post image
Arc prywatne Zamek w Chudowie

Według ludowych opowieści chudowski zamek położony wśród leśnych bagien od dawna cieszył się zła sławą. Wiele wieków temu mieszkali tam rycerze-rabusie. Łupili kupców i podróżnych na głównym śląskim szlaku prowadzącym na zachód, a potem znikali „jak duchy” w pobliskich lasach. Nikt nie odważył się ich ścigać. Niewielu z okolicznych mieszkańców wiedziało, gdzie naprawdę znajdowała się ich siedziba. Dostać tam się było niełatwo.

Niewielki zamek otaczały potężne mury z polnego kamienia i cegły, a wokół rozciągały się rozległe bagna, wiosną pięknie ukwiecone, ale zdradliwe zarówno latem jak i zimą. Chudowscy zbójcy nie znali litości, nigdy nie brali jeńców, a jeśli ktokolwiek obcy przekroczył bramę zamku, nigdy nie wyszedł z niego żywy. W tym niecnym procederze pomagali im podobno wygodzcy karczmarze, którzy przestawiali wskazówki zegara i wyprawiali biednych podróżnych w środku nocy prosto w łapy zbójów. Drodzy czytelnicy, zwróćcie uwagę na to, jak działa ludowa wyobraźnia: Mieszkaniowe zegary szafkowe ( a takim mieli dysponować wygodzcy karczmarze) weszły do szerszego użytku dopiero w wieku XVIII, a opowieść ta sugeruje, że było to o wiele wcześniej. Zapewne niewiele opowiadających zdawało sobie sprawę z tego, że zegary nie były w naszym użytku „od zawsze”. Wspomniana Wygoda, gdzie stała karczma, to część Borowej Wsi (obecnie Mikołów).

Czasy jednak się zmieniły i chudowski zamek przeszedł w ręce bardziej godnego pana. Nowy właściciel rzadko tu bywał, ale często urządzał w tej okolicy polowania. Szczupłe, średniowieczne mury chudowskiego zamku ledwo mogły pomieścić liczne rzesze jego gości.

Podobnie było owego feralnego dnia. Wczesnym rankiem goście wyruszyli na „gon” (polowanie). Jedyny, zamkowy kucharz miał przygotować wystawny obiad, dlatego uwijał się w maleńkiej kuchni „jak w ukropie”. Słońce stało już nad lasem, dzień chylił się powoli ku zachodowi i goście mogli wrócić lada moment, ale na szczęście mięsa były już prawie gotowe. Jednak jeden nieostrożny ruch spowodowany pośpiechem i ciężki rożen z ociekającym tłuszczem mięsem poleciał prosto w palenisko. Buchnął płomień...

Powracający z polowania łowcy zobaczyli z daleka łunę pożaru. Przynaglili konie do biegu, ale kiedy dotarli do skraju lasu, nie było już czego ratować, z zamku pozostały jedynie okopcone mury. Nigdy już potem zamku nie odbudowano.

O zamku w Chudowie często wspominała też mama mojego męża, mieszkanka Borowej Wsi (Mikołów). W opowieściach tych powoływała się na swojego teścia Emanuela Grymel. Jej opowiadań wysłuchałam w latach 80. Przedstawiłam tu fragment tekstu z opowiadania, które napisałam w roku 1987.

Ps. W roku 2003 miłośnicy z fundacji „Zamek Chudów” odbudowali część murów i wieżę. W sezonie letnim urządza się tam różne imprezy kulturalne i turnieje rycerskie.

Elżbieta Grymel 

Komentarze

Dodaj Komentarz