post image
Archiwum prywatne Inskrypcja na cokole w lesie koło Żor

Elżbieta Grymel

Pozwólmy więc najpierw przemówić legendzie. Opowiadający tę historię nie mają wątpliwości, że w tym miejscu wydarzył się cud! Zacznijmy jednak od początku.

Na przełomie XVIII i XIX wieku ówczesny książę pszczyński postanowił uporządkować sprawy związane z lasami, które stanowiły jego własność. Dlatego sprowadził do Pszczyny wielu wykwalifikowanych leśniczych. Ludzie ci zazwyczaj pochodzili z dalekich stron, co dawało gwarancję, że nie wejdą w układy z miejscowymi kłusownikami, którzy chętnie grasowali w pańskich lasach.

Jednym z przybyszów był Johan Lukas. Jedni uznawali go za Niemca, a inni za Czecha, ale skąd pochodził, dokładnie nie wiadomo. W jego przypadku było pewne tylko jedno: był on zagorzałym protestantem, co podkreślał w każdej sytuacji. Niektórzy z opowiadających byli zdani, że jako kawaler albo jako bezdzietny wdowiec( jak chcą inni), Johan miał małe szanse na posadę u księcia, który uważał, że dopiero posiadanie rodziny ustabilizuje pracownika.

Tak więc Lukas postanowił się ożenić. Wybór jego padł na jedną z służących w zamku miejscowych panien. Młoda kobieta była katoliczką, co wtedy zdawało mu się nie przeszkadzać. Konflikt pojawił się dopiero, kiedy żona leśniczego postanowiła ich jedynego syna ochrzcić i wychować w wierze katolickiej. Kiedy modliła się głośno razem z dzieckiem, Johan starał im się przeszkodzić, robiąc równie głośne złośliwe uwagi. Szczególnie drażnił go kult Matki Boskiej!

Pewnego letniego poranka w roku 1801 leśniczy Lukas został wysłany do kompleksu leśnego w okolicy Kobióra. Choć zdawało mu się, że zna dobrze ten teren, to w pewnym momencie stwierdził, że chyba zabłądził! Usiadł na chwilę na leżącej na ziemi kłodzie, żeby zebrać myśli, ale wtedy nagle nad las nadciągnął niespodziewany mrok i rozszalała się straszna burza z piorunami. Wielkie drzewa łamały się jak zapałki i padały na ziemie! Przerażony leśniczy nie miał gdzie się schować, wszędzie wokół niego szalał żywioł! Przypomniał sobie wtedy jak jego mały synek ufnie modlił się do Maryji.

I sam uczynił to samo. Ślubował, że jeżeli wyjdzie cało z tej opresji, to postawi w tym miejscu figurę Matki Bożej. Kiedy pod wieczór burza ucichła, leśniczy stwierdził, że siedzi pod czymś na kształt szałasu, który utworzyły nad jego głową przewracające się podczas burzy sosny. Słowo się rzekło, więc on zagorzały luteranin postawił Matce Bożej obiecany pomnik. Miało to miejsce w roku 1807. Za dowód, że ta historia jest prawdziwa, niech posłuży inskrypcja na cokole:

„Marya modlise za nami gdyby Ciebie mój syn niebył podpierał nie był bis Żyć naświecie November 1807 Johan”

Ps. Niedługo nadejdzie wiosna, a za nią lato, czas kiedy każdy z nas wiele czasu lubi spędzać poza domem. A może warto wybrać się w to miejsce na niedzielną wycieczkę rowerową?

Komentarze

Dodaj Komentarz