112 Czerwionka-Leszczyny Ogień i dymy nad regionem
112 Czerwionka-Leszczyny Ogień i dymy nad regionem

W 1992 roku, warunki pogodowe szczególnie sprzyjały pożarom: od maja nie padał deszcz, deficyt wody w glebie i runie leśnym był ogromny. Panowały prawie 40-stopniowe upały, wiał zmienny i porywisty wiatr. Pożar, wzniecony od iskry na nasypie kolejowym rozprzestrzeniał się w zastraszającym tempie. Ogień przesuwał się po wierzchołkach drzew z prędkością 120-150 km na godzinę.

Nie zapomną nigdy

– Tych feralnych dni nie sposób zapomnieć. Żywioł przerastający ludzkie siły i środki, przerzuty ognia odcinające dostęp do wody oraz drogę ucieczki, śmierć kolegów – wszystko to sprawiło, że była to jedna z najtrudniejszych akcji – wspominał aspirant sztabowy Gerard Wranik, dowódca jednostki ratowniczo-gaśniczej.

- Nigdy nie zapomnę lata 1992 roku. Tylko raz w swoim zawodowym życiu spotkałem się z tak straszną suszą. W lipcu zaschły wszystkie trawy, paprocie. Zarządzeniem nadleśniczego lasy zamknięto dla ludzi. Niestety, z Rydułtów do Częstochowy jechał pociąg węglarka, który hamował i na długości 600 metrów posypały się iskry. Zapaliły się trawy. Silny wiatr błyskawicznie przerzucił ogień z torowiska w głąb lasu. Pomimo akcji gaśniczej strażaków ogień przeszedł wierzchołkami drzew na drugą stronę szosy Kuźnia Raciborska – Bierawa. Od początku był to katastroficzny pożar, w ciągu 20 minut spaliło się... 20 ha lasu, a w ciągu dwóch godzin już 400 ha! W tym właśnie czasie zginęło dwóch strażaków – wspominał Zenon Pietras, wieloletni szef Nadleśnictwa Rudy Raciborskie.

Gasili wszyscy

- Walką z żywiołem zajmowało się ponad 10 000 ludzi: strażacy, żołnierze, policjanci, funkcjonariusze obrony cywilnej i leśnicy. Do walki z żywiołem ściągnięto straż pożarną z 30 województw. Uczestnicy akcji sygnalizowali o eksplozjach niewypałów w rejonie ognia - podkreślał starszy brygadier Andrzej Brzozowski, komendant PSP w Raciborzu.

Jak dodał, to był żywioł nie do opanowania w pierwszej fazie. Wysiłek ludzki był niesamowity, niestety nie zawsze przyrodę da się okiełznać.

- Gaszenie trwało miesiąc, potem odjechali strażacy i zostaliśmy sami. Musieliśmy uprzątnąć pogorzelisko, wyciąć i sprzedać milion metrów sześciennych drewna ze spalonych drzewostanów. Naglił czas. Teren o powierzchni 4,5 tys. ha trzeba było zalesić w ciągu pięciu lat. Na pożarzysku doszło bowiem do spalenia się ściółki i silnej erozji gleby, woda mogła w ciągu dwóch-trzech lat wypłukać wszystkie związki na głębokość jednego metra. Gdybyśmy się spóźnili z zalesieniem, bo byłoby jak w Szkocji, powstałyby wrzosowiska. Lasów nie udałoby się odtworzyć. Dlatego pracowaliśmy dzień i noc, w niedziele i święta. Rocznie odnawialiśmy 700-800 ha lasu. Prace zakończyliśmy z sukcesem w 1997 roku – wskazuje Zenon Pietras.

Był las, będzie las

20 lat później, na terenie odnowionego pożarzyska rośnie bardzo zwarty młody las, który w większości stanowi sosna, gatunek bardzo palny. Cały ten obszar jest podzielony na fragmenty, rozdzielone pasami przeciwpożarowymi.

- I choć utrzymanie pasów pociąga za sobą olbrzymie koszty, są one niezbędne, gdyż stanowią zaporę dla ewentualnego ognia. Leśnicy często powtarzają: las płonie niezwykle szybko, rośnie bardzo powoli. Pożar z 1992 roku zmienił środowisko glebowe. Ogień wyjałowił ziemię, bardzo niestabilne są tu stosunki wodne – mówił zastępca nadleśniczego Robert Pabian.

W ramach profilaktyki przeciwpożarowej, Nadleśnictwo Rudy Raciborskie utrzymuje i pielęgnuje 50-metrowe pasy wzdłuż głównych dróg, a kolej wzdłuż torów opiekuje się pasami w tzw. czarnym ugorze. Przez ostatnie 20 lat, w rejonie pożarzyska powstało lądowisko dla samolotów wyposażonych w dwa zbiorniki wodne po 50 000 litrów każdy. W okresach szczególnego zagrożenia pożarowego samoloty z wodą stoją w gotowości, aby maksymalnie skrócić czas rozpoczęcia ewentualnej akcji. W tym celu na terenie nadleśnictwa okresowo dyżuruje także raciborska jednostka PSP.

Nieostrożność i podpalenia 

Zmienił się też sprzęt gaśniczy i zabezpieczenie strażaków. Są jednak zagrożenia, których nie sposób wyeliminować. Leśnicy i strażacy są zgodni – nic nie dzieje się samoczynnie, niemal zawsze przyczyną pożaru w lesie jest nieostrożność ludzi. Olbrzymi problem stanowią podpalenia. Co roku, notuje się kilkadziesiąt zdarzeń, noszących znamiona celowych podpaleń. Warto zaś podkreślić, że wtórny ogień na pożarzysku spowodowałby nieodwracalną degradację tego terenu.

Żywioł pochłonął blisko 10 000 ha lasów w rejonie Kuźni Raciborskiej, Kędzierzyna-Koźla i Rudzińca. Podczas trwającej 15 dni pożogi poległo dwóch strażaków – mł. kpt. Andrzej Kaczyna i dh Andrzej Malinowski. Pożar w cudowny sposób "oszczędził" jedynie Magdalenkę, czyli kaplicę św. Marii Magdaleny w Rudach.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz