Pani Maria Piech, Alina Mandla oraz wnuczka Pani Marii Bożena Czysz/KT
Pani Maria Piech, Alina Mandla oraz wnuczka Pani Marii Bożena Czysz/KT

Rozmowa z panią Marią mogłaby nie mieć końca. Mimo swojego sędziwego wieku, lubi spędzać czas z rodziną, jako ostatnia wychodzi z uroczystości rodzinnych. Nie choruje, nie bierze żadnych lekarstw, ciągle się śmieje i żartuje. Doczekała się już wnuków, prawnuków oraz praprawnuków! Drzewo genealogiczne rodziny pani Marii zostało umieszczone w kapsule czasu w Pszczynie na sto lat.

Pokoleniowa długowieczność

Pani Maria pochodzi z rodziny Czerneckich, gdzie długowieczność była dziedziczona od pokoleń. Wspominając dzieciństwo, kobieta nie ukrywa, że było trudno. W całej szkole były cztery klasy, jako dziecko wszędzie chodziła boso, nawet do pobliskiego kościoła. Największą radość sprawiało jej skubanie pierza na kołdry. Żałuje, że teraz nikt tego nie robi, bo takie kołdry są najlepsze. Swoją młodość kojarzy z ciężką pracą, z wojną, która wciąż jej towarzyszyła.

- W szkole uczyłam się języka polskiego, moja siostra niemieckiego. Czasy Oświęcimia pamiętam do dziś. Dużo pracowaliśmy w lesie, pamiętam, że gdy wynosili więźniów z lasu, ja uciekałam, żeby nikogo nie spotkać, bo co bym powiedziała, jeśli nie znałam języka? Siostra była starsza, rozumiała niemiecki, a ja nie. Wtedy zabierali dziewczyny do obowiązkowych robót do Niemiec. Żeby mnie nie zabrali, szybko wyszłam za mąż - mówi pani Maria.

Całe dorosłe życie pracowała w gospodarstwie, wychowywała dzieci. Ślub wzięła 8 lipca 1940 roku w kościele Wszystkich Świętych w Pszczynie. Wraz z mężem doczekali się siedmiorga dzieci. Przez większość młodych lat chodziła w spódnicach, do tej pory chodzi w strojach ludowych. Wszystkie stroje szyła sama, suknię ślubną ma do dziś.

Przepis na długie życie?

Pani Maria nie ogląda filmów, ale lubi teleturnieje. Śmieje się, że nadal się z nich uczy, ale wie rzeczy, których inni nie wiedzą, co sprawia jej satysfakcję. Jak sama mówi, miasto bardzo się zmieniło, trudno je rozpoznać. Pani Maria nie choruje, swoim uśmiechem i dowcipem zaraża wszystkich rozmówców. Nadal chętnie uczestniczy w wielu wydarzeniach rodzinnych.

- Chodzę na wszystkie przyjęcia rodzinne, jeśli ktoś zaprasza, to muszę iść. Wnuki mnie poprzytulają, to sama radość, za półtora roku chcę iść na kolejny ślub! - komentuje starsza kobieta.

Okazuje się, że seniorka nigdy nie piła alkoholu, stroniła także od kawy. W wieku 96 lat wykopywała jeszcze wnuczce kartofle z pola. W szpitalu była zaledwie dwa razy. Jest jednak nowoczesną seniorką, bo z rodziną rozmawia przez komunikator internetowy. Jej zdaniem nie ma recepty na tak długie życie. Tę musimy znaleźć sami.

Komentarze

Dodaj komentarz