Tankowanie „pod korek” i sklepowe koszyki wypełnione zakupami, stały się nawet swego rodzaju znakiem rozpoznawczym klientów zza południowej granicy.
Do pewnego stopnia zjawisko to można tłumaczyć lepszą jakością i smakiem np. polskich wędlin czy pieczywa (takie opinie nie raz słyszałem od zaprzyjaźnionych mieszkańców Zaolzia). Tyle że jak zauważyłem wielu gości z południa dokonuje u nas zakupów z kalkulatorem w ręku, skrupulatnie przeliczając złotówkowe ceny na korony. To oznacza, że najważniejszym kryterium decydującym o zakupach są finanse. Może jednak kalkulator nie zawsze prawdę ci powie? Może w tych prostych rachunkach warto uwzględnić to, o czym cały czas zgodnym chórem mówi opozycja parlamentarna?
Nawet pobieżna lektura wystąpień opozycyjnych posłów i senatorów nie pozostawia żadnych złudzeń, że co prawda ceny towarów rosną wszędzie, ale w Polsce odbywa się to w galopującym tempie, nieporównywalnym z żadnym innym europejskim krajem. Widocznie ten lament słabo niesie się w kierunku Ostrawy i nieświadomi niczego mieszkańcy przygranicznych terenów zjeżdżają na zakupy do Polski. Może więc opozycja powinna podjąć środki zaradcze. Najlepszym, byłaby kampania informacyjna, która uświadomiła by Czechom, że prosta matematyka ma się nijak do polskiej drożyzny, a niższe ceny w Polsce to jedynie gra pozorów. Politycznych, bo trudno tolerować sytuację w której czescy klienci swoją nieodpowiedzialna postawą, podważają jeden z najważniejszych zarzutów wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Komentarze