Policjanci, strażacy to wszystko zawody szczególne, bo osoby, które je wykonują, narażają częstokroć swoje życie, by ratować innych. W tym sensie można je rozumieć jako służbę publiczną. Osoby, które ją wykonują, są funkcjonariuszami publicznymi. Dlatego atak na takie osoby zasługuje na szczególne potępienie i grozi szczególnymi konsekwencjami.
Tak będzie również w przypadku dwóch braci i ojca, którzy dopuścili się ataku na policjantów i ratowników medycznych w Lubomi. Najpierw ofiarą napaści stali się właśnie pracownicy pogotowia, na których naskoczył 17-letni dryblas. Próbował on niczym japoński karateka uderzyć członka zespołu ratowniczego. Wezwana została policja, która szybko namierzyła nastoletniego delikwenta. Okazało się, że jest doskonale znany wodzisławskim stróżom prawa.
Po przyjeździe patrolu, który został zadysponowany do zdarzenia, okazało się, że napastników jest więcej, bo do młodzieńca dołączyli 19-letni brat i 41-letni ojciec. W powietrzu wyraźnie czuć było atmosferę alkoholu, niczym nietłumionej agresji oraz napięcia. Doszło do wybuchu. Cała trójka głośno wyzywała zarówno ratowników, jak i policjantów. Naruszyli także nietykalność cielesną interweniujących (ratownicy medyczni w świetle prawa nie są funkcjonariuszami publicznymi, ale przysługuje im również szczególna ochrona prawna).
Po zatrzymaniu zbyt krewkiej rodziny na jaw wyszło, że cała trójka jest pod wpływem alkoholu. Ratownicy medyczni natomiast złożyli zawiadomienie, że doszło do przestępstwa, którego byli ofiarami. Wszyscy trafili do aresztu, gdzie musieli wytrzeźwieć. Teraz "bohaterom" awantury grozi nawet trzy lata pozbawienia wolności.
Komentarze