja mu mówię: słuchaj, nie masz teraz roboty, co będziesz wzywał taryfę. Moja żona za chwilę wróci z pracy, to cię odwiezie. Zadzwoniłem po żonę, powiedziała, że niedługo będzie. Ale Rafał po chwili stwierdził, że żona będzie zła, że coś wypiliśmy. I że pójdzie do domu na piechotę. Pożegnaliśmy się przy bramie, miał zamknąć auto i pójść do domu - opowiadał jego kolega.

 

Rafał Szombierski miał do domu jakieś cztery kilometry. Podobno rzeczywiście na początku szedł kawałek na piechotę, w końcu jednak wrócił do auta i ruszył... Około godziny 20 na ulicy Raciborskiej wyprzedzał renaulta. - Na pewno jechał z nadmierną prędkością, może nawet ponad 100 km na godzinę - mówił przed sądem kierowca samochodu, którego Szombierski wyprzedzał.

Kierowca dodał, że Szombierski miał możliwość "ucieczki" na prawy pas, auto jednak "myszkowało", jakby nie jechało całkowicie prosto. Niestety Szombierski nie wrócił na swój pas. Jego volkswagen touareg wjechał w mazdę kierowaną przez Beatę Leśniewską. Jej auto koziołkowało.

Rafał Szombierski po wypadku wyszedł ze swojego samochodu. Poszedł na piechotę w stronę nowego kościoła na Nowinach. Widzieli go świadkowie, którzy powiedzieli o tym policji. Kiedy znaleźli go policjanci, mówił najpierw, że wyszedł na spacer. Potem, że wraca od dziewczyny, ale nie był w stanie powiedzieć, od jakiej. Policjanci czuli od niego silny smród alkoholu. Wiedzieli, że mężczyzna jest pijany. Na ubraniach miał ślady proszku z wystrzelonej poduszki samochodowej. Kiedy policjanci zawieźli go na badanie krwi do szpitala, okazało się, że miał dwa promile alkoholu!

Do dziś utrzymuje, że nie pamięta ani momentu wypadku, ani sytuacji, w której wsiadał do samochodu. Twierdzi, że odzyskał świadomość dopiero wtedy, gdy podeszli do niego policjanci. Przed sądem mówił, że ma wykształcenie podstawowe, że zarabiał, jeżdżąc na żużlu, ale w ostatnim czasie miał kontuzję, więc nie miał żadnych oszczędności.

Deklarował, że po opuszczeniu zakładu karnego chce wrócić do sportu, bo w nim może zarobić realne pieniądze, które pozwolą mu próbować naprawić krzywdę, jaką wyrządził pani Beacie. Prędko to jednak nie nastąpi. Rafałowi Szombierskiemu grozi do 15 lat więzienia.

Sąd nie zgodził się na to, by odpowiadał z wolnej stopy. Oskarżyciele podkreślali m.in., że mógłby próbować wyjechać z kraju, bo ma również obywatelstwo niemieckie.

Kolejną rozprawę wyznaczono na 5 sierpnia.

Komentarze

Dodaj komentarz