Archiwum prywatne Dr Lucjan Buchalik podczas pracy nad rozwikłaniem zagadki
Archiwum prywatne Dr Lucjan Buchalik podczas pracy nad rozwikłaniem zagadki

Okazuje się, że terroryści przekazali chłopaka dzięki osobistym kontaktom dra Lucjana Buchalika, dyrektora żorskiego muzeum. Etnolog z wykształcenia, od lat 90. ubiegłego wieku eksploruje Afrykę, a zwłaszcza region Sahelu, z Burkiną Faso i Mali. Buchalik zdobył tam wiele kontaktów, jest cenionym ekspertem i tubylcy mają do niego zaufanie. 

Porwanie

Rafał rozpoczął podróż po Afryce Zachodniej 3 kwietnia. Przyleciał do Senegalu, potem zwiedzał Gambię, Gwineę, Gwineę Bissau, Sierra Leone, Liberię, Wybrzeże Kości Słoniowej, skąd samolotem przyleciał do Ouagadougou, stolicy Burkina Faso. 

- Tutaj otrzymał wizę do Nigru, skąd chciał wracać do Polski. Niestety w tym miejscu popełnił poważny błąd, który kosztował go dwa miesiące niewoli i trudno wyobrażalny stres, który dotknął również jego najbliższych – opowiada Lucjan. 

Polak udał się do Nigru drogą lądową, czyli najbardziej niebezpieczną dla białego trasą w całej Afryce, a na pewno w zachodniej części kontynentu. Chodzi o drogę Ouagadougou – Niamey, na odcinku od Koupela do przejścia granicznego. 

Ostatni kontakt rodzina miała z nim 26 kwietnia. Potem na Twitterze pojawił się post o porwaniu Polaka, co miało miejsce 27 kwietnia (info z WhatsApp z wewnętrznej informacji wojskowej) w pobliżu wioski Saokani na odcinku Matiakoali-Kantchari (info z WhatsApp z wewnętrznej informacji wojskowej). Sugerowano, że został porwany przez bojowników JNIM, był trzecim cudzoziemcem uprowadzony w Burkina Faso w ciągu miesiąca. 

Prośba o pomoc

- 30 kwietnia, skontaktowała się ze mną rodzina Rafała, pytając czy nie mogę jakoś pomóc. Badania etnologiczne prowadzę w Burkina Faso od 1990 roku, znam dość dobrze tamtejsze realia, mam też sporo znajomych z różnych grup społecznych. Wykonałem do nich kilka telefonów, którzy potwierdzili, że został porwany młody Polak. Ze względu na cenzurę w tym kraju, takich danych oficjalnie się nie podaje. Sprawa była więc bardzo delikatna, wielu informatorów nie chciało udzielać konkretnych informacji przez telefon. Za szerzenie tego typu treści grozi 5 lat więzienia – podkreśla żorzanin.

Kierunek Burkina Faso

Kilka dni później spotkał się z ojcem i narzeczoną Rafała. Zaproponował, że jak najszybciej to będzie możliwe, poleci do Burkiny. Rodzina zgodziła się, przygotowano akt notarialny (przetłumaczony na francuski), potwierdzający jej zgodę na poszukiwanie Rafała.

- 15 maja znalazłem się w Ouagadougou i rozpocząłem rozmowy ze swoimi znajomymi. Próbowaliśmy ustalić okoliczności porwania oraz sposób nawiązania kontaktu z porywaczami. Kilka dni później dołączyła jeszcze jedna osoba, zajmująca się działalnością humanitarną w różnych miejscach świata, dlatego pragnie pozostać anonimowa – relacjonuje Lucjan. 

Niestety, osoby niosące pomoc często stają się obiektem ataków różnych grup przestępczych. Tuż po porwaniu wielkim wsparciem służył jeden z polskich naukowców, który podawał ważne adresy i pomagał umawiać spotkania z ważnymi, ale nieznanymi mi osobami. 

- Niestety, jego przełożeni zabronili kontaktów ze mną, prawdopodobnie pod naciskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Informacje o swoich działaniach przekazywałem Konsulatowi RP w Dakarze. A po powrocie do kraju zrelacjonowałem cały nasz pobyt w MSZ – zaznacza dr Buchalik.

Z wyrokiem śmierci

W czasie prawie dwutygodniowego pobytu w Burkinie, przebywał głównie w stolicy, zmieniając co kilka dni hotel, aby nadmiernie nie rzucać się w oczy. Zdarzają się także porwania w samej stolicy, należy unikać pustych i ciemnych ulic. 

- Tylko raz wyjechałem z Ouaga do Koupela, miejsca najbardziej oddalonego od stolicy (w kierunku Nigru), gdzie może dotrzeć biały. Złożyłem oficjalne zawiadomienie na policji i żandarmerii w sprawie porwania Rafała. Do miasta Koupela jechałem z kierowcą, który ma wyrok śmierci od HANI (hommes armes non identifies - tak tutaj nazywa się terrorystów), jest więc bardzo ostrożny – wskazuje Lucjan.

Przed samą Koupelą zatankował tylko pięć litrów paliwa, co go bardzo zdziwiło. 

- Pytam, dlaczego tak mało, zawsze tankowaliśmy więcej. Kierowca odparł, że jak dżihadyści zatrzymają zatankowane auto, to na pewno go zabiorą. Liczył się z tym, że przed wjazdem do miasta mogą nas zatrzymać HANI. Dopiero w drodze powrotnej zatankowaliśmy tyle, aby dojechać do stolicy – mówi żorzanin.

W stronę Nigru

Nie dojechał do Fada N’Gourma, bo było zbyt niebezpiecznie. Chciał również na tamtejszym posterunku żandarmerii złożyć zawiadomienie o uprowadzeniu Rafała. 

- Nie rozumiem, dlaczego posterunek z Koupela nie może przekazać informacji posterunkowi w Fada. Tym bardziej dziwnie brzmi wypowiedź przedstawicielki burkińskiego rządu, że to armia uwolniła polskiego turystę – wskazuje etnolog. 

- Aby poinformować posterunek w Fada o porwaniu Rafała, musiałem cofnąć się do stolicy na Gare de l’est skąd wyjeżdżają pojazdy w stronę Nigru. Znalazłem człowieka, który „za drobną opłatą” zgodził się dostarczyć przesyłkę na posterunek żandarmerii w Fada – kontynuuje. 

Po przyjechaniu partnerki żorzanina, sprawy potoczyły się szybciej. Miał wreszcie pomocnika. Udało się ustalić burkiński numer telefonu Rafała. 

- Wszyscy informatorzy o to pytali. Uważają, że bardzo to ułatwia poszukiwanie porwanych. Nasz podstawowy Informator ułatwił nam kontakt z brygadą do spraw cyberprzestępstw. Po dwóch dniach udało się ustalić numer telefonu Rafała oraz miejsce gdzie miał nocować. Niestety, numer nie został aktywowany, co może sugerować, że już wtedy Polak był obserwowany – twierdzi Lucjan. 

Telefony na podsłuchu

- Rzecz ciekawa pracownicy brygady jak chcieli nam coś przekazać nie mówili tego przez telefon, tylko prosili nas do siebie. Brak zaufania do rozmów telefonicznych w dyskretnych sprawach jest tu powszechny. Podali nam także nazwę hotelu, gdzie oficjalnie Rafał powinien się zatrzymać. Odwiedziliśmy wskazany hotel, pracownicy nie pamiętali, aby ktoś taki (pokazywaliśmy zdjęcie) u nich nocował. Kolejna ślepa uliczka – dodaje.

Dwuosobowa ekipa poszukiwawczo – ratunkowa wystarała się o spotkanie z „szefem wszystkich szefów” organizacji muzułmańskich w Burkinie. Nie było to łatwe, ale dzięki znajomościom… obiecał rozesłać podległym mu emirom informację, że rodzina poszukuje młodego chłopaka z Polski. Stwierdził też, że ci bandyci nie są źli. „Oni nie biją, nie torturują, nie zabijają, tylko PROSZĄ o pieniądze”. 

- To pocieszające, szczególnie kiedy proszą! Skontaktowaliśmy się z jednym z emirów z północy. Zgodził się wysłać swoich ludzi w teren na poszukiwania informacji. Nie przyniosło to rezultatów – mówi Lucjan.

Z Ouahigouya przyjechał stary znajomy, który też ma wyrok śmierci od HANI. Nie może mieszkać w swojej miejscowości, więc jechał tam i z powrotem osiem godzin, aby przez godzinę porozmawiać bez telefonu. 

- Ma dobre kontakty z jednym z negocjatorów, sprawa bardzo dyskretna, nie kontynuuję więc tego wątku. Negocjatorzy to specyficzna grupa, głęboko zakonspirowana. Poprzedni rząd nie prowadził żadnych rozmów z HANI, co skutkowało zaostrzeniem konfliktu, który stał się bardziej krwawy. Potem postanowiono jednak rozmawiać z HANI, udało się w ten sposób uratować wielu porwanych – tłumaczy dr Buchalik.

Podejrzewany o terroryzm

Jak mówi żorzanin, okazało się, że brakowało oficjalnych not dyplomatycznych w sprawie porwania. Informator twierdził, że w tej sytuacji, jak Rafał zostanie odbity w trakcie licznych akcji wojskowych przeciwko HANI, może zostać potraktowany jako jeden z terrorystów. 

- Należy pamiętać, że podstawową grupę etniczną HANI stanowią Fulbowie uważani w Burkinie za białych. Zdarzało mi się, że ze względu na kolor skóry byłem podejrzewany o działania terrorystyczne, co skutkowało dodatkowymi wizytami na żandarmerii - dopowiada.

Przyszedł czas wyjazdu. Ustalili z informatorami zakres działania i sposób komunikowania. Z zebranych informacji wynikało, że jeśli Rafał w odczuciu porywaczy jest tylko turystą, nic mu się nie stanie. Dlatego bardzo uważnie sprawdzali jego telefon. Gdyby stwierdzili, że współpracuje z rządem, działa na ich szkodę, to groziłaby mu śmierć. Jeśli są przekonani, że jest turystą, to prawdopodobnie zażądają okupu i po trzech miesiącach (wersja optymistyczna), najczęściej 6-12 miesiącach zostanie uwolniony. 

Przełom

- Przez kolejny miesiąc prowadziliśmy ożywioną korespondencję z informatorami z Burkiny. Niektóre nasze działania były opóźniane ze względu na toczące się walki. Nasz podstawowy Informator, który również ma wyrok śmierci od HANI, 23 czerwca pojechał do Fada. Spotkał się z kierowcą, który był świadkiem porwania. Od początku podejrzewaliśmy, że kierowca jest w zmowie, lub ma dobre kontakty z grupą, która porwała Rafała. Nasz Informator doskonale znający ten teren przekazał wiadomość, że Rafał jest turystą poszukiwanym przez rodzinę. To była przełomowa chwila – oznajmia Lucjan.

26 kwietnia ojciec Rafała otrzymał filmik, na którym widać chłopaka podczas rozmowy na jakimś posterunku. To pierwsza potwierdzona dobra wiadomość. W tym też czasie wyjechali do Ouaga przedstawiciele polskiego MSZ, które w całej sprawie zaczęło odgrywać wiodącą rolę. 

- Nasz Informator sprecyzował, że to posterunek żandarmerii w Kantchari, i że trwają przygotowania do jego ewakuacji drogą lotniczą, początkowo była mowa o helikopterze. W rzeczywistości był transportowany samolotem – mówi dr Buchalik.

Na wolności

Z relacji Rafała wiemy dziś, że był przetrzymywany w „szałasie” w pobliżu miejsca porwania. Po rozmowie z kierowcą, terroryści zwolnili chłopaka. Zapakowali go do samochodu i zawieźli na drogę w okolicy Matiakoali. Zatrzymali TIRa, zmusili szofera, aby zawiózł go do Kantchari. Tam złapał okazję (motocyklistę) i dotarł do posterunku, prawdopodobnie żandarmerii. Stamtąd drogą lotniczą został przetransportowany do stolicy i przekazany przedstawicielom polskiego MSZ.

- Nasz nieoceniony Informator przekazywał na bieżąco, co dzieje się z Rafałem, kiedy był transportowany. Przekazywaliśmy te informacje rodzinie. Z zapisów rozmów wynika, że byliśmy o krok przed informacjami z MSZ. Ale to nie jest ważne. Ważne, że Rafał jest wolny, a rodzina jest w komplecie. Dla mnie to duża ulga. Ktoś może powiedzieć co interesuje cię los człowieka, którego nigdy nie widziałem na oczy – komentuje żorzanin. 

Niedługo spotka się z Rafałem i wtedy sobie wiele wyjaśnią. 

- Dlaczego się zaangażowałem? W 1993 r. byłem w podobnej sytuacji. Wiem jak człowiek się wtedy czuje. Nie mogłem pozostać obojętny. Dlaczego ulga? Kiedy prowadziliśmy swoje działania, w rozmowach ważyłem każde słowo, myśląc ciągle czy nie zaszkodzę Rafałowi. Pobyt w Ouaga i późniejsze działania to jeden wielki stres, odpowiedzialność przed rodziną i własnym sumieniem za życie Rafała. Zawsze swoje notatki (dzienniki wypraw) prowadzę w języku polskim. Tym razem byłem tak zmęczony psychicznie, zestresowany, że wieczorami „zacinało mi się tłumaczenie symultaniczne” i robiąc notatki mimo woli przechodziłem na ojczysty język śląski. Dotychczas dominował polski, tak, aby inni mogli to odczytać – wyjaśnia szef żorskiego muzeum.

- Kiedy Rafał szczęśliwie wylądował w Warszawie odetchnąłem z ulgą. Jednak niczego nie spieprzyłem. I nie jest ważne czy MSZ czy nasz Informator doprowadzili do uwolnienia. Chronologia pozwala twierdzić, że to dzieło naszego nieocenionego Informatora. Ważne że Rafał jest w domu! - podsumowuje Lucjan Buchalik.

Do tematu wrócimy w środowych "Nowinach". 

Komentarze

Dodaj komentarz