Lata 70. Jastrzębie-Zdrój w budowie / fot. Józef Żak
Lata 70. Jastrzębie-Zdrój w budowie / fot. Józef Żak

Ważny tak bardzo, że zamieszczony w specjalnym wydaniu miejskiego biuletynu „Jastrząb” całoroczny wykaz imprez fetujących jubileusz zalicza do nich wszystkie święta kościelne i państwowe oraz doroczne dni matki, ojca, dziecka, babci, dziadka, strażaka, górnika, sołtysa etc., etc. A także, by czworonogom i sadownikom nie było przykro, Dzień Psa i Owoców, co jest mariażem o tyle słusznym, że zarówno psy, jak i owoce mają ogonki. W tymże samym biuletynie prezydent Anna Hetman zapewnia, że: „(…) wspólnie, po 60 latach, jesteśmy w stanie przenosić góry, by tworzyć i rozwijać miasto na miarę XXI wieku. Jastrzębie-Zdrój to miasto z wyboru i dlatego jest wyjątkowe”.

Zburzyć miasto, wybrać węgiel

Jako zdeklarowany jastrzębski patriota, związany z miastem od blisko półwiecza, Beskidy (na przekór mocarnym zapędom prezydent Anny Hetman) zostawiłbym na dotychczasowym miejscu, z określeniem „miasto na miarę XXI wieku” lekko bym polemizował, ale całkowicie zgadzam się z szefową magistratu, że jest to „miasto wyjątkowe”. A nawet bardzo, o czym przed laty opowiedział mi, wówczas dziennikarzowi jastrzębskiego tygodnika „Nasze Problemy”, prominentny boss Głównego Instytutu Górnictwa, który nadzorował odwierty badawcze poprzedzające lokalizację jastrzębskich kopalń.

- Zajechałem kiedyś - relacjonował GIG-owiec - na jeden z odwiertów, a tam cała ekipa wiertni leży pokotem, narąbana alkoholowo jak helikoptery. Przewiercili, panie, trzymetrowy pokład węglowy i wcale go nie zauważyli. A efekt jest taki, że Jastrzębie-Zdrój wybudowano na najgrubszych pokładach, a kopalnie tam, gdzie złoża są już mniej zasobne. Dziś opłacałoby się wyburzyć miasto i odbudować je w innym miejscu, by wybrać zalegający pod nim węgiel.

No i jak tu nie wierzyć, że Jastrzębie-Zdrój jest miastem wyjątkowym? Również i z tego powodu, że w początkowej fazie powstawało bez jakiejkolwiek wizji urbanistycznej. Budowano kolejne kopalnie, a w ich pobliżu sypialnie dla górników - numerowane osiedla awaryjne - co wyjaśnia, dlaczego starsi mieszkańcy do dziś mówią, że mieszkają np. „na Trójce”. Sęk w tym, że większość tych nowych mieszkań ziała pustką. Z tak prozaicznego powodu, że w tamtym okresie brakowało chętnych do pracy we wszystkich kopalniach, a w nowo w Jastrzębiu-Zdroju budowanych - w szczególności. Z racji krążącej w środowisku górniczym (i nie bezpodstawnej, dodajmy) famy o wysokim zagrożeniu metanowym.

Z kopertą do proboszcza, z wódką do sołtysa

I wtedy do akcji przystąpili kopalniani werbownicy. Rozjeżdżali się po najbiedniejszych regionach kraju, zachodzili na plebanie i pytali: no i jak tam, księże farorzu, finanse parafii? Oj, niedobrze, biadolił zazwyczaj proboszcz, dach na kościele przecieka, dzwonnica się sypie, ale remontować nie ma za co. To my, werbownicy na to, złożymy ofiarę, która wystarczy i na dach, i na dzwonnicę, a ksiądz zachęci młodych parafian do podejmowania pracy w jastrzębskich kopalniach. I wręczali proboszczowi grubą kopertę z moniakami, a ten w najbliższą niedzielę grzmiał z ambony: przykazań, jak wiecie, jest dziesięć, ale prawdziwy chrześcijanin przestrzega też jedenastego - módl się i pracuj. A praca jest w kopalniach Jastrzębia-Zdroju… Itd., itp.

Od proboszcza werbownicy szli do sołtysa. Z adekwatnym zamiennikiem koperty, czyli skrzynką wódki. I już wieczorem sołtys agitował kumów i swatów: ty, Wojtuś (Antoś, Maniek, Franuś, itp.) niczego się tu na wsi nie dorobisz. Bierz babę i dzieci, i jedź do Jastrzębia. W kopalni dobrze płacą, mieszkanie dają od razu. Po takiej zachęcie Wojtki, Antki i tysiące innych młodych żonkosiów ciągnęły do Jastrzębia Zdroju z taką intensywnością, że w szczytowym okresie miasto liczyło ponad sto tysięcy mieszkańców.

- I wtedy zaczął się problem - opowiadał mi szef działu mieszkaniowego jednej z kopalń. - Dla wielu przyjezdnych, którzy jeszcze nie tak dawno gnieździli się z rodzicami i babcią w jednej izbie, dwupokojowe mieszkanie z kuchnią to był Wersal. Na większe, a takich w naszych zasobach mieliśmy sporo, nie było chętnych. W końcu zaczęliśmy je przydzielać za karę. Jak któryś z nowo przyjętych zapił buźkę i nie przyszedł do roboty, dostawał przydział na M-4. Za trzy nieobecności w pracy kara była jeszcze większa - klucze do M-5. Mój Boże, jak oni się przed tym bronili, jak żarliwie obiecywali, że nigdy więcej gorzały i bumelek. Ale my byliśmy konsekwentni: podpadłeś, kolego, to i kara być musi. Dostajesz przydział na czteropokojowe mieszkanie. Bez możliwości odwołania.

Kto tu rządzi? Król-węgiel

No i jak tu nie powtórzyć za prezydent Anną Hetman, że Jastrzębie-Zdrój to miasto wyjątkowe? Osobliwe do tego stopnia, że przez kilkadziesiąt lat faktyczne rządy sprawowały w nim nie oficjalne władze miejskie, ale król-węgiel. To kopalnie budowały w Jastrzębiu-Zdroju mieszkania, obiekty kulturalne, sportowe, infrastrukturę wypoczynkową i rekreacyjną, utrzymywały je i finansowały ich działalność. Ba, zafundowały nawet miastu gazetę - nieodżałowanej pamięci, bo dobrze (jak na ówczesne czasy) redagowany tygodnik Nasze Problemy. Dopełniające miary opłaty, jakie kopalnie wnosiły do jastrzębskiego budżetu, sprawiły, że kolejne ekipy samorządowe, niczym tłuste koty, zapadały w drzemkę w przekonaniu, że to eldorado trwać będzie do końca świata.

Tymczasem pierwsze tąpnięcie nadeszło już w latach 90. Pod hasłem restrukturyzacji górnictwa zlikwidowano kilkadziesiąt kopalń, a tysiące górników odeszło z finansowymi odprawami, bądź na wcześniejsze emerytury. Ze względu na specyfikę jastrzębskiego węgla, likwidatorskie zapędy nie dotknęły go zbyt mocno, ale z miejskiego pejzażu zniknęły kopalnie „Moszczenica” i „Jastrzębie”, a z pozostałych utworzono jeden zakład wydobywczy. Kończą się też dostępne zasoby, a na rozbudowę kopalń i sięganiu po nowe złoża sprzeciwia się nie tylko Unia Europejska, ale także, w trosce o ochronę terenów przed dewastacją, sąsiadujące z Jastrzębiem-Zdrojem gminy.

Młodzieżowy exodus, ale… Niech żyje bal!

Pierwszy dzwonek, że w Jastrzębiu-Zdroju niezbędne są alternatywne dla górnictwa miejsca pracy, odezwał się trzydzieści lat po otwarciu pierwszej w mieście kopalni. Szansą na to - skwapliwie, dodajmy, wykorzystaną przez Żory i totalnie zlekceważoną przez jastrzębskie ekipy samorządowe - było utworzenie w 1996 roku Jastrzębsko-Żorskiej Podstrefy Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. W Jastrzębiu-Zdroju pod potencjalne inwestycje w ramach KSSE wyznaczono najpierw tereny zdegradowane przez górnictwo, a potem… Potem, czyli do dziś, nie przygotowano oferty godnej uwagi inwestorów, więc ci omijają miasto szerokim łukiem i lokują swoje firmy w Żorach oraz na terenie gminy Pawłowice.

Kompletnym fiaskiem zakończył się pomysł utworzenia Strefy Aktywności Gospodarczej na terenie zlikwidowanej kopalni „Moszczenica”. Trudno też uznać za realistyczną koncepcję obecnych władz przekształcenia miasta w ośrodek turystyczny na kanwie odgrzewania resentymentów uzdrowiskowych oraz promocji pamiętnych strajków w kopalniach zakończonych Porozumieniem Jastrzębskim. A temu właśnie celowi mają służyć znaczne nakłady z budżetu miasta na utworzenie w pokopalnianej łaźni Instytutu Dziedzictwa i Dialogu - Łaźnia Moszczenica z interaktywnym „Carbonarium” oraz Centrum Porozumienia Jastrzębskiego.

Szkopuł w tym, że nakreślone przez magistrat kierunki rozwoju oraz trendy inwestycyjne nie budzą w mieszkańcach entuzjazmu. Na pytanie o życiowe plany, aż 60 proc. młodych jastrzębian deklaruje ucieczkę z miasta. Krytycznie o obranym przez władze kursie wypowiada się też przewodniczący Rady Miasta, Piotr Szereda.

- W pierwszej kolejności - mówi - budżetowe pieniądze powinniśmy wydawać na przygotowanie terenów pod inwestycje. To jest w naszym interesie, bo opłaty wnoszone przez firmy zasilałyby kasę miasta. A tymczasem, choć wystarczyłoby nam muzeum opłacane przez Ministerstwo Kultury, budujemy za 30 mln złotych Instytut Dziedzictwa i Dialogu - Łaźnia Moszczenica z rocznym kosztem utrzymania przekraczającym 4 mln złotych. Za kolejne 30 milionów betonujemy ulicę 1 Maja, a lokalni przedsiębiorcy skarżą się na brak współpracy z magistratem…

Nic to jednak. Niech żyje bal! I proszę - tylko bez aluzji do Titanica…

3

Komentarze

  • wiertacz 09 lutego 2023 11:58Widać ,ze ktoś dobrze zna pana przewodniczącego i jego wstret do uczciwej pracy, no ale to prawda można zmienić poglądy,partie polityczne ale nie zmieni się charakteru
  • Pozdrawialski 08 lutego 2023 18:48No i kampania się rozkręca. Widać, że niektórym marzy się prezydentura. Ale mi szkoda oddać to miasto tym razem w ręce działaczy związkowych i ZSMP-owskich. Niektórzy mieli od urodzenia wstręt do pracy, ale za to duże parcie do bycia prominentem, nie ważne gdzie, nie ważne jak, ważne żeby do przodu. Sukcesy: przewodniczący związków - jakoś się przesiedziało za ciepłym biureczkiem, no a że padła Moszczenica, a później Jastrzębie, a to pech. Podobno Przewodniczący Rady miasta do ważne stanowisko! Jakieś sukcesy? Co zrobiłem poza pyszczeniem na przeciwną opcję? Nie widzę! A to pech! Najważniejsze, że się już jakoś (z odpowiednim poparciem) ustawiłem, bycie Prezesem to już coś. Ale po co się użerać z byłymi zapitymi wiertaczami. To nudne! No ale bycie Prezydentem, to już by było coś! Jak to mówią: co się da jeszcze zpi...olić?
  • Yogi 08 lutego 2023 11:17Tak jak pijani wiertacze odkryli węgiel w J-Z tak co niektórzy działacze pisdzielcow dalej w pijackim widzie widza tylko CPK lub inne linie kolejowe no chyba ,żeby te przyjezdne Franki,Antki będą wracać

Dodaj komentarz