Archiwum prywatne Józef Zubil, odnaleziony po latach przez Elżbietę Koczar
Archiwum prywatne Józef Zubil, odnaleziony po latach przez Elżbietę Koczar

Po otrzymaniu informacji z Arolsen Archives, że Józef został pochowany w Sanoku, postanowiła  odnaleźć jego grób.

- Chciałam pomodlić się na nim i zapalić świeczkę. W Sanoku jest kilka cmentarzy. Dzięki jednak życzliwości ludzi którzy nimi administrują, ustaliłam, gdzie znajduje się mogiła brata mojej babci. Od razu pojawiło się też kilka pytań – opowiada Elżbieta Koczar, szefowa działu marketingu w Miejskim Ośrodku Kultury w Żorach.

Dlaczego grób znajduje się w Sanoku? Józef Zubil pochodził bowiem z Jamnej Dolnej na Podkarpaciu, niedaleko Ustrzyk Dolnych. Kto zorganizował pochówek i być może do dzisiaj opiekuje się tym grobem? Ustalenie tych faktów zdalnie nie było już takie łatwe, bo przepisy RODO uniemożliwiają przekazanie takiej informacji osobie postronnej. Żorzanka musiała znaleźć inny sposób, aby skontaktować się z opiekunami grobu.

Sztuczka z kryminału

- Postanowiłam zastosować sztuczkę rodem z powieści sensacyjnych. Kiedy dowiedziałam się, że moja znajoma wybiera się do rodziny w Sanoku, poprosiłam żeby na grobie Józefa Zubila zapaliła znicz i zostawiła kartkę z informacją: „Proszę o kontakt w sprawie Józefa Zubila - Elżbieta Koczar tel.…” - wyjaśnia Elżbieta.

Zakładała, że jeżeli ktoś opiekuje się tym grobem, prędzej czy później znajdzie karteczkę i może się skontaktuje. Czas płynął i nikt nie reagował na pozostawioną informację. Żorzanka powoli zaczęła tracić nadzieję. 

- Uważam, że w życiu nie ma przypadków. Zaplanowałam na Wielkanoc wyjazd w okolice Sanoka. Również dlatego, żeby odwiedzić grób brata babci. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu i szczęściu, tydzień przed świętami zadzwonił do mnie miły starszy pan, który oznajmił: „Dzień dobry, dzwonię w sprawie Józefa Zubila” - podkreśla Elżbieta. 

Trudna rozmowa

Ta rozmowa telefoniczna nie była dla niej łatwa. Mężczyzna wykazywał wyraźny dystans i nieufność. Wydawało się, że nawet nie bardzo ma ochotę na spotkanie i przekazanie informacji o świętej pamięci Józefie.

- Kiedy ochłonęłam pomyślałam, że zważywszy na okoliczności w sumie jest to zrozumiałe i jakoś przekonałam pana Władysława do spotkania w czasie Świąt Wielkanocnych. W umówionym dniu całą ośmioosobową rodziną najpierw udaliśmy się na cmentarz, następnie uzbrojeni w archiwalia udaliśmy się na spotkanie – kontynuuje żorzanka.

Dosyć szybko lody zostały przełamane, gospodarze okazali się przemiłymi gościnnymi ludźmi. Wspólnie zabrali się za sklejanie rozdartych przez historię losów rodzeństwa babci Elżbiety Koczar.

Nowo poznani znajomi z Sanoka opowiedzieli gościom powojenną historię Józefa Zubila. Okazało się, że po siedmiu latach oczekiwania w obozie przejściowym w Niemczech (w czasie wojny został wywieziony na roboty), udało mu się wyemigrować do Wielkiej Brytanii. Osiedlił się w Swindon, gdzie pracował w zakładach motoryzacyjnych, które są tam głównym pracodawcą.

Szukał bliskich

W latach 70. ubiegłego wieku poznał panią Jadwigę z Polski, która przyleciała do Zjednoczonego Królestwa  na kilka miesięcy. Oboje błyskawicznie zakochali się w sobie i Jadwiga zamiast wrócić do kraju nad Wisłą, została żoną Józefa.

- Goszczący nas w Sanoku to bliscy pani Jadwigi - jej córka z pierwszego małżeństwa, zięć i wnuk. Dowiedzieliśmy się, że Józef całe życie szukał swojej pozostawionej w Jamnie Dolnej rodziny, czuł się samotny, tęsknił bardzo, dokuczał mu brak wiedzy o tym co się stało z jego mamą i rodzeństwem. Ta właśnie tęsknota Józefa była powodem dystansu z jakim spotkałam się w czasie rozmowy telefonicznej. Pan Władysław (zięć Zubila) był rozżalony, że rodzina z Polski nie szukała Józefa – tłumaczy żorzanka. 

Spotkanie pozwoliło im wyjaśnić, że po wojnie babcia szukała braci i sióstr za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, później Elżbieta kontynuowała poszukiwania, które jak wiemy zakończyły się odtworzeniem historii jednego z braci.

- Najbardziej interesowało mnie jakim człowiekiem był Józef. Dowiedzieliśmy się, że dobrym. Dla wnuków wspaniałym „przyszywanym” dziadkiem. W czasach, kiedy wyjazd na Zachód był czymś wyjątkowym, Józef często zapraszał ich do do Anglii, organizował wycieczki, pokazywał kraj, edukował, otwierał na świat, zaraził wręcz sympatią do Wielkiej Brytanii – wylicza Elżbieta. 

Radość i smutek

Wnuk Kamil stwierdza, że „dziadek” miał ogromny, pozytywny wpływ na całą rodzinę. Został zapamiętany jako pogodny, spokojny człowiek, prowadzący uregulowany tryb życia. Miał swoje rytuały. Codzienne oglądał wiadomości oraz ulubione seriale, a najbardziej lubił „Nieustraszonego” z gadającym samochodem i Davidem Hasselhoffem w roli głównej oraz australijskich „Sąsiadów”.

Pasjonował się też relacjami z zawodów wrestlingowych.

Jego największą miłością była Jadwiga, ale też działka - tak jak babci Elżbiety Koczar. Uwielbiał jeździć na rowerze oraz angielskim zwyczajem wpaść na jedno piwko do pubu. Był poliglotą, władał biegle pięcioma językami: angielskim, niemieckim, polskim, ukraińskim i rosyjskim.

- Był cenionym pracownikiem, po 25 latach zatrudnienia w firmie dostał pamiątkowy złoty zegarek, który nasza rodzina otrzymała wraz ze zdjęciami jako symboliczną pamiątkę po dziadku. O tęsknocie za utraconą rodziną i miejscem swojego dorastania świadczy fakt, że Józef odwiedzał nieistniejącą już wieś Jamna Dolna, w której się urodził i wychował – zaznacza Elżbieta. 


W jej sercu goszczą dwa sprzeczne uczucia - radość i smutek.

- Cieszę się, że poznałam do końca historię życia Józefa Zubila. Ale jest mi smutno, że nie spotkałam się z nim za jego życia, mimo że chwilami byliśmy bardzo blisko siebie – podsumowuje.

Galeria

Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz