Obraz Ze zbiorów Muzeum Auschwitz - Birkenau Obraz Władysława Siwka, Wigilia w 1940 roku
Obraz Ze zbiorów Muzeum Auschwitz - Birkenau Obraz Władysława Siwka, Wigilia w 1940 roku

W relacjach byłych więźniów, wybrzmiewa makabryczny obraz choinki przygotowanej w Wigilię i ustawionej na placu apelowym. Według byłego więźnia KL Auschwitz Karola Świętorzeckiego: „ogromną choinkę ustawiono przed placem apelowym, obok obozowej kuchni. Parę dni wcześniej jeden z kapów stojąc na podwyższeniu, przeprowadzał naukę śpiewu niemieckiej kolędy »Stille Nacht, heilige Nacht«. W pierwszy dzień świąt więźniowie z karnej kompanii ustawili się jak zwykle tuż obok budynku kuchni obozowej, lecz frontem do pozostałych więźniów. Na lewym skrzydle ułożono ciała zmarłych, które znalazły się akurat w pobliżu oświetlonej choinki. Następnie na podaną komendę wszyscy więźniowie musieli śpiewać kolędę "Stille Nacht, heilige Nacht" (cicha noc, święta noc)”.

Za drutem kolczastym

Były więzień Tadeusz Sobolewicz, (więzień KL Auschwitz), chorujący w owym czasie na tyfus wspomina, że chyba cudem było to, że po tygodniach walki z gorączką i innymi dolegliwościami ocknął się właśnie w Wigilię Bożego Narodzenia, i tak relacjonuje swoje wyzdrowienie: „zbudziła mnie kolęda "Wśród nocnej ciszy". Śpiewało ją trzech starszych więźniów, a dwóch innych obok stojących płakało. Gdy skończyli śpiewać, z rozmowy wywnioskowałem, że są to święta – pierwsze święta Bożego Narodzenia w obozie. Załkało coś i we mnie”.

Wieczór wigilijny w sposób szczególny przypominał więźniom o rodzicach, dzieciach, współmałżonkach, którzy przebywali daleko, poza światem ograniczonym ogrodzeniem z drutu kolczastego pod napięciem. Każdy natomiast element kojarzony z domem, jak np. gałązki jedliny przy pryczach, zasłyszana w baraku kolęda, ozdoba wykonana z kawałka papieru lub materiału, potęgował u więźniów emocje, wywoływał wzruszenie i tęsknotę.

Pragnienie bliskich

Były więzień Józef Sobik (z którym kilkakrotnie spotykałem się po powrocie z obozu), tak wspominał w swoim pamiętniku okres świąt Bożego Narodzenia w obozie: „Nadszedł 24.12.1943 r., moja pierwsza wigilia w obozie. Dzień ten nie różnił się dla nas niczym od innych, tyle że podśpiewywaliśmy sobie kolędy. Śpiewanie kolęd po polsku było oczywiście zabronione, ale niektórzy więźniowie chodzili po blokach i wygrywali je na grzebieniach. Wielu z nas albo nuciło graną melodię, albo ryzykowało i śpiewało kolędę z polskim tekstem, ale bardzo cicho. Myślami przenosiliśmy się poza obóz, do naszych rodziców i rodzin. Byliśmy przekonani, że szczególnie w tym dniu także nasi bliscy przy wigilijnym stole intensywniej łączyli się myślami z nami. Nie mogły w tym przeszkodzić ani bardzo czujne straże obozowe, ani podwójne ogrodzenie z drutu pod napięciem. Myśli przelatywały ponad nimi! Esesmani robili wszystko, żeby złamać nas psychicznie i fizycznie, ale mimo okaleczenia naszych ciał i serc, mimo władzy jaką nad nami mieli, nie byli w stanie odebrać nam wrażliwości i uczuć. Wielu z nas nie kryło łez spływających po policzkach. Ten wyjątkowy dzień szczególnie wszystkich wzruszał, wywoływał pragnienie bycia znowu razem ze swoimi bliskimi.

Józef Sobik dodawał ze łzami w oczach „nam także stale marzył się cud – cud powrotu do rodzin który jednak nie nadchodził”! Po Nowym Roku kolejne dni i tygodnie przelatywały jak wiele z dotychczasowych, przeżywanych na pracowaniu i otrzymywaniu pod byle pretekstem batów od zwyrodniałych esesmanów i kapo – przeważnie więźniów kryminalnych.

Wigilia 1944

(…) Nadeszła kolejna Wigilia Bożego Narodzenia w grudniu 1944 r. w Gross-Rosen. Byliśmy niemal do wieczornego apelu w pracy. Po apelu zabrałem się do strojenia sosnowego drzewka, bo taka była nasza choinka. Zrobiło się jakoś cicho, wszyscy byli poważni. Myślami byliśmy znowu w rodzinnych domach, ze swoimi bliskimi. Chyba każdy z nas zadawał sobie te same pytania – czy spotkamy się jeszcze z rodzinami, czy doczekamy wolności? Łzy widać było w oczach niemal wszystkich, podobnie jak w KL Auschwitz. Przy stołach wigilijnych domownicy składali sobie najserdeczniejsze życzenia. Czegóż my, w naszej sytuacji, mogliśmy sobie życzyć? Chyba tylko tego najważniejszego – doczekania wolności! Zaśpiewaliśmy piękne polskie kolędy, gdyż w tym obozie nie było to zabronione. Pierwszy dzień świąt był wolny od pracy, więc kolega współwięzień obchodził baraki z prymitywną szopką. (…)

(…) Niemal tuż przed świętami więzień o nazwisku Mrochen otrzymał od żony paczkę. Wcześniej jego kolega o nazwisku Lanc żartował, że jeśli Mrochen otrzyma paczkę, to będą w niej tylko okruszki. Wróżby Lanca niestety się sprawdziły. W paczce pozostały tylko okruszynki, a między nimi znajdował się wianuszek z zasuszonych kwiatów z napisem: „Życzenia z okazji 25 lat pożycia małżeńskiego”. Mrochen na jego widok rozpłakał się jak małe dziecko, a także i nam popłynęły z oczu łzy. Trudno się dziwić, że gest pamięci i serdeczności ze strony żony wywołał tak wielkie wzruszenie w nas wszystkich… (…)

Relacja rotmistrza Pileckiego

Na zakończenie, opis świąt Bożego Narodzenia uzupełniam informacjami z bloga dr Adama Cyry – gdzie ujawnia fragmenty powojennej relacji rotmistrza Witolda Pileckiego (twórcy polskiej wojskowej konspiracji obozowej), o owych świętach w KL Auschwitz w 1940 r.:

„Na Boże Narodzenie 1940 r. więźniowie po raz pierwszy otrzymali paczki od rodzin. O nie! Nie żywnościowe! Żywnościowych nie wolno było wysyłać do nas, żeby nam nie było za dobrze. Niektórzy otrzymali więc pierwszą paczkę w Oświęcimiu – paczkę odzieżową, zawierającą rzeczy z góry określone: sweter, szalik, rękawice, nauszniki, skarpetki. Więcej przysyłać nie można było. Jeśli w paczce była bielizna – szła do worka w „Effektenkammer” pod numer więźnia i tam leżała. Tak było wtedy. Później zdołaliśmy wejść wszędzie przez zorganizowanych kolegów. Paczka na Boże Narodzenie była jedną jedyną w roku, i choć nie zawierała jedzenia, była jednak potrzebna ze względu na ciepłe rzeczy i miła, bo z domu”.
 

Komentarze

Dodaj komentarz