Jestem krótko po obejrzeniu reportażu, którego tematem była śmierć malutkiego noworodka spowodowana najprawdopodobniej błędem lekarza i personelu. Efektem tego programu był powrót do wspomnień sprzed szesnastu laty. Oglądałam to razem z moją mamą, która 38 lat temu sama przeżyła własny horror na porodówce. Jej dramat odbywał się można powiedzieć niby w innych czasach niż jest teraz i to, co ja przeszłam szesnaście lat temu na porodówce w naszym kochanym mieście. Tym dzieckiem, które urodziło się trzydzieści osiem lat temu jestem ja. Urodziłam się jako wcześniak. Mama skwitowała to krótko to cud, że ty i ja żyjemy. Nie wspominając tego jak była traktowana jako panna. Moja ciąża była dla mnie zaskoczeniem, ale z radością wyczekiwałam swojego synka. Cała ciąża przebiegała prawidłowo, żadnych przesłanek do tego, że coś będzie nie tak nie było.
Dnia 29 kwietnia będąc na prywatnej wizycie kontrolnej już dostałam pierwsze skurcze. Lekarz stwierdził, że to nic takiego, zrobił nawet USG, zapewniając mnie, że najprędzej urodzę za dwa tygodnie. Jakie było zdziwienie po powrocie do domu, że skurcze się nie skończyły wręcz odwrotnie, nasilały się z godziny na godzinę. Godzina czwarta rano wyprawa do szpitala. Niestety nie były to dla mnie radosne i szczęśliwe chwile. Poród długo się nie rozpoczynał, pomimo podanych leków mój organizm był coraz bardziej wycieńczony. W koło zaczęła się panika, pamiętam to jak przez mgłę. Lekarz przykręcił taką rączkę do łóżka, pamiętam, że przez głowę w końcu będę mogła się za coś złapać. Niestety nie było to dla mnie a dla lekarza, który na siłę wyciskał syna. Po chwili już nic nie widziałam, byłam nieprzytomna. Kolejne co pamiętam to jak przyszła pani ordynator, mówiąc, że mamy tu dziecko z Zespołem Downa. Szok i niedowierzanie. Kolejna trauma i płacz. Następne co pamiętam to jak leżałam w małym pokoiku pod jedną ścianą łóżko pod drugą stolik a pośrodku ten szpitalny wózeczek z moim dzieckiem. Dość długo leżałam, gdyż dostałam krwotoku. Między czasie przyszła pani ordynator, stanęła w drzwiach na wprost mojego łóżka, z tekstem „czy oddaje pani to”, nigdy nie zapomnę tych słów. Wykrzyczałam, że jest bezczelna i ma się wynosić, delikatnie mówiąc. Nie było pomocy psychologicznej, a można powiedzieć, że traktowano mnie jak natrętną wariatkę. Jedyny plus to po ponad tygodniu dostałam sale tylko dla siebie, gdyż musieliśmy oczekiwać na transport karetki neonatologicznej, co trwało ponad dwa tygodnie. Między czasie, wręcz na drugi dzień powiedziano mi, że mam jak najszybciej zajść w kolejną ciążę, bo moje dziecko będzie warzywem, albo położna, która stwierdziła, że ona wolała zawsze być weterynarzem, a nie położną. Mój syn przeszedł operacje serca w wieku czterech miesięcy. Mogę po tym wszystkim skwitować tak jak moja mama to cud, że żyjemy.
Standardy okołoporodowe niby wprowadzone, notorycznie dochodzi do apeli i dyskusji, aby naprawiać system. Osoby, politycy powielające nasz głos o lepszą przyszłość dla kobiet i osób z niepełnosprawnościami. Jak za dotknięciem cudownej różdżki zapominają co mówili, co krzyczeli ramie w ramię z nami. Nagłaśniali w mediach społecznościowych. A teraz gonią z jednego absurdu do drugiego. Kolejny pomysł to zamykanie porodówek. Porodu nie da się zaplanować co do minuty, zawsze wszystko może się wydarzyć. Zamiast usprawnić to co istnieje, chcą zamykać.
Hanna Kustra
Komentarze