12,4 proc. - o tyle rok do roku wzrosły średnie ceny dóbr i usług w kwietniu. Nie trzeba jednak śledzić danych przedstawianych przez GUS, żeby zauważyć horrendalny wzrost cen na każdym kroku. Idąc do sklepu wielu chwyta się za głowę. Nie można też przyzwyczajać się do określonych cen, bo te rosną właściwie z dnia na dzień. Dalsze szacunki też nie napawają optymizmem.
Jak szacują analitycy, inflacja w maju ma zbliżyć się do 14 proc, zaś w miesiącach wakacyjnych nawet do 16 proc. W takim tempie, na koniec roku przekroczy próg 20 proc. Gdzie leży problem? Eksperci wskazują, że ciągle nakręcana jest tzw. spirala płacowo-cenowa. Ceny idą w górę, a my chcemy więcej zarabiać. Politycy tłumaczą to wojną w Ukrainie, która pojawiła się tuż po pandemii, wywołując kolejny kryzys. Ale czy jednak nie jest tak, że każdy pretekst jest dobry?
Już przedłużający się lockdown był dla wielu absurdem, teraz część elity politycznej próbuje wytłumaczyć swoje decyzje sytuacją na wschodzie. Co będzie dalej? Mamy początek czerwca, a już straszą nas kolejną falą zachorowań, która pojawi się jesienią. Skończy się wojna, wróci pandemia? Oczywiście nic do rzeczy nie mają tu rekordowe zarobki niektórych spółek czy najwyższe w historii marże giganta paliwowego. Bo, żeby jeden mógł zarobić, inny musi na tym stracić.
Komentarze