Fot. R. Lewandowski / Dominik Gajda.
Fot. R. Lewandowski / Dominik Gajda.

Był 2 maja 2015 roku, gdy na stadionie Concordii Knurów miejscowi piłkarze rozgrywali mecz z Ruchem Radzionków. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania policja zaliczyła mecz jako podwyższonego ryzyka. Przypuszczenia mundurowych sprawdziły się, bo jeszcze w pierwszej części spotkania, mecz został przerwany. Doszło do awantury stadionowej.

- Sympatycy zespołu z Knurowa zaczęli około godziny 17.30 rzucać na boisko niebezpieczne przedmioty. Kiedy upomnienia nie przyniosły rezultatu, sędzia przerwał mecz. W tym momencie grupa około 50 chuliganów wtargnęła na murawę, dążąc do konfrontacji z kibicami drużyny przyjezdnej. Zabezpieczający mecz policjanci z katowickiego oddziału prewencji podjęli interwencję, by nie dopuścić do dalszych starć. W stronę mundurowych poleciały również niebezpieczne przedmioty, race i petardy - relacjonowała po meczu gliwicka policja.

Śmierć kibica

Dalszy przebieg zamieszek okazał się tragiczny. Policjanci odpowiadając na agresję kibiców użyli środków przymusu, w tym strzelb miotających gumowe pociski. Tłumaczyli wówczas, że po ostrzeżeniu oddali salwę w kierunku atakujących zadymiarzy, co miało ostudzić agresję.

- Jeden z atakujących młodych ludzi, ranny w okolice szyi, po udzieleniu pomocy przedmedycznej, zabrany został do szpitala. Po kilkudziesięciu minutach od przyjęcia rannego pacjenta szpital przekazał informację o jego zgonie - tłumaczyła w oświadczeniu po zamieszkach policja.

Ofiarą był 27-letni Dawid, który osierocił 6-letniego syna Aleksa. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci kibica był "krwotok z całkowicie rozerwanych prawych naczyń podobojczykowych".

Zamieszki na ulicach miasta

Śmierć kibica spowodowała, że na ulicach Knurowa przez kilka dni dochodziło do zamieszek. Tuż po śmierci Dawida, przed szpitalem w Knurowie pojawili się policjanci. Chwilę później dołączyła do nich ponad stuosobowa grupa kibiców, która zaczęła atakować mundurowych. W stronę policjantów leciały butelki i kostka brukowa. Część kibiców obrzuciła także kamieniami miejscowy komisariat policji. Do Knurowa zaczęły zjeżdżać się dziesiątki kolejnych jednostek policji. Zadysponowano także helikoptery, które z góry patrolowały miasto. Wydaje się, że takiej ilości służb mundurowych Knurów jeszcze nie widział. Wśród wielu mieszkańców zapanował niepokój, czy zamieszki w ogóle się kiedyś skończą.

Po pierwszym dniu zamieszek rannych zostało 14 policjantów. Wówczas zatrzymano sześciu najbardziej agresywnych napastników. Dzień później, kilkusetosobowa grupa ponownie pojawiła się pod komisariatem policji. Znów w stronę mundurowych poleciały kamienie i butelki wypełnione substancjami łatwopalnymi. 

- Policjanci, aby przywrócić ład i porządek, byli zmuszeni użyć przewidzianych prawem środków przymusu bezpośredniego - pałek, miotaczy gazu, broni gładkolufowej oraz wodnych środków obezwładniających. W trakcie zamieszek ranny w nogę został jeden policjant, uszkodzonych zostało pięć pojazdów służbowych i jeden prywatny samochód oraz odzież i wyposażenie policjantów obrzuconych płonącymi cieczami. Policjanci zatrzymali 31 zadymiarzy. Zamieszki nie ustawały. W poniedziałkowy wieczór znów grupa kibiców atakowała policjantów, którzy pozostali w mieście. Wówczas zapadły już pierwsze decyzje o zatrzymaniach chuliganów. W sumie zatrzymano kilkadziesiąt osób - wskazywała gliwicka policja. 

Ostatnie pożegnanie

20 maja odbył się pogrzeb 27-latka. Do miasta zjechali się kibice z całego kraju. Na wyjazd organizowali się - ponad podziałami - na portalach społecznościowych. W sumie, w pogrzebie Dawida wzięło udział kilka tysięcy osób. Policja w obawie przed kolejnymi zamieszkami, ściągnęła posiłki z całego regionu. Bliscy 27-letniego Dawida zaapelowali jednak o spokój. Kibice wysłuchali apelu rodziny i po pogrzebie rozeszli się w swoich kierunkach.

Śledztwo i wyrok

W sprawie śmierci 27-letniego Dawida wszczęto śledztwo, które było prowadzone pod kątem niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Sprawa trwała kilka miesięcy. We wrześniu 2016 roku gliwicka prokuratura informowała, że nie dopatrzono się tu znamion przestępstwa.

- Działania oddziałów prewencji policji, zarówno funkcjonariuszy wykonujących, jak i wydających rozkazy były prawidłowe i mieściły się w granicach ich kompetencji - mówiła wówczas w rozmowie z Faktem24 Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Decyzja o umorzeniu śledztwa była nieprawomocna.

Z decyzją sądu nie zgodziła się rodzina zmarłego. W Sądzie Rejonowym w Gliwicach złożono zażalenie, które nie przyniosło skutku. W kwietniu 2017 roku, decyzja o umorzeniu postępowania stała się prawomocna.

Odwołanie i zadośćuczynienie

Umorzenie śledztwa nie zakończyło jednak całej sprawy. Nieletni Aleks pozwał śląską policję o śmierć swojego ojca, za co domagał się 300 tysięcy złotych zadośćuczynienia. W toku śledztwa Sąd Okręgowy ustalił, że doszło do błędu w trakcie uzasadnionej co do zasady interwencji sił policyjnych polegającego na użyciu broni gładkolufowej niezgodnie z instrukcją producenta. 

-  Zasądzono od Skarbu Państwa (KWP w Katowicach) na rzecz powoda 60 000 zł, oddalając powództwo w pozostałym zakresie. Zasądzona kwota stanowi zadośćuczynienie za śmierć osoby bliskiej (art.417 w zw. z art. 446 par.4 k.c.). Ustalając wysokość zadośćuczynienia Sąd wziął pod uwagę, że zmarły w 60% przyczynił się do zaistnienia zdarzenia - mówi nam Tomasz Pawlik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach.

Wyrok nie jest w całości prawomocny, od rozstrzygnięcia uwzględniającego powództwo została wniesiona apelacja przez pozwanego. Akta sprawy trafiły już do Sądu Apelacyjnego w Katowicach. 

 

Zdjęcia: Policja Śląska.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz