post image
Elżbieta Grymel

Elżbieta Grymel

W dniu 4 października 1637 roku, samoczynnie zakołysał się dzwon kościelny podczas pogrzebu żorzanki Margarety Kormolki. Zdarzenie to było na tyle niezwykłe, że trafiło do kroniki miejskiej. W którym momencie doszło do tego osobliwego zjawiska, tego notatka nie precyzuje. Musiało to być jednak wtedy, kiedy w kościele trwało jeszcze nabożeństwo żałobne, bo w momencie wyprowadzania zwłok na cmentarz (który znajdował się obok kościoła), odzywał się tzw. wielki dzwon i dzwonił do końca uroczystości pogrzebowej.

Samoczynne wydzwanianie

Dawniej ludzie wierzyli, że zmarłemu dzwony kościelne prostują drogę do nieba. Jak ktoś zmarł w danej społeczności, to dwa razy w ciągu dnia w południe i wieczorem dzwonił kościelny dzwon. Zwyczaj ten nazywano „wydzwanianiem”.

Jeżeli zmarły był bogaty, a jego rodzina wniosła na ten cel hojną ofiarę, to dzwonił mu wielki dzwon, wolno i długo: mioł po-le, mioł ro-lo, mioł dom... A biedakowi to tylko zadzwoniła sygnaturka, cicho i szybko: skonoł, skonoł, skonoł, skonoł, skonoł... Po wydzwanianiu ludzie zawsze poznawali, kto zmarł.

Historię o dzwonie, który sam zadzwonił na pogrzebie oraz dykteryjkę o „wydzwanianiu” usłyszałam od żorzan, którzy odwiedzali moją babcię. Jako dziecko wierzyłam święcie, że tak było naprawdę, ale potem, kiedy dorosłam, gotowa byłam te rewelacje „między bajki włożyć”. Tymczasem w 1996 roku wspomniał o tym zdarzeniu pierwszy „Kalendarz Żorski”.

Święta czy grzesznica?

Żorzanie opowiadający tę historię, nie wiedzieli jak nazywała się zmarła, ale zawsze zastanawiali się nad tym, czy aby grzebana wtedy kobieta nie była świętą? Inni byli zdania, że wręcz przeciwnie, musiała mieć coś na sumieniu! Tylko jeden nasz sąsiad, o którym mówiono, że jest zgorzkniały i złośliwy stwierdzał sarkastycznie: "Wy gupieloki, tyn zwon chcioł sie urwać, a spaś na ziym, bo sie gańbowoł wisieć na zgnityj krokwi!"

Być może tak było istotnie, bo doszło podobno kiedyś do zawalenia się jednej z wież żorskiego kościoła, ale kiedy to było, tego należałoby poszukać w żorskich kronikach. Drodzy Czytelnicy, zwracam waszą uwagę na to, że żorski kościół farny, choć jest budowlą gotycką, ma tylko jedną wieżę, obecnie ozdobioną baniastym hełmem (dachem) barokowym.

Nikt nie brał pod uwagę jeszcze innego aspektu tej sprawy, że to niecodzienne zjawisko mogło być skutkiem trzęsienia ziemi, które kilkakrotnie na przestrzeni dawnych wieków nawiedziło Śląsk. Wstrząsy nie były silne, więc nie kojarzono ich z trzęsieniem ziemi, występującymi na innych terenach.

Jak zapadła się Waleska

Do cudu w  negatywnym znaczeniu tego słowa można zaliczyć to, co stało się z Hutą „Waleska” w pobliskich Palowicach. Choć wspomniana huta zniknęła z gospodarczej mapy okolicy, około pierwszej połowy wieku XIX, żorzanie długo jeszcze uważali, że stała ona na terenie żorskim, ale oficjalne ustalenia temu przeczą. Według ludowych opowieści, kiedy zaprzestano w hucie wytapiać żelazo, wielu ludzi zostało bez pracy i środków do życia. Jeden z pracujących tam robotników przeklął to miejsce mówiąc, że lepiej byłoby, gdyby „gichta” (szyb zasypowy pieca) zapadła się pod ziemię, niż miałaby stać na urągowisko ludziom! Kiedy następnego dnia wrócił po zapomniane narzędzia, stwierdził, że budowla pogrążyła się w ziemię do wysokości drugiego piętra! I podobno zapada się w ziemię do dziś, choć już z nie tak zawrotną prędkością.

Jak można wyjaśnić podobne zjawisko? Przyczyną mógł być wstrząs tektoniczny, ale też fakt, że budynek ten zbudowano na grząskim terenie i zewsząd otoczony był stawami. Jednak pamięć ludowa woli je uznać za spełnienie klątwy.

PS. Niedawno natrafiłam na post udostępniony na Facebooku opisany jako: „Rzecz o trzęsieniach ziemi, jakie w 1786 i 1799 roku nawiedziły Śląsk". Tamte wydarzenia opisał w swojej ”Historyi Szlązka” pastor Hofmann, mieszkaniec Gnojnej (obecnie gmina Grodków, woj. opolskie), a przedrukowano je ponad sto lat później w wychodzącej w Opolu Gazecie Nowiny”(źródło: "Gazeta Nowiny", 1911, R. 1, nr 1).

Wspomniane wstrząsy dotyczyły: Wodzisławia, Głubczyc, Raciborza, Kietrza, Pszczyny Pawłowic, Nysy, Głogówka, części Moraw, okolic Kłodzka i Jeleniej Góry. Jak wspomina gazeta opolska wstrząsy te najbardziej odczuwalne były w Krakowie. Nie wyrządziły jednak większych szkód i nikt nie zginął.

Komentarze

Dodaj Komentarz