post image
Elżbieta Grymel Rozbójnik Ramża

Elżbieta Grymel

Dawno, dawno temu na Śląsku osiedlił się szlachecki ród Ramszów. Byli to ludzie możni i bogaci, bo często brali udział w wyprawach wojennych, skąd przywozili niemałe łupy. Jednym z nich był pan Konder, do którego należały ziemie w okolicy Orzesza i Dębieńska. Dobiegał już pięćdziesiątki, ale jak dotąd nie doczekał się dziedzica i mocno zachodził w głowę, komu zostawi swoje włości. Krótko przed ostatnią wyprawą na Czechów dowiedział się, że jego żona Matylda jest brzemienna. Niechętnie opuszczał więc dom, zwłaszcza, że przyszła matka nie należała do najmłodszych, ale nie mógł odmówić prośbie księcia. Matylda powiła chłopczyka, któremu na chrzcie nadano imię Mikołaj.

Ojciec nie cieszył się jednak z narodzin syna, ponieważ malec był kaleką. Jego kolana obrócone były do tyłu, zaś pięty ku przodowi. Pan Konder postanowił ukryć odmieńca, dlatego na wzgórzu za Bierawką kazał zaufanym ludziom zbudować chatę, w której maluch zamieszkał wraz z matka i parą starych służących. Po okolicznych wsiach rozpuszczono wieść, że w lesie na wzgórzu grasuje leśny potwór pożerający ludzi, a wszystko po to, żeby nikt nie mógł poznać tajemnicy rycerza.

Od tego czasu chłopi omijali nieszczęsne wzgórze, choć tędy biegła najkrótsza droga z Dębieńska do Orzesza. Woleli nadłożyć drogi niż spotkać się ze straszydłem. Tak więc mały panicz  dorastał w leśnej głuszy. Towarzyszami jego zabaw były dzikie zwierzęta: sarny, lisy, borsuki, jeże i leśne ptactwo. Chłopiec opiekował się nimi, leczył połamane skrzydła, nastawiał łapki okaleczone przez potrzaski i wnyki. Tak minęło kilkanaście lat. Złożony chorobą pan Konder miał sporo czasu na przemyślenia. Bardzo żałował swego postępku i na łożu śmierci zapragnął zobaczyć syna, który miał po nim przejąć schedę. Mikołaj spełnił życzenie ojca i wrócił do rodzinnego dworku, lecz czuł się w nim obco. Tęsknił za chatą na wzgórzu i leśnymi przyjaciółmi.

Nie wytrzymałby tam przez kilka następnych lat, gdyby nie obecność matki, która cierpliwie uczyła go życia wśród ludzi. Młody panicz znikał często na kilka dni i nikt nie wiedział gdzie się podziewał. Ludzie uważali go nie tylko za odludka, ale i za dziwaka, bo miewał niezwykłe pomysły, które natychmiast urzeczywistniał. Kazał odwrotnie podkuwać konie, zabronił wstawiania strachów na polach i strzelania do szpaków, które całymi hurmami niszczyły  dworski sad. Podobno niektórzy służący widzieli, jak rozmawiał z nimi, a one siadały na jego głowie i ramionach. Wtedy sam przypominał polnego stracha.

PS. Jakie były dalsze losy młodego dziedzica dowiecie się za tydzień. Zapraszam do lektury!

Komentarze

Dodaj Komentarz