Ireneusz Stajer
Dwie pracownice Domu Pomocy Społecznej im. św. Józefa w Lyskach,a zarazem dzialaczki związkowe wygrały w sądzie z dyrektorem sprawę o przywrócenie ich do pracy na poprzednich warunkach. Jedna ze zwolnionych dyscyplinarnie opiekunek ma otrzymać – 7064,13 zł brutto tytułem wypłaty wynagrodzenia za czas pozostawania bez zatrudnienia, druga – 2354,98 zł. Nadto pozwany musi wypłacić obu paniom w sumie blisko 6300 zł zwrotu kosztów zastępstwa procesowego. Sąd nakazał także pobranie od dyrektora na rzecz Skarbu Państwa 2826 zł tytułem zwrotu kosztów sądowych.
Wyrok nieprawomocny
„Po pięcioletniej batalii o prawdę Sąd Pracy w Rybniku przywrócił do pracy nasze koleżanki z NSZZ Solidarność oraz przyznał wysokie odszkodowanie. Wyrok jest nieprawomocny, jednak stoimy na stanowisku, że prawda się obroni ostatecznie. Dziękujemy za zaangażowanie adwokatowi Sebastianowi Laryszowi” - napisał na FB Piotr Rajman, przewodniczący Terenowej Sekcji Problemowej Miasta i Powiatu Rybnickiego Solidarności.
- Obie pracownice ucierpiały, bo pan dyrektor Weczerek walczy ze związkami zawodowymi. Oficjalnie dziewczyny powypisywały się z Solidarności, ale są członkiniami jakby ukrytymi. Mamy duże zastrzeżenia do sposobu zarządzania DPS-em Lyski przez dyrektora – mówi Rajman. Jak dodaje, z placówki sami pozwalniali się inni pracownicy, bo nie chcieli pracować w stworzonej tam przez szefa atmosferze.
Mobbing i szantaż?
- Presja, szantaż, zachowania ocierające się o mobbing. Oficjalnie obie panie zostały zwolnione za rzekome bicie pensjonariuszek. Zostały uniewinnione w sądach karnych dwóch instancji. Dowody zostały bowiem spreparowane przez pana dyrektora. Dlatego sprawa trwała tak długo, oskarżone musiały przejść przez wszystkie procedury prawne – podkreśla związkowiec.
Jego zdaniem, organ prowadzący – starosta rybnicki wiedział o całej sytuacji w lyskim dpsie, ale nic z tym nie zrobił.
- Zero reakcji, mimo zgłaszania przez nas tych problemów. Zresztą obie panie rozmawiały o sprawie ze starostą. Nie jest tajemnicą, że starosta i dyrektor dps-u są kolegami – mówi Piotr Rajman.
Chcieliśmy w pierwszej kolejności porozmawiać ze starostą rybnickim. Z polecenia Damiana Mrowca przedzwonił do reportera „Nowin” dyrektor DPS-u w Lyskach, Marek Weczerek, upoważniony do udzielenia informacji w sprawie. Zaprzeczył wszystkim zarzutom sformułowanym przez Solidarność, choć przyznał, że jest skonfliktowany ze związkiem, ale to nie jego wina.
- Problemy zaczęły się, gdy zmieniła się przewodnicząca organizacji w naszym dpsie. Wcześniej współpraca układała się wzorowo – zaznacza Weczerek.
Nie miałem wyjścia
Usłyszeliśmy też, że nie miał wyjścia i musiał zwolnić dyscyplinarnie obie pracownice.
- W październiku 2016 roku, kierowniczka oddziału zgłosiła mi, że opiekunka pobiła jedną z pensjonariuszek. Zwołałam zebranie z udziałem pracownika socjalnego, pielęgniarki dyżurnej, pokrzywdzonej i świadka. Mieszkańcy zeznali, że opiekunka uderzyła i popchnęła około 50-letnią pensjonariuszkę, która doznała zaczerwienienia nosa. Świadkiem tego zdarzenia była współlokatorka z pokoju - mówi dyrektor.
- Podczas spotkania okazało się, że nie był to pierwszy raz. Podobne sytuacje zdarzały się w przeszłości. Mieszkańcy ich nie zgłaszali, gdyż bali się opiekunek. Przy okazji wyszła sytuacja z drugą panią. Miała się nad nimi znęcać psychicznie, odmawiając papierosów, które pensjonariuszki kupują za swoje pieniądze. Opiekunki natomiast dysponują tymi papierosami i wydzielają mieszkańcom. To samo miało być z kawą. Nadto w formie agresywnej kazała im sprzątać pokoje – dodaje.
Kontrole
Według Marka Weczerka, opiekunki stosowały przemoc psychiczną i fizyczną. Ze spotkania sporządzono notatkę. Dyrektor powiadomił organ nadzorczy – powiatowe centrum pomocy rodzinie i rybnickie starostwo. W konsekwencji pcpr skontrolował dps, a następnie taką samą kontrolę przeprowadził wydział polityki społecznej urzędu wojewódzkiego.
- Trwała długo. Protokół liczy 46 stron, a na jego końcu czytamy, że opisana sytuacja przemocy psychicznej i fizycznej powinna skutkować rozwiązaniem stosunku pracy z opiekunkami. Bo już nawet tzw. drobne tykanie pensjonariuszy czy mówienie do nich po imieniu jest nieuprawnione. Podczas rozmowy z opiekunkami usłyszałem, że „czasami z takimi mieszkańcami inaczej nie można, bo wchodzą im na głowę”. Tak, jakby chciały usprawiedliwić swoje zachowania, choć nie mówiły o biciu. Napisałem do rady mieszkańców (a dps liczy ponad 120 pensjonariuszy), która potwierdziła, że agresja rzeczywiście ma miejsce – stwierdza dyrektor.
Ciężkie naruszenie?
Jego zdaniem nastąpiło ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych.
- Nie miałem wyjścia i powiadomiłem organizację związkową o zamiarze zwolnienia obu pań dyscyplinarnie, czyli natychmiast. Związki zawodowe nie zgodziły się na rozwiązanie umów o pracę. Musiałem wybrać mniejsze zło, czyli odseparować te panie od mieszkańców. Tym bardziej, że oni płacą nam za utrzymanie duże pieniądze. Są płatnikami naszych pensji – przekonuje Weczerek.
Solidarność zgłosiła inspekcji pracy, że dyrektor stosuje mobbing.
- Zarzuty nie potwierdziły się w 99 procentach. A przecież w trakcie kontroli z PIP-u przesłuchano pracowników za pomocą ankiet. Inspekcja nie stwierdziła żadnych uchybień – mówi Marek Weczerek.
Związkowcy powiadomili też prokuraturę o działaniu dyrektora przeciwko organizacji.
- Sprawa toczyła się trzy lata. Przesłuchano wszystkich pracowników i nie postawiono mi nawet zarzutu. Sprawę umorzono, bo nie znaleziono żadnych dowodów, jakobym przeszkadzał związkowcom w pracy – odpiera Weczerek.
Nie wyobrażam sobie
Dps skontrolowała jednak sędzia rodzinna, która wystąpiła do prokuratury z zawiadomieniem o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się fizyczne i psychiczne nad pensjonariuszami.
- Sąd karny odrzucał kolejne wnioski prokuratury ze względu na błędy formalne. W toku postępowania przewinęło się aż trzech oskarżycieli. Sprawa była przekazywana z rąk do rąk, aż ostatni z prokuratorów kuriozalnie przychylił się do wniosku adwokata o uniewinnienie obu pań o znęcanie się fizyczne i psychiczne – wskazuje dyrektor.
Opiekunki wygrały także w sądzie pracy, Weczerek chce zaskarżyć wyrok.
- Sędzie nie zdecydowała się bowiem przesłuchać pokrzywdzonych ani świadków. Podniesiemy to w odwołaniu do sądu okręgowego. Sędzia oparła się tylko na przesłuchaniach z sądu karnego, a to dwie zupełnie różne sprawy – prowadzone w różny sposób. Ponadto nie uwzględniono wniosku o przesłuchanie przedstawicieli instytucji kontrolujących dps – argumentuje dyrektor.
Nie wyobraża sobie, by zwolnione opiekunki wróciły do pracy.
- One stanowią zagrożenie dla naszych pensjonariuszy – podsumowuje.
Komentarze