Po otrzymaniu zgłoszenia, wolontariuszki Pet Patrolu z Rybnika pojechały na miejsce by sprawdzić co się dzieje. Po chwili okazało się, że pies był w dramatycznym stanie.
- Nikt z nas nie spodziewał się tego, co za chwilę miały zobaczyć, a obraz ten z pewnością pozostanie z nami do końca życia. Drzwi otworzył właściciel. Na prośbę wolontariuszek przyniósł sunię - podkreśla Izabela Kozieł.
Bezbronna sunia, na brzuchu miała ogromny pęknięty guz z mieszaniną ropy i krwi. Przez przerośnięte i powykręcane paznokcie nie mogła normalnie chodzić. W oczach strach.
- Zapach, a raczej odór nie do wytrzymania i przerażony psi wzrok, a w nim bezmiar cierpienia i prośba o pomoc. Na miejsce wzywamy policję, aby odebrać interwencyjnie sunię. Właściciel nie widzi w tym nic niewłaściwego - dodaje wolontariuszka.
Po interwencyjnym odebraniu psa, wolontariusze udali się do weterynarza, gdzie rozpoczęła się walka o życie Tusi. Lekarz dał nadzieję, choć sunia miała przejść dwie operacje.
- Ciężko nazwać właścicieli tego biednego psa ludźmi. Złość, bezsilność i bezmiar smutku... - słyszymy.
Nie udało się
Mimo wysiłku wolontariuszy i weterynarzy, niestety nie udało się uratować psa. Podczas operacji usunięto guz, jednak serce pieska nie wytrzymało.
- Jesteśmy wszyscy załamani…nie ma słów, żeby wyrazić, to co teraz czujemy… Lekarz pomimo reanimacji nie zdołał ściągnąć naszej Tusi z drogi za Tęczowy Most - podkreśla Izabela Kozieł.
Wolontariusze dziękują wszystkim, którzy tak licznie wpłacili środki na ratowanie pieska. Zapowiedzieli, że pieniadze mogą pomóc innym podopiecznym. Jeśli jednak ktoś poprosi o ich zwrot, może zwrócić się do Pet Patrolu.
Komentarze