post image
Dominik Gajda Kościół w Połomi

Ludzie kierując się stereotypami mówią na przykład: co też dobrego mogło wyrosnąć w takim X.? Lub też idą dalej, nazywając wszystkich bez wyjątku mieszkańców miejscowości Y, głupkami! Jak widać, znów sprawdza się biblijne stwierdzenie, że najtrudniej być prorokiem we własnym kraju! Konflikt między wspomnianymi wyżej miejscowościami nie był aż tak ostry,  jednak napsuł krwi obu stronom i wzajemna niechęć jest żywa do dziś.    

Historia ta zdarzyła się podobno w wieku XIX: Ksiądz z parafii świerklańskiej wybrał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, zaznaczając, że wróci po dwóch latach, W okresie jego nieobecności nabożeństwa miał odprawiać ksiądz z sąsiedniej parafii w Połomi. Minęło jednak pięć lat, a proboszcz świerklański nie dawał znaków życia. Nie można było powołać innego na jego miejsce, dopóki nie został uznany za zmarłego, a piękny świerklański kościół niszczał, bo proboszcz połomski dbał tylko o „swoje własne podwórko”. Boleli nad tym bardzo mieszkańcy Świerklan, ale nie wiedzieli co począć, aż przypadek podsunął im znakomite, jak się wydawało rozwiązanie.

W tym czasie zmarł proboszcz z Połomii. W nocy przed pogrzebem „świerklanioki” wykradli jego ciało i przenieśli do swego kościoła, sądząc, że ta parafia dostanie nowego proboszcza, w której będzie ciało poprzedniego. Niestety ich przewidywania się nie spełniły. Połomianie powiadomili kurię biskupią i policję, a ta aresztowała prowodyrów tej akcji i osadziła w rybnickim więzieniu. Choć była to pora żniw sąd nie dał się ubłagać i każdemu zasądził  kilka miesięcy odsiadki, a ciało proboszcza z wielka pompą zostało odwiezione do Połomi i tam pochowane. Powszechnie wiadomo o tym, że od tego czasu datuje się wzajemna niechęć między mieszkańcami tych dwóch sąsiadujących ze sobą parafii. Tyle mówi przekaz ludowy.

Historię tę słyszałam po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku od jednego z członków TMMŻ, emerytowanego nauczyciela żorskiego liceum. Powoływał on się na znajomego informatora ze Świerklan. Widać jednak, że sprawą żyła cała okolica, bo więcej informacji uzyskałam także nieco później od swojego wujka Brunona urodzonego i mieszkającego w Roju. Dowiedziałam się, że podobno proboszcz powrócił do Świerklan dopiero po ponad pięciu latach tułaczki, ale był tak schorowany, że długo nie pożył.

Kilka tekstów o podobnej treści napisałam wiele lat temu, bo na początku lat osiemdziesiątych.

Elżbieta Grymel
 

Komentarze

Dodaj Komentarz