fot. Dominik Gajda.
fot. Dominik Gajda.

To jedna z największych katastrof górniczych, która miała miejsce w ostatnich latach w polskim górnictwie. Przez kilka dni ratownicy próbowali dotrzeć do uwięzionych pod ziemią górników. Dziś nad ranem ostatni z poszkodowanych został przetransportowany na powierzchnię. W wyniku wstrząsu zginęło 10 górników. Siedmiu z nich to górnicy JSW, trzej byli pracownikami firmy zewnętrznej - ZOK sp. z o.o. Trzy ofiary będą identyfikowane poprzez pobranie próbek kodu genetycznego od ich rodzin.

W sumie górnicy osierocili 18 dzieci

- Byli to pracownicy w wieku od 30 do 51 lat, w przeważającej mierze pracownicy do 40 roku życia. becnie rodziny otoczone są pomocą psychologiczną i medyczną, otrzymują wsparcie w tych trudnych dniach - podkreśla Marcin Gołębiowski, dyrektor pracy w JSW.

Przypomnijmy - do strząsu wysokoenergetycznego o energii 4x10⁶ J połączonego z intensywnym wypływem metanu doszło w przodku D-4a w sobotę rano o 3:40 na poziomie 900 m. Do zdarzenia doszło zaledwie kilka dni po tragedii w kopalni Pniówek, podczas drążenia wyrobiska i wiercenia długich otworów strzałowych.

- W rejonie wypadku było 52 pracowników, 42 z nich wyszło o własnych siłach. Z 10 pracownikami utracono kontakt. Czterech górników przetransportowano na powierzchnię w niedzielę, dwóch kolejnych odnaleziono w poniedziałek 156 metrów od czoła przodka. Czterech ostatnich górników zlokalizowano w zalewisku około 50 metrów od czoła przodka - podaje JSW.

Ratownicy w pierwszej kolejności musieli wypompować wodę z zalewiska za pomocą układu pomp na sprężone powietrze. Ze względu na ciągłe zagrożenie metanowe, ratownicy nie mogli użyć wydajniejszych pomp elektrycznych. Ponadto, aby przewietrzyć rejon wypadku, konieczna była naprawa lutniociągu uszkodzonego w wyniku wstrząsu. W sumie w akcji ratowniczej brało udział 114 zastępów ratowniczych.

Co z czujnikami metanu?

 Podczas środowej konferencji prasowej pojawiły się pytania o rzekome wybijanie czujników metanu, co miało mieć miejsce kilka dni przed tragedią.

-  Nic mi o tym nie wiadomo i nie było takich informacji. Po to jest zespół i komisja, która zbada wszystkie rzeczy, dostępne dokumentacje. To jest przedmiotem komisji, nie chciałbym tu nic wyrokować - mówił Edward Paździorko, Zastępca Prezesa Zarządu ds. Technicznych i Operacyjnych

Zaprzeczono także, jakoby tragedia w Zofiówce miałaby jakikolwiek związek z wcześniejszą katastrofą w pobliskiej kopalni Pniówek w Pawłowicach,

- Po to zostały powołane komisje WUG-u, w skład których wchodzą specjaliści z dużym doświadczeniem, aby stwierdzić dokładne przyczyny tych tragedii - słyszeliśmy.

Gliwicka prokuratura wszczęła już postępowanie w sprawie tragedii w kopalni Zofiówka. Niezależnie od prokuratury, wyjaśnianiem obu tragedii zajmuje się Wyższy Urząd Górniczy. Jednocześnie premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że wszystkie kopalnie zostaną skontrolowane pod kątem bezpieczeństwa warunków pracy.

- Zleciłem kontrole we wszystkich kopalniach, by sprawdzić, czy na pewno sprzęt i wszystko, co może być na najwyższym poziomie technicznym, jest rzeczywiście na takim poziomie - powiedział premier.

Komentarze

Dodaj komentarz